Policjanci rozstawieni co kilkanaście metrów wzdłuż trasy przejazdu prezydenckiego samochodu, poprzedzielani jedynie dryblasami z BOR-u w charakterystycznych niebieskich kurtkach. Nieustanny warkot śmigłowców krążących nad Warszawą. Zamknięte całe kwartały ulic w centrum miasta. Zakazy parkowania. Wstrzymany ruch niektórych linii tramwajowych i autobusowych. I wściekli warszawiacy zmuszeni do pieszego przemierzania stolicy.
Ktoś napisał, że wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych w naszym kraju zapamiętamy głównie ze względu na paraliż komunikacyjny i towarzyszące jej nadzwyczajne, wręcz niespotykane środki bezpieczeństwa.
Smoleńsk
Oficjalnym powodem wizyty Baracka Obamy w Polsce był szczyt 20 przywódców państw Europy Środkowo-Wschodniej. Tak naprawdę jednak stanowił on jedynie rodzaj „wabika” mającego zachęcić amerykańskiego przywódcę do odwiedzenia polskiej stolicy.
Wizyta w Warszawie nie miała jednak luźnego charakteru, tak jak niedawne spotkania Obamy w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Nie było gry w ping-ponga, wesołego grillowania i raczenia się guinnessem w irlandzkim pubie. Nie było luzu, nie było atmosfery podobnej do tej z pamiętnego spotkania George’a Busha juniora z Lechem Kaczyńskim w prezydenckiej rezydencji w Juracie w 2007 r., nie było nawet prezydenckiej żony, Michelle Obamy.
Obowiązywał sztywny protokół dyplomatyczny, pozbawiony zupełnie „mniej formalnych” akcentów, za to z żelaznymi punktami oficjalnych wizyt: złożeniem kwiatów przed Grobem Nieznanego Żołnierza i pomnikiem Bohaterów Getta oraz oficjalnymi rozmowami z polskim prezydentem, premierem i liderami największych partii politycznych.
Jedynym nietypowym punktem tej części wizyty było spotkanie amerykańskiego prezydenta w katedrze polowej Wojska Polskiego z przedstawicielami rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, m.in. z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i Martą Kaczyńską oraz żonami poległych członków polskiej generalicji. Obama zapalił świecę i złożył hołd przed tablicą upamiętniającą ofiary mordu katyńskiego. A potem, przed tablicą upamiętniającą katastrofę smoleńską, złożył hołd 96 ofiarom z 10 kwietnia 2010 r. Następnie odbył krótką, kilkuminutową rozmowę z rodzinami smoleńskimi. Spotkanie miało charakter prywatny, bez udziału mediów. – Mogłem powiedzieć panu prezydentowi, że jeżeli po wyborach zmieni się sytuacja – a mam nadzieję, że się zmieni – wystąpimy także do NATO o współdziałanie w dojściu do prawdy, bo ta prawda jest w tej chwili po prostu nieznana – relacjonował później Jarosław Kaczyński, dodając, że przekazał stronie amerykańskiej „krótki memoriał” na temat katastrofy smoleńskiej, stanowiący podsumowanie „tego, co wiemy na pewno”.
Listy do amerykańskiego prezydenta napisali także krewni innych osób, które zginęły na pokładzie Tu-154, m.in. Anna Wójtowicz, córka rzeźbiarza Wojciecha Seweryna, obywatela USA. Polka zaapelowała w nim o powołanie przez amerykański Kongres komisji mającej wyjaśnić faktyczne przyczyny tragedii.
Polityka
W czasie spotkań politycznych z Obamą padło oczywiście dużo gładkich pięknych i ciepłych słów. Ale to akurat typowe dla amerykańskiej polityki „poklepywania po plecach”. Prezydent Stanów Zjednoczonych podkreślał na każdym kroku, że Polska jest jednym z „najbliższych i najmocniejszych sojuszników”, a on sam chce podziękować Polakom za okazywaną jego narodowi przyjaźń. Komplementował również nasz kraj za postępy w przemianach gospodarczo-społecznych i zapewniał, że widzi w Polsce głównego lidera tej części Europy. Nie zabrakło również wątków osobistych. – W niektórych dziedzinach i w jakimś sensie jestem częścią Polski, bo pochodzę z Chicago. Mieszkałem w Chicago, a tam w pewnym sensie każdy musi się stać Polakiem – chyba że coś z nim jest nie tak – stwierdził Obama.
I nawet jeżeli dużo w tych słowach typowej dyplomatycznej waty dla uszu, to jednak zupełnie inaczej słucha się ich gdzieś między jednym a drugim politycznym uściskiem dłoni w Owalnym Gabinecie Białego Domu, a zupełnie inaczej bezpośrednio na polskiej ziemi. W tym sensie ta wizyta była rzeczywiście potrzebna. – Dobra wizyta, która potwierdza siłę naszego sojuszu, Barack Obama poczuł Polskę – podsumował, chyba słusznie, szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.
Najważniejsze deklaracje, jakie mogliśmy usłyszeć z ust Obamy, odnosiły się jednak do spraw wojskowych. Prezydent USA zakomunikował m.in., że już wkrótce ogłosi zawarcie dwustronnego porozumienia dotyczącego rotacyjnej obecność amerykańskich sił powietrznych w Polsce. Szkoda tylko, że będzie to jedynie „nagroda pocieszenia dla Polski za porażkę w sprawie tarczy antyrakietowej” – jak słusznie zauważył niemiecki „Der Spiegel”. Bo w tej akurat sprawie Obama nie zamierza zmieniać zdania. – Obrona przeciwrakietowa to jest temat, w którym powinniśmy współpracować z Rosjanami – podkreślił dobitnie w Warszawie.
Biznes
Wizy do USA – najbardziej zapalny temat stosunków polsko-amerykańskich – znalazł się tym razem w cieniu zupełnie innej kwestii. Trudno było wszak nie zauważyć, że nad niemal wszystkimi rozmowami Baracka Obamy z polskimi politykami unosił się nieustannie zapach gazu łupkowego. – Rozmawialiśmy, jak możemy wzmocnić więzy handlowe między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Prezydent Komorowski przedstawił tu kilka ciekawych pomysłów, o których będziemy jeszcze dyskutować – podsumowywał dyplomatycznie Obama. Wiadomo jednak, że cały czas trwają rozmowy na temat potencjalnego wydobywania gazu łupkowego w Polsce przy współudziale koncernów amerykańskich. Firmy zza Oceanu mają zresztą największe doświadczenie w dziedzinie łupków i najbardziej zaawansowane technologie wydobywcze.
Ale sprawa zniesienia wiz dla Polaków oczywiście również paść musiała. Obama zapewniał, że „Stany Zjednoczone pracują nad tą kwestią”. Jak poinformował polski MSZ, chodzi o zmianę kryteriów umożliwiających objęcie naszego kraju amerykańskim programem bezwizowym. Miałyby one opierać się, nie tak jak do tej pory, na statystykach liczby odmów przyznania wizy, ale na procencie osób nielegalnie wydłużających pobyt w USA. – Tu nasze statystyki są lepsze – przyznał bez ogródek Radosław Sikorski.
I na tym właściwie kończą się konkrety wizyty prezydenta Obamy. Nie było ich zbyt wiele. Symptomatyczna jest także reakcja mediów amerykańskich, które w krótkich i raczej oszczędnych relacjach z Warszawy mówiły o Polsce głównie w kontekście … Afryki Północnej. Zdaniem tamtejszych komentatorów Barack Obama widzi bowiem w polskiej transformacji ustrojowej odpowiedni model dla demokratyzacji krajów arabskich.