W oczach Rzymian ów brak podporządkowania sprowadzał na imperium nieszczęście. Pisał o tym chrześcijański pisarz Tertulian: „Jeśli Tyber zaleje mury miejskie, jeśli Nil nie wyleje na pola, jeśli niebo staje i nie daje deszczu, jeśli ziemia się trzęsie, jeśli głód, jeśli zaraza, zaraz słychać krzyki: >>chrześcijan do lwa<<”.
Za wiarę
Innym powodem prześladowania chrześcijan była ich niechęć do powszechnych w imperium rzymskim niewolnictwa i walk gladiatorów. Chrześcijanie nie chcieli brać udziału w cyrkach i igrzyskach, uznawano więc, że są burzycielami społecznego porządku.
Formy prześladowania przybierały różne formy. Chrześcijanom konfiskowano majątki, pozbawiano ich godności wojskowych i cywilnych, degradowano do stanu niewolniczego, karano wygnaniem lub więzieniem, głodzono, rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom, palono na stosach, przecinano żyły, okaleczano i ścinano. Powód śmierci był zawsze tylko jeden – wyznawana wiara.
Mimo doznawanych cierpień w pismach wczesnochrześcijańskich pisarzy znajdujemy wezwania nie tylko do modlitwy za siebie nawzajem, ale i za pomyślność tych, którzy rządzą państwem i za pomyślność cesarza.
Boża pszenica
Chrześcijanie nie tylko przyjmowali męczeństwo, ale również pragnęli go, wiedząc, że w ten sposób najpełniej mogą upodobnić się do Chrystusa. Znamienny jest tu przykład św. Ignacego Antiocheńskiego, który mając świadomość bliskiej śmierci, pisał: „Jestem Bożą pszenicą. Pragnę, by zmieliły mnie zęby dzikich zwierząt, abym stał się czystym chlebem Chrystusa”. Choć spotykał chrześcijan, którzy mogli wstawić się za nim u cesarza, prosił ich: – Nie przeszkadzajcie mi. Chcę być męczennikiem, chcę być święty, chcę całkowicie upodobnić się do Chrystusa”.
Nie wszystkich chrześcijan stać było na taki heroizm. Część z nich nie wytrzymywała prześladowań i odstępowała od wiary, składając ofiarę kadzielną bożkom lub oddając pokłon cesarzowi. Inni, mając pieniądze, kupowali zaświadczenia o złożeniu ofiary. Jeszcze inni składali ofiary, usprawiedliwiając się, że są one tylko zewnętrznym gestem, a ich serca pozostają wierne Chrystusowi.
Posiew wyznawców
Męczennikami byli mężczyźni i kobiety, dzieci i całe rodziny, niezależnie od pochodzenia społecznego, majętności, wykonywanego zawodu. Od początku żywe było przekonanie, że właśnie dzięki ich wierze i świadectwu Kościół trwa i wciąż się rozrasta. Wspomniany wcześniej Tertulian pisał, że „krew męczenników jest nasieniem nowych wyznawców”. Rzeczywiście, historia uczy, że im więcej było męczenników, tylko więcej później wierzyło w Chrystusa. Męczennicy stali się fundamentem, na którym Kościół mógł wciąż się rozrastać. Pomagały w tym świadectwa dające siłę i nadzieję, które pozostały po męczennikach.
Wśród tych świadectw znaleźć możemy m.in. protokoły sądowe władz rzymskich, wydobywane po IV w. przez chrześcijan z rzymskich archiwów. Zachowały się również relacje naocznych świadków męczeństwa, ludzi, którzy mówili: „Bóg nas zachował, żebyśmy świadczyli o tym, co widzieliśmy”. Są wreszcie legendy, już mniej wiarygodne historycznie, ale za to niosące ze sobą ogromny ładunek treści pisanych „ku pokrzepieniu serc”.
Po prostu wierność
Pierwsze cztery wieki Kościoła naznaczone były bardzo krwią męczenników, ale i później Kościołowi nie brakowało świętych, którzy również całym swoim życiem świadczyli o Chrystusie. Po męczennikach przyszła epoka wielkiego ruchu monastycznego, w której życie pustelników i zakonników, pełne ascezy i wyrzeczeń, skoncentrowane było całkowicie na Chrystusie. Potem przez wieki zmieniał się świat i zmieniali się ludzie, ale nigdy nie brakowało tych, którzy mogli być wzorem i przykładem siły wiary w Jezusa Chrystusa: wiary, która nie cofa się przed żadnymi trudnościami.
Święci są Kościołowi potrzebni, gdyż pomagają patrzeć na codzienność Bożymi oczami. Pokazują, że świętość to nie jest nadzwyczajna forma życia, ale wierność Chrystusowi, niezależnie od stanu, do jakiego Bóg powołał człowieka. W świętości chodzi o to, żebyśmy wszystko to, co robimy, robili dobrze, zgodnie z tym, czego uczył nas Chrystus. Takie życie pokazują nam święci: udowadniają, że życie z Bogiem jest możliwe, że istnieje miłość, która zapomina o sobie, że naśladowanie Chrystusa jest rzeczywistością dla każdego z nas.
Katechezy katedralne: ks. Bogdan Czyżewski