Hospicjum to miejsce przedziwne – z jednej strony przerażające ogromem cierpienia i bliskością śmierci, z drugiej zachwycające entuzjazmem i miłością, jaką pracownicy i wolontariusze otaczają swoich podopiecznych.
To właśnie z wolontariuszami, lekarzem i pielęgniarką, pracującymi w Hospicjum Miłosiernego Samarytanina, rozmawiali młodzi wolontariusze, Weronika Dettlaff i Paweł Błażejak, na co dzień uczniowie ZSP nr 2 w Wągrowcu.
Odwaga przychodzi
Trudno nie zadać pytania: co przyciąga zdrowych ludzi do hospicjum? Dlaczego chcą być właśnie tu, z tymi, którzy odchodzą? – Nie ma na to odpowiedzi – mówią pytani. – Część wolontariuszy lubi pomagać ludziom, część jest zwyczajnie przywiązana do tego miejsca. Niektórzy są na emeryturze, inni mają rodziny i muszą łączyć pracę w hospicjum z codziennymi obowiązkami. Ale każdy z nas dla chorych zrobi wszystko. Z czasem wszystkie lęki pryskają, człowiek nabiera i odwagi, i wprawy. Każdy nowy wolontariusz dostaje swojego opiekuna, który musi go wprowadzić w tryb tej pracy. Najczęściej jest to pielęgniarka, ale i starsi wolontariusze również pomagają młodszym.
– W momencie tworzenia hospicjum przeszedłem na zasłużoną emeryturę i wybrałem pracę tutaj, ponieważ by hospicjum w ogóle mogło zostać utworzone, potrzebny był w nim lekarz. Nie mam trudności, by pogodzić pracę z życiem osobistym – tłumaczy Zygmunt Nieżychowski, lekarz.
To nie jest trudne
Pracujący w hospicjum początkowo spotykają się ze zdziwieniem środowiska, ale i ze wsparciem ze strony rodzin, które czasem również włączają się w pomoc w hospicjum. – Większość ludzi kojarzy hospicjum z oddziałem paliatywnym – tłumaczą wolontariusze. – Tymczasem wchodząc tutaj, od razu odczuwa się rodzinną atmosferę, w niczym nieprzypominającą strasznych wyobrażeń. To dlatego każdy pracuje tutaj, jak najlepiej potrafi.
– Otwarcie się na potrzeby drugiego człowieka wbrew pozorom nie jest wcale trudne – opowiadają wolontariusze. – Osoby pracujące w hospicjum potrafią już wczuć się w potrzeby swoich pacjentów. Do każdego z nich podchodzą indywidualnie, traktując jego potrzeby priorytetowo. Czują z hospicjum pewnego rodzaju więź, chcą tutaj powracać. Wolontariusze nawiązują również kontakt z rodziną chorego, ale nie wtrącają się w jego sprawy rodzinne, osobiste. Jednak to kontakt z chorym zawsze pozostaje na pierwszym miejscu.
Więcej niż szpital
Chorym w hospicjum można bardzo dużo pomóc. Są oni objęci całkowitą opieką pielęgniarską, duchową, psychologiczną, i rehabilitacją. Niezbędne wsparcie otrzymują również ich rodziny. Oprócz hospicjum stacjonarnego istnieje również hospicjum domowe, gdzie opieka hospicyjna prowadzona jest przy współpracy z rodziną w domu chorego. Codzienna praca w hospicjum obejmuje więc nie tylko samo leczenie, ale również troskę o zaopatrzenie hospicjum w środki pomocy medycznej i środki czystości, czy mozolne wypełnianie dokumentów. Stale trzeba być też uważnym, ktoś bowiem może potrzebować obecności drugiego człowieka – by mu się zwierzyć, by po prostu był obok. – Tu dopiero zdajemy sobie sprawę, że hospicjum to nie jest szpital – tłumaczą wolontariusze. – Chorzy są tu leczeni, ale to wszystko, co się z nimi tutaj dzieje, na poziomie ducha i ciała, traktujemy jednakowo poważnie i otaczamy jednakową troską.
Nie odejdziemy
Po co młodzież w hospicjum? – Tutaj można się nauczyć przede wszystkim cierpliwości, pokory, wytrwałości, zrozumienia drugiego człowieka i samej opieki nad chorym, której nie nauczymy się na żadnym kursie, z żadnej książki – odpowiadają młodzi. Tutaj uczą się szacunku wobec starszych, bycia obok chorego i umierającego człowieka, pomagania innym w przechodzeniu przez trudne chwile jego życia. – Jeżeli udaje nam się pomagać choremu w ostatniej drodze jego życia, to daje nam satysfakcję. Klęską dla nas byłaby nie śmierć, ale cierpienie, odczuwanie bólu w ostatnim etapie życia. Trudne momenty występują bardzo często, ale nigdy nie wątpimy w cel naszej pracy. Nie chcemy stąd odchodzić.
Monika Białkowska
Weronika Dettlaff
Paweł Błażejak