Logo Przewdonik Katolicki

Imiona i ciała zabrał im ogień

Paweł M. Nawrocki
Fot.

65 lat temu, w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., Niemcy świadomi zbliżania się do Łodzi frontu, chcąc pozbyć się bezpośrednich świadków swych zbrodni, podpalili budynki Rozszerzonego Więzienia Policyjnego na Radogoszczu.


W płomieniach oraz od kul zginęło 1500-2000 osób. Ocalało zaledwie 25- 30 więźniów. Wśród stert zwęglonych zwłok jeszcze przez miesiąc łodzianie poszukiwali ciał swych bliskich. Niewiele zwłok udało się zidentyfikować.

Początki
W więzieniu powstałym 1 lipca 1940 r. w fabryce włókienniczej Samuela Abbego u zbiegu dzisiejszych ulic Zgierskiej i Sowińskiego - po przeniesieniu z poprzedniej siedziby w zakładzie produkcyjnym M. Glazera - początkowo, czyli właśnie od stycznia do lipca, funkcjonowały jednocześnie dwa obozy: przesiedleńczy i tymczasowy.
Rozszerzone Więzienie Policyjne na Radogoszczu (od sierpnia 1943 r., po połączeniu z obozem pracy na Sikawie, do zakończenia wojny noszące nazwę Erweitertes Polizeigefängnis und Arbeitserziehungslager) przeznaczone było wyłącznie dla mężczyzn (także w podeszłym wieku oraz dzieci i młodzieży męskiej). Osadzano w nim oskarżonych o "przestępstwa przeciwko interesom Trzeciej Rzeszy", czyli potajemny ubój i szmuglowanie żywności, nielegalne przekraczanie granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem i Rzeszą, ucieczki z robót przymusowych w Niemczech. Umieszczano tam również osoby zatrzymane w łapankach ulicznych, przedstawicieli polskiej inteligencji, obywateli polskich pochodzenia niemieckiego, którzy odmawiali podpisania Volkslisty i więźniów politycznych. Grupowano ich jedynie czasowo, na okres do dwóch miesięcy, w oczekiwaniu na procesy sądowe oraz w celu późniejszej wysyłki do innych więzień, obozów pracy przymusowej lub obozów koncentracyjnych. W Radogoszczu jednorazowo przebywało od 500 do 1000 więźniów. W halach pofabrycznych zapewniano im spanie na słomie i wyżywienie: rację chleba oraz zupę z brukwi.
Z braku pełnej dokumentacji szacuje się, że przez radogoskie więzienie przeszło około 40 tys. ludzi (udało się ustalić 10 tys. nazwisk), spośród których około 2 tys. zginęło na skutek sadystycznych metod stosowanych m.in. podczas codziennych apeli przez 60-70 wachmanów, stanowiących załogę więzienia, a także z powodu głodu, chorób i tragicznych warunków bytowych. Stąd wywożono ludzi na masowe egzekucje w rejonie Łodzi, m.in. w lasach lućmierskim, łagiewnickim i chełmskim oraz do Zgierza, gdzie 20 marca 1942 r. odbyła się największa tego typu publiczna egzekucja na terenie Kraju Warty.

Rok 1945
W związku z przesuwaniem się frontu Niemcy przetransportowali do Radogoszcza więźniów z terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną, co doprowadziło do wyjątkowego zagęszczenia wśród osadzonych. Ich liczba wzrosła do około 2 tys.
W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r. hitlerowcy rozpoczęli wewnątrz budynku mordowanie więźniów, strzelając do nich, natomiast chorych dobijali bagnetami. Gdy napotkali na czynny opór, nad ranem podpalili większość kompleksu radogoskich zabudowań. Z daleka widać było płomienie i unoszący się, gryzący dym. Mieszkańcy okolicznych domów słyszeli śpiew - m.in. „Boże coś Polskę" - i modlitwy przerażonych ludzi. Do więźniów, którzy próbowali ratować się, wyskakując przez okna, strzelano bądź dobijano ich na dziedzińcu. Przez cały kolejny dzień załoga Radogoszcza „polowała" na pozostałych przy życiu. Kilku ocalało, ukrywając się w rezerwuarze z wodą na czwartym piętrze, inni uniknęli śmierci schowani w kuchni pod ziemniakami i kapustą.
Jak wspomina 13-letnia wówczas Teresa Jankowska-Nawrocka, gdy grupie niemieckich żandarmów - tuż przed wycofywaniem się Niemców z Łodzi - kazano uczestniczyć w mordowaniu więźniów radogoskiego „obozu", jeden z nich, mieszkający na parterze domku obok siedziby żandarmerii przy Almweg Str. (dawnej ul. Zielonej) - naprzeciwko domu zamieszkałego
m.in. przez państwa Jankowskich - zapewne nie mogąc pogodzić wykonania tego rozkazu z głosem swego sumienia, a jednocześnie nie chcąc narażać żony na prześladowania, położył się wraz z nią w łóżku ich sypialni i wyciągnął zawleczkę umieszczonego pomiędzy nimi granatu. Jak mówili ludzie gromadzący się potem pod ich oknem - być może na podstawie wcześniejszej rozmowy z owym żandarmem lub pozostawionego przez niego listu - wolał śmierć od uczestniczenia w haniebnej zbrodni. Jego rodzina od lat związana była z Łodzią i zaprzyjaźniona z wieloma Polakami.
Przed południem 19 stycznia 1945 r., tuż po ucieczce hitlerowców, grupka okolicznych mieszkańców wyważyła obozową bramę i weszła na teren nadal tlącego się więzienia, poszukując żywych jeszcze ludzi. Przeżyło ich kilku (oficjalnie podaje się liczbę od 20 do 30). Jednym z nich - jak wspominał uczestniczący w jego ratowaniu Kazimierz Jankowski - był owinięty w koce mężczyzna znaleziony w metalowym rezerwuarze z wodą. Na sankach przewieźli go do domu Polaków, Szulców, znajomych Kazimierza Jankowskiego, zamieszkałych w sąsiedztwie „obozu".
Cały dziedziniec, klatki schodowe i więzienne sale usłane były stertami zwęglonych i na wpół spalonych trupów. Ich ciała, często w przerażających, spazmatycznych pozach, zdawały się bezdźwięcznie krzyczeć.
Pogrzeb ofiar Radogoszcza odbył się 28 lutego 1945 r. na pobliskim cmentarzu pw. św. Rocha.

Rok 1961
9 września 1961 r. dla uczczenia pamięci ofiar masakry odsłonięto Pomnik-Mauzoleum oraz „Iglicę Radogoską". Na sarkofagu umieszczony został napis: „Tu spoczywamy zamordowani w przeddzień wolności. Imiona i ciała zabrał nam ogień, żyjemy tylko w waszej pamięci. Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej".

 

 

65 lat temu, w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., Niemcy świadomi zbliżania się do Łodzi frontu, chcąc pozbyć się bezpośrednich świadków swych zbrodni, podpalili budynki Rozszerzonego Więzienia Policyjnego na Radogoszczu.

 

W płomieniach oraz od kul zginęło 1500-2000 osób. Ocalało zaledwie 25- 30 więźniów. Wśród stert zwęglonych zwłok jeszcze przez miesiąc łodzianie poszukiwali ciał swych bliskich. Niewiele zwłok udało się zidentyfikować.

 

Początki

W więzieniu powstałym 1 lipca 1940 r. w fabryce włókienniczej Samuela Abbego u zbiegu dzisiejszych ulic Zgierskiej i Sowińskiego - po przeniesieniu z poprzedniej siedziby w zakładzie produkcyjnym M. Glazera - początkowo, czyli właśnie od stycznia do lipca, funkcjonowały jednocześnie dwa obozy: przesiedleńczy i tymczasowy.

Rozszerzone Więzienie Policyjne na Radogoszczu (od sierpnia 1943 r., po połączeniu z obozem pracy na Sikawie, do zakończenia wojny noszące nazwę Erweitertes Polizeigefängnis und Arbeitserziehungslager) przeznaczone było wyłącznie dla mężczyzn (także w podeszłym wieku oraz dzieci i młodzieży męskiej). Osadzano w nim oskarżonych o "przestępstwa przeciwko interesom Trzeciej Rzeszy", czyli potajemny ubój i szmuglowanie żywności, nielegalne przekraczanie granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem i Rzeszą, ucieczki z robót przymusowych w Niemczech. Umieszczano tam również osoby zatrzymane w łapankach ulicznych, przedstawicieli polskiej inteligencji, obywateli polskich pochodzenia niemieckiego, którzy odmawiali podpisania Volkslisty i więźniów politycznych. Grupowano ich jedynie czasowo, na okres do dwóch miesięcy, w oczekiwaniu na procesy sądowe oraz w celu późniejszej wysyłki do innych więzień, obozów pracy przymusowej lub obozów koncentracyjnych. W Radogoszczu jednorazowo przebywało od 500 do 1000 więźniów. W halach pofabrycznych zapewniano im spanie na słomie i wyżywienie: rację chleba oraz zupę z brukwi.

Z braku pełnej dokumentacji szacuje się, że przez radogoskie więzienie przeszło około 40 tys. ludzi (udało się ustalić 10 tys. nazwisk), spośród których około 2 tys. zginęło na skutek sadystycznych metod stosowanych m.in. podczas codziennych apeli przez 60-70 wachmanów, stanowiących załogę więzienia, a także z powodu głodu, chorób i tragicznych warunków bytowych. Stąd wywożono ludzi na masowe egzekucje w rejonie Łodzi, m.in. w lasach lućmierskim, łagiewnickim i chełmskim oraz do Zgierza, gdzie 20 marca 1942 r. odbyła się największa tego typu publiczna egzekucja na terenie Kraju Warty.

 

Rok 1945

W związku z przesuwaniem się frontu Niemcy przetransportowali do Radogoszcza więźniów z terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną, co doprowadziło do wyjątkowego zagęszczenia wśród osadzonych. Ich liczba wzrosła do około 2 tys.

W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r. hitlerowcy rozpoczęli wewnątrz budynku mordowanie więźniów, strzelając do nich, natomiast chorych dobijali bagnetami. Gdy napotkali na czynny opór, nad ranem podpalili większość kompleksu radogoskich zabudowań. Z daleka widać było płomienie i unoszący się, gryzący dym. Mieszkańcy okolicznych domów słyszeli śpiew - m.in. ?Boże coś Polskę" - i modlitwy przerażonych ludzi. Do więźniów, którzy próbowali ratować się, wyskakując przez okna, strzelano bądź dobijano ich na dziedzińcu. Przez cały kolejny dzień załoga Radogoszcza ?polowała" na pozostałych przy życiu. Kilku ocalało, ukrywając się w rezerwuarze z wodą na czwartym piętrze, inni uniknęli śmierci schowani w kuchni pod ziemniakami i kapustą.

Jak wspomina 13-letnia wówczas Teresa Jankowska-Nawrocka, gdy grupie niemieckich żandarmów - tuż przed wycofywaniem się Niemców z Łodzi - kazano uczestniczyć w mordowaniu więźniów radogoskiego ?obozu", jeden z nich, mieszkający na parterze domku obok siedziby żandarmerii przy Almweg Str. (dawnej ul. Zielonej) - naprzeciwko domu zamieszkałego

m.in. przez państwa Jankowskich - zapewne nie mogąc pogodzić wykonania tego rozkazu z głosem swego sumienia, a jednocześnie nie chcąc narażać żony na prześladowania, położył się wraz z nią w łóżku ich sypialni i wyciągnął zawleczkę umieszczonego pomiędzy nimi granatu. Jak mówili ludzie gromadzący się potem pod ich oknem - być może na podstawie wcześniejszej rozmowy z owym żandarmem lub pozostawionego przez niego listu - wolał śmierć od uczestniczenia w haniebnej zbrodni. Jego rodzina od lat związana była z Łodzią i zaprzyjaźniona z wieloma Polakami.

     Przed południem 19 stycznia 1945 r., tuż po ucieczce hitlerowców, grupka okolicznych mieszkańców wyważyła obozową bramę i weszła na teren nadal tlącego się więzienia, poszukując żywych jeszcze ludzi. Przeżyło ich kilku (oficjalnie podaje się liczbę od 20 do 30). Jednym z nich - jak wspominał uczestniczący w jego ratowaniu Kazimierz Jankowski - był owinięty w koce mężczyzna znaleziony w metalowym rezerwuarze z wodą. Na sankach przewieźli go do domu Polaków, Szulców, znajomych Kazimierza Jankowskiego, zamieszkałych w sąsiedztwie ?obozu".

     Cały dziedziniec, klatki schodowe i więzienne sale usłane były stertami zwęglonych i na wpół spalonych trupów. Ich ciała, często w przerażających, spazmatycznych pozach, zdawały się bezdźwięcznie krzyczeć.

     Pogrzeb ofiar Radogoszcza odbył się 28 lutego 1945 r. na pobliskim cmentarzu pw. św. Rocha.

 

Rok 1961

     9 września 1961 r. dla uczczenia pamięci ofiar masakry odsłonięto Pomnik-Mauzoleum oraz ?Iglicę Radogoską". Na sarkofagu umieszczony został napis: ?Tu spoczywamy zamordowani w przeddzień wolności. Imiona i ciała zabrał nam ogień, żyjemy tylko w waszej pamięci. Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej".

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki