Zapraszamy do rozmowy w "Rozmównicy" kanału Religia.tv: poniedziałek, 25 października 2010, godz. 22
|
W języku polskim nie ma właściwego słowa, które oddawałoby ból rodziców po stracie dziecka. Nie chodzi jednak tylko o słowa, lecz o przyznanie im prawa do godnego przeżywania żałoby. Czasem szczególnej pamięci o wszystkich zmarłych dzieciach jest październik. Piętnastego dnia tego miesiąca od sześciu lat obchodzony jest bowiem w naszym kraju Dzień Dziecka Utraconego. Ma on przypominać o problemach, z którymi zmagają się rodzice po śmierci dziecka, a które na co dzień są tematem tabu. To jeden z kroków w kierunku uświadomienia społeczeństwu tego dramatu. Jednak wciąż jeszcze zbyt mało mówi się o tych dzieciach, które odeszły przed swoim narodzeniem. – Bez względu na to, ile człowiek liczy dni, miesięcy czy lat, od chwili poczęcia jest człowiekiem. Tak wierzę i tego jestem pewien. To również podstawa mojej życzliwości dla tych rodziców, którzy od prawie trzydziestu lat przychodzą do mnie, abym pochował ich nienarodzone dzieci – podkreśla ks. prałat Józef Maj, proboszcz parafii pw. św. Katarzyny w Warszawie.
Aby nie kończyły w śmieciach
O wydarzeniu, które miało miejsce na cmentarzu należącym do tej warszawskiej parafii dokładnie pięć lat temu, 20 października, dzięki mediom dowiedziały się miliony osób. Dla wielu było to wstrząsające przeżycie. Mogli oni zobaczyć kondukt z dziesięcioma małymi, białymi trumienkami, w których znajdowały się ciałka kilkudziesięciu nienarodzonych dzieci. Maria Bienkiewicz każde z nich owinęła w pieluszkę. Przy każdym położyła też różę... – Chciałam w ten sposób każdemu z nich okazać największy szacunek. To byli mali, bezbronni ludzie, którym po prostu nie dane było przeżyć – mówi pani Maria, organizatorka pierwszego w Polsce zbiorowego pogrzebu dzieci utraconych.
Dopiero wtedy zaczęto się zastanawiać, co naprawdę dzieje się z ciałkami dzieci, które każdego roku w Polsce traci w wyniku poronienia ponad 40 tys. kobiet. Dotyczyło to także ciał dzieci zabitych podczas aborcji. Pani Maria wiedziała już o tym od dawna. – W wyniku mojego dochodzenia okazało się, że ciała tych dzieci, jeśli są małe, wrzuca się po prostu do ubikacji. Natomiast te większe są palone razem ze śmieciami – opowiada z przejęciem.
One nie miały się urodzić
Pani Maria od wielu lat zajmuje się ratowaniem życia dzieci. W tym celu założyła też Fundację Nazaret, która zrzeszona jest w Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. – Dzięki współpracy z zaprzyjaźnionymi ginekologami, w czasie obowiązywania w Polsce ustawy aborcyjnej, spotykałam się z kobietami w ciąży, które chciały zabić swoje nienarodzone dziecko. Namawiałam je, aby urodziły. Czasami udawało mi się ocalić w ten sposób aż siedem ludzkich istnień dziennie – wyznaje po latach Maria Bienkiewicz. Najstarsze z tysięcy uratowanych przez nią dzieci w tym roku obchodzi swoje 27. urodziny. – Jestem świadkiem wielkich cudów. Z tych dzieci, które miały zginąć, bo według rozpoznania lekarzy miały urodzić się chore, wszystkie przyszły na świat zdrowe – opowiada pani Maria. Jak sama przyznaje, z wieloma z nich ma stały kontakt, a ponad czterdzieścioro trzymała do chrztu.
Wraz ze swoją fundacją od 2005 r. zajmuje się także organizacją kolejnych zbiorowych pogrzebów dzieci nienarodzonych w różnych polskich miastach. W czasie każdego z nich chowanych jest jednocześnie kilka lub kilkanaście dziecięcych ciałek. – Tych pogrzebów byłoby o wiele więcej, gdyby nie protesty niektórych lekarzy. Zdarza się bowiem, że nie zgadzają się na nie ordynatorzy oddziałów ginekologicznych. Wiedzą, że gdy biorę do ręki ciało dziecka, to widzę czy zginęło ono śmiercią naturalną, czy zostało zabite. I tego się po prostu boją. A przecież nie lęka się człowiek, który ma czyste sumienie – tłumaczy Maria Bienkiewicz.
Tak, jak być powinno
W roku 2006 pani Maria pomogła również w organizacji jednego z takich zbiorowych pogrzebów w Chojnicach, w województwie pomorskim. To wydarzenie tak poruszyło mieszkańców miasta, że założyli grupę, która zainicjowała regularne, comiesięczne pochówki dzieci nienarodzonych. – Przewozimy je karawanem ze szpitala do domu pogrzebowego i po Mszy św., złożone w trumienkach, chowamy we wspólnym grobowcu – mówi Tadeusz Porożyński, właściciel zakładu pogrzebowego z Chojnic. Podkreślmy, że nie pobiera on za to od rodziców dzieci żadnej opłaty. W taki właśnie godny sposób powinno być chowane każde dziecko.
Również każdy szpital powinien zaproponować rodzicom wydanie ciał ich dzieci zmarłych przed narodzeniem. Bywa jednak, że gdy chcą oni je odebrać, spotykają się z trudnościami ze strony tych placówek. – Często jest tak, że ciała tych dzieci przy przekazywaniu ich rodzicom, wkłada się do koperty czy owija w papier lub ligninę. To po prostu niegodne – zauważa Maria Bienkiewicz, dodając, że na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia.
Wyjdźmy ze strefy milczenia
Zbiorowe mogiły nienarodzonych to bardzo ważne i potrzebne miejsca. Wszędzie tam, gdzie się one znajdują, nieustannie płoną znicze. Odwiedzają je także ludzie, którzy zabili swoje dzieci w wyniku dokonanej aborcji. To dla nich rodzaj zadośćuczynienia.
Dla niektórych z rodziców ważne jest, aby ich zmarłe przed narodzeniem dziecko, miało jednak swój własny grób. – Grób dziecka i możliwość pochowania go, pozwala na uczestnictwo w pewnym społecznym i kulturowym rytuale, który umożliwia okazanie szacunku zmarłej osobie. To również komunikat, że to życie, które odeszło, było ważne – tłumaczy Izabela Barton-Smoczyńska, psycholog zajmująca się tematyką poronień. Podkreśla ona również, że uczestnictwo w obrządku pogrzebowym daje możliwość rozmawiania o własnych emocjach i otrzymania wsparcia, co stanowi naturalne wejście w proces żałoby. Jest to tym bardziej istotne, że w naszym społeczeństwie wciąż nie traktuje się dzieci przedwcześnie utraconych w wyniku poronień czy przedwczesnych porodów jako pełnowartościowych istot ludzkich.
– Również zbiorowe pogrzeby ciał dzieci, które zostają w szpitalach, są jak najbardziej zasadne z perspektywy okazywania najwyższego szacunku należnego życiu jako najwyższej wartości – przyznaje psycholog. – Kiedy umiera nam dziadek, nie dyskutujemy o tym, czy zabieramy jego ciało ze szpitala i czy należy mu się pogrzeb. W przypadku dzieci przedwcześnie zmarłych, to nie jest dla nas niestety takie oczywiste – stwierdza Izabela Barton-Smoczyńska, dodając, że jest to konsekwencja strefy milczenia, którą społeczeństwo otacza ten temat.
One są w niebie
W takich momentach tym cenniejsza dla rodziców, którzy utracili swoje dziecko, jest życzliwa rozmowa z duszpasterzem. Gdzie bowiem, jeśli nie w Kościele, mają oni szukać wsparcia i nierzadko utraconej nadziei. − Pocieszając rodziców, którzy przedwcześnie stracili dziecko, uświadamiam im, że poczęty człowiek jest poczęty na wieczność. Przypominam im, że śmierć doczesna nie przerywa jego istnienia – wyznaje ks. prałat Józef Maj z Warszawy. Podkreśla przy tym potrzebę wielkiej delikatności podczas prowadzenia takich rozmów, bowiem wrażliwość rodziców po stracie dziecka jest zdecydowanie większa. Jego zdaniem takim rozmowom powinna także towarzyszyć żarliwa modlitwa zarówno kapłana, jak i samych rodziców. − Modląc się za te dzieci jesteśmy przekonani, że każde z nich było ogarnięte chrztem pragnienia. To znaczy zakładamy, że gdyby dziecko urodziło się żywe, to rodzice by je ochrzcili. Stąd też jesteśmy przeświadczeni o ich zbawieniu i nie tyle modlimy się za te dzieci, bo one są niewinne, ile za ich rodziców, którzy przeżywają teraz dramat, ból i cierpienie – wyjaśnia duszpasterz.