W niedzielne poranki Magdalena Pawlicka uchyla nam drzwi do prywatnego życia osób z pierwszych stron gazet. Widzowie „Zacisza Gwiazd” czują, jakby naprawdę byli gośćmi jej rozmówców.
Program emitowany przez TVP 2 cieszy się wielkim zainteresowaniem, bowiem w przyjazny sposób ukazuje znanych ludzi w ich własnych domach. Również prowadząca go Magdalena Pawlicka przede wszystkim ceni sobie swój dom i życie rodzinne. Razem z mężem Maciejem, producentem telewizyjnym, są rodzicami 22-letniego Kamila, 15-letniej Klary i 13-letniej Moniki. Tym razem to pani Magdalena zechciała odsłonić nam swoje przeżycia związane z najważniejszą sferą jej życia.
Zazdrościłam im wiary
− Ochrzczono mnie, ale wychowywano bez Boga. Nie chodziłam na religię ani do kościoła. Jako dziewczynka, zazdrościłam jednak koleżankom komunijnych sukienek – pani Magdalena zaczyna swoją opowieść. Wśród najbliższych z wiarą zetknęła się tylko u swoich babć. Odwiedzała je rzadko, mieszkały bowiem w innym mieście. − Widziałam, jak się modlą, byłam zafascynowana. Jedna z nich nauczyła mnie pacierza. To była nasza tajemnica. Ale sama nie modliłam się i nie wierzyłam w Boga – dodaje. Przyznaje też, że później, już jako osoba dorosła, zazdrościła ludziom ich wiary i „tej niezrozumiałej pewności i siły”. I tego, że nie muszą bać się śmierci.
Zakochałam się
Życie pisze jednak własne scenariusze. − Zakochałam się w człowieku wierzącym, niewyobrażalnie dobrym i pochodzącym z bardzo religijnej rodziny. Chciałam wierzyć w to, co on. On jednak do niczego mnie nie nakłaniał, nie namawiał – opowiada pani Magdalena. Pomimo tych różnic zakochani nie mieli wątpliwości, że chcą być razem. Postanowili więc wziąć tzw. ślub mieszany, czyli osoby wierzącej z niewierzącą. − Poszliśmy do naszej ówczesnej parafii na Ursynowie. Młody ksiądz, typ urzędnika, kiedy dowiedział się, że jestem niewierząca, rzucił jak rzecz oczywistą: „Do ślubu jeszcze pięć tygodni, zdąży więc pani wszystko załatwić i uwierzyć”. Nie muszę chyba dodawać, jak odebrałam tego rodzaju „ewangelizację”. Po prostu „najeżyłam się” – wspomina moja rozmówczyni.
Zapragnęłam uwierzyć
Wtedy przyszła z pomocą mama pana Macieja, aktorka Barbara Rachwalska-Pawlicka. − Moja przyszła teściowa wymyśliła, bym porozmawiała z jej przyjacielem ks. Kazimierzem Orzechowskim i by to on podczas ślubu pobłogosławił nasz związek. Poszłam na pierwsze z nim spotkanie, mając w pamięci młodego księdza z Ursynowa. Bałam się, co powie na moje niedowiarstwo. Ks. Orzechowski przyjął mnie jednak z taką miłością i zrozumieniem, że jeszcze bardziej zapragnęłam uwierzyć, być razem z nimi, być w tym niezwykłym świecie − opowiada pani Magdalena. – Podczas naszego ślubu składając przysięgę małżeńską, mój mąż kończył ją słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”, ja natomiast mówiłam: „Przyrzekam”. Ks. Kazimierz stworzył w czasie tej uroczystości tak niezwykłą atmosferę i wygłosił tak piękne kazanie o miłości, że, jak się później zorientowaliśmy, część gości w ogóle nie zauważyła, że był to ślub „mieszany” – dopowiada.
O tym, jakim człowiekiem jest ks. Kazimierz Orzechowski, wiedzą wszyscy ci, którzy mieli okazję się z nim zetknąć. Jego twarz natomiast znana jest milionom widzów, chociażby z serialu „Złotopolscy”, w którym gra postać ks. Leskiego. To jedyny kapłan w Polsce, który jako dyplomowany aktor uzyskał zgodę prymasa Stefana Wyszyńskiego na pracę na scenie.
Po prostu będę z tobą
− Po ślubie powiedziałam mężowi: „Będę z tobą chodziła do kościoła. Ty będziesz się modlił, a ja po prostu będę z tobą”. I tak też się działo. Czekałam na łaskę wiary – mówi pani Magdalena. − Pewnej niedzieli, kilkanaście miesięcy później, szliśmy z mężem i z moim śp. teściem do kościoła pw. św. Wojciecha w Warszawie. Pamiętam, że przed Mszą byłam o coś na teścia zła, zdenerwował mnie. To była zwyczajna Eucharystia, nie towarzyszyła jej żadna specjalna oprawa. A jednak podczas tej Mszy św. poczułam istnienie Boga. To było uczucie nieporównywalne z czymkolwiek innym w życiu. Wyszłam z kościoła odmieniona. Rozpierała mnie taka radość i miłość, że miałam ochotę ucałować mojego marudnego, kochanego teścia – opowiada moja rozmówczyni.
I tak mnie wysłuchała
Pani Magdalena wyznaje, że wraz z mężem cztery lata prosili Boga o dziecko. Wszystkie badania wypadały pozytywnie, ale efektu nie było. Lekarze byli bezradni. − Napisałam sobie na tekturce zdanie: „O cokolwiek, modląc się, prosicie, wierzcie, że otrzymacie, a stanie się wam”. Woziłam te słowa wszędzie ze sobą i wieszałam nad łóżkiem, także podczas rocznej podróży po Europie – opowiada. Będąc w Hiszpanii, małżonkowie pojechali z pielgrzymką do klasztoru w Montserrat, by pomodlić się przy słynnym wizerunku Czarnej Madonny. − Kilka kilometrów od celu zobaczyliśmy kłęby dymu, płonął las. Powiedziano nam, że to atak baskijskich terrorystów i autokar zawrócono. Byłam zrozpaczona. Zadzwoniłam do babci. Powiedziała, żebym się nie martwiła, iż nie dotarłam przed oblicze Czarnej Madonny. Ona i tak mnie wysłucha. Kilka dni później babcia umarła. Miesiąc później zaszłam w ciążę – wspomina pani Magdalena.
Każdego dnia dziękuję
I tak 22 lata temu na świat przyszło najstarsze z dzieci państwa Pawlickich. − Karmiąc Kamila piersią, czytałam Pismo Święte i Katechizm, przygotowując się do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. To były najpiękniejsze chwile mojego życia – przyznaje pani Magdalena. W przygotowaniach wspierał ją ksiądz z parafii pw. św. Wawrzyńca na warszawskiej Woli. − Poprosił, abym przyjeżdżała do niego z wątpliwościami wynikającymi z moich lektur. Pamiętam, że cieszył się z każdego pytania, z jakim do niego przychodziłam. W końcu zapytałam: „Czy mogę już przystąpić do egzaminu?”. „Już zdałaś egzamin”, odpowiedział − wyjaśnia.
Do Pierwszej Komunii Świętej pani Magdalena przystąpiła podczas Mszy św., na której ks. Orzechowski udzielił Kamilowi chrztu. Natomiast dwa lata temu, w 25. rocznicę swojego ślubu, państwo Pawliccy odnowili przysięgę małżeńską w warszawskim kościele Sióstr Wizytek. – To samo miejsce, co przed laty; przy ołtarzu ten sam kapłan. Tylko tym razem także ja mówiłam: „Tak mi dopomóż Panie, Boże, wszechmogący” – wspomina pani Magdalena.
− Każdego dnia dziękuję Bogu za łaskę wiary. Za najlepszego na świecie męża, który mnie do Niego poprowadził i za trójkę wspaniałych dzieci. Moja mama Alina wróciła do Boga 27 lat temu. W minionym Adwencie starsza z naszych córek, Klara, była na wszystkich Mszach roratnich. Modliła się w intencji, „żeby dziadek Janusz uwierzył w Boga” – mówi Magdalena Pawlicka.