Logo Przewdonik Katolicki

Z głową w chmurach

Natalia Budzyńska
Fot.

Wspólne dla nich jest to, że żyją sztuką i nie ukończyli żadnych artystycznych szkół. Swoje myśli i sny zamieniają w rysunki. To są ich słowa.

 

 

 

Mówi się o nich artyści prymitywni lub naiwni. Prymitywni? Chyba nie, ale naiwni owszem. Naiwna jest ich postawa wobec świata, który wbrew wszystkiemu uważają za dobry i przyjazny. Ich ufność i najczęściej kompletne nieprzystosowanie do życia w świecie interesownym i uporządkowanym powoduje, że ludzie patrzą na nich jak na dziwaków. Dla świata są outsiderami, nieszkodliwymi wariatami, prymitywami właśnie. Patrzy się na nich trochę z politowaniem, jak na chore dzieci, ale najczęściej bez miłości i współczucia. Tymczasem to są prawdziwi artyści, namaszczeni przez Boga talentem, rozmawiają ze sobą i światem innym językiem. Często ich przeżycia artystyczne mają wymiar mistyczny, zawsze są przekonani o istnieniu siły wyższej, poza tym światem. Są wybrańcami, a ich życie wewnętrzne nie ma w sobie nic z prymitywizmu – jest znacznie bogatsze od życia niejednego z nas.

 

Samorodki

Malarstwo naiwne zostało odkryte dla sztuki na początku XX w. Jeden z jego wielkich miłośnków, niemiecki krytyk Wilhelm Uhde, nazwał taką twórczość „malarstwem świętego serca”. Wydaje się, że trafił w samo sedno. Malarzy naiwnych nie obchodzą prądy w sztuce i przeróżne style oraz mody, tworzą z potrzeby serca, wyrażają swoje osamotnienie, swoje sny i wizje, swoje lęki i swoją radość. Ich obrazy cechuje szczerość i niepowtarzalna ekspresja, często są niezwykle kolorowe i dekoracyjne i potrafią zachwycić magicznym klimatem mimo nieporadności formy. Nikt ich nie uczył malować, intuicja i pasja kazała im chwycić za pędzel lub kredki. Sztuką naiwną zafascynowali się malarze związani z surrealizmem, inspirowali się nią m.in.: Picasso, Chagall, Klee.

Najsłynniejszymi przedstawicielami polskiej szkoły naiwnej byli Nikifor i Teofil Ociepka. O ich życiu i twórczości opowiadają filmy fabularne („Nikifor” oraz „Angelus”), a ich malarstwo jest dziś znane na całym świecie. Polska sztuka naiwna znajduje się w wielu europejskich kolekcjach, w Stanach Zjednoczonych za obraz znanego malarza prymitywisty z Polski płaci się nawet kilka tysięcy dolarów. W Polsce zaledwie kilka osób interesuje się artystami naiwnymi. Dopiero dwa lata temu powstała idea Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Naiwnej Nikisz-For, który odbywa się w Katowicach. W Płocku prężnie działa projekt OTO JA, skupiający kilkunastu artystów – mieszkańców Domów Opieki Społecznej z Płocka. W ramach tego projektu powstała jedna z największych w Polsce kolekcji sztuki naiwnej.

 

Dorka dziwaczka

W Muzeum Etnograficznym w Krakowie trwa wystawa pokazująca fascynujący świat kobiety, którą nazywano kiedyś „Nikiforem w spódnicy”. Ale znano ją również jako „głupią Dorkę”, „leniwą Dorkę”, „brudasa” i „niechluja”. Mogła żyć dostatnio i wygodnie, ale to pojęcia nasze dla niej znaczyły coś innego. Wybrała życie samotne, w domu, który wymagał kapitalnego remontu, w towarzystwie zwierząt i góry śmieci. W takim otoczeniu, które dla zwykłego człowieka byłoby nie do wytrzymania, Dorota Lampart malowała swoje kawałki nieba.

Urodziła się w 1906 roku w Krakowie, ale całe swoje życie spędziła w rodzinnej wiosce niedaleko Zawoi. Była dzieckiem nieślubnym młodej góralki Zofii, która nawet nie była w stanie jej wychowywać. Zostawiła dziecko w rodzinnym domu i wyjechała do pracy w mieście. W życiu Doroty pojawiła się krótko przed swoją śmiercią zdradzając objawy choroby psychicznej. Dorota zatem mieszkała u dziadków, którzy zapisali jej w spadku cały majątek. Na pewno widzieli, że Dorota jest inna niż wszyscy: od dzieciństwa miewała sugestywne sny, które lubiła malować. Jednak dopiero, gdy została sama, okazało się, jak bardzo jest życiowo nieporadna. Wkrótce dom zamienił się w ruinę, a pola zarosły chwastami. Nie interesowało jej zarabianie pieniędzy i inne przyziemne rzeczy. Mieszkała w skrajnej nędzy, wśród śmieci, pcheł i szczurów, tymczasem jej obrazy zaczęły pojawiać się w prasie i zainteresowali się nimi kolekcjonerzy. Kolejne domy również szybko zamieniała w rudery, nie chciała przyjmować żadnej pomocy, odgradzała się od świata zewnętrznego wychodząc z domu nocą. Pewnie wtedy, gdy wszyscy spali, ona czuła się bezpiecznie, śpiewała, pasła zwierzęta, rozmawiała ze sobą. Film Hanny Kramarczuk „Ballada o Lampart Dorocie”, nakręcony w 1988 roku, pokazuje 80-letnią kobietę żyjącą w skrajnej nędzy. Dorota Lampart, która nie ufała ludziom, reżyserce pozwoliła towarzyszyć sobie przez cały dzień. Opowiada o trudach samotnego życia, o ciężkiej dla niej pracy fizycznej – jest zima, musi przecież narąbać drewna na opał, pójść do sklepu, ale wspomina także młodość. Później, w zimnej izbie, maluje na pierwszym lepszym papierze, marząc o farbach olejnych i płótnie. Tak żyła kobieta, której obrazy znajdują się w kolekcjach nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. W końcu w 1991 roku zabrano ją z jej zrujnowanego domu do zakładu opiekuńczego w Rajczy, gdzie zmarła w 2005 roku. Tęskniła za Zawoją, za swoimi zwierzętami i domem.

 

Skrawek nieba

Dorota Lampart żyła własnym życiem i uważajmy lepiej, aby nie uznać je za gorsze od naszego. Malowała, modliła się, układała wiersze i pieśni, czytała dewocyjne książki i śniła. Wierzyła w Boga w sposób naiwny, a więc dziecięcy, szczery. Duchem przebywała poza naszym światem, jej oczy widziały anioły i to właśnie tamten świat przynosił jej pocieszenie w samotności i radość. Wierzyła, że może zostać matką, marzyła o macierzyństwie. Przecież Bóg potrafił sprawić, że stara św. Elżbieta zaszła w ciążę. Miała swoich ulubionych świętych: Alojzy, Stanisław Kostka, Kazimierz, Dorota i Genowefa często pojawiają się na jej obrazach. Malowała temperami na papierze, często doklejała kolorowe papierki i pazłotka. Starannie zapisywała na obrazach swoje religijne wiersze. Rzeźbiła z gliny, z drutu i skóry, suszyła zioła i kwiaty i układała z nich piękne kompozycje, hafotwała. I tak minęło niemal sto lat jej życia.

Na wystawie w Muzeum Etnograficznym w Krakowie postarano się, żeby Dorota Lampart przemówiła wieloma głosami. Najważniejszy jest oczywiście głos jej samej: obrazy, zdjęcia, rzeczy, jakie po sobie pozostawiła, listy, nawet jej głos, gdy śpiewa. Zobaczymy dumną kobietę, która wbrew wszystkiemu walczy o szacunek i uznanie dla swej twórczości.

 


 

Wystawa w Muzeum Etnograficznym w Krakowie „Wyrwany skrawek nieba. Malarstwo Doroty Lampart” trwa do 16 maja

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki