Logo Przewdonik Katolicki

Podzwonne dla generała

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Chrześcijaninowi nie wypada nawet pytać o sens aktu wybaczenia. W przypadku dawnych komunistycznych dygnitarzy nie zastanawiamy się więc czy, tylko jak przebaczyć, w sytuacji, gdy sami zainteresowani robią wszystko, by ten proces utrudnić.

 


 

Chrześcijaninowi nie wypada nawet pytać o sens aktu wybaczenia. W przypadku dawnych komunistycznych dygnitarzy nie zastanawiamy się więc „czy”, tylko „jak” przebaczyć, w sytuacji, gdy sami „zainteresowani” robią wszystko, by ten proces utrudnić.

 

Mówi się, że kara za przewinienia powinna być wystarczająco dotkliwa, aby mogła dobrze spełniać swoją funkcję wychowawczą. Nie wiem, ile prawdy tkwi w tym stwierdzeniu, za to jestem absolutnie pewien, że nie ma niczego bardziej niewychowawczego niż poczucie całkowitej bezkarności. Świetnie widać to na przykładzie generała Czesława Kiszczaka. Bo im więcej czasu mija od upadku komunizmu, tym generał staje się coraz bardziej butny, opryskliwy i skłonny do lekceważenia swojej przeszłości i pamięci o ofiarach reżimu. Wszelkie granice przyzwoitości ów „człowiek honoru” przekroczył jednak kilka dni temu, gdy sprawę śmierci księży Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca, którzy zginęli z rąk funkcjonariuszy podległego mu resortu, nazwał plotkami i głupotami. Tak, tak, nie inaczej: głupotami...

 

Wilczy bilet za chrzest

Lista procesów sądowych, w których gen. Czesław Kiszczak występuje jako podsądny, jest długa i mroczna niczym noc listopadowa. Kiszczak - ostatni nadzorca komunistycznej bezpieki, główny strażnik policyjnego państwa generała Jaruzelskiego – staje przed polskimi sądami przede wszystkim za przestępstwa w skali makro: wprowadzenie stanu wojennego i wydanie szyfrogramu zezwalającego na użycie broni, co w konsekwencji doprowadziło do krwawego stłumienia strajku górników z kopalni „Wujek” i „Manifest Lipcowy”.

Trudno też nie obciążać generała – było nie było, człowieka nadzorującego cały resort komunistycznej opresji - odpowiedzialnością za mordy polityczne dokonywane przez podległych mu milicjantów i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w okresie lat 80. Wszystkie te niewyjaśnione zgony są przedmiotem prokuratorskiego zainteresowania Instytutu Pamięci Narodowej, który od kilku lat prowadzi śledztwo w sprawie związku przestępczego działającego do 1989 roku w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i kierowanego przez osoby piastujące najwyższe stanowiska państwowe. Postacią kluczową dla tego śledztwa jest właśnie Kiszczak...

Problem jednak w tym, że odpowiedzialność komunistycznych dygnitarzy za zbrodnie systemu jest w dużej mierze amorficzna, bo rozciągająca się na cały reżim i wszystkich jego funkcjonariuszy. Szeregowi esbecy mówią więc, że jedynie wykonywali rozkazy, ich przełożeni zasłaniają się z kolei niesubordynacją i nadgorliwością swoich podkomendnych. I tak w kółko Macieju. Zaklęty krąg zmowy katów…

Dlatego też najbardziej namacalne i mogące najmocniej świadczyć o winie generała są małe sprawy, dotyczące zwykłych szarych ludzi - tych, którym wszechwładza Kiszczaka przetrąciła życie zawodowe i osobiste. Generał oskarżony jest zatem przez IPN m.in. o przekroczenie uprawnień i „ograniczanie człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową”. Proces ten dotyczy byłego milicjanta zwolnionego z pracy z powodów religijnych. Rozkaz jego zwolnienia podpisał gen. Kiszczak, rzekomo z uwagi na „ważny interes służby”. Jednak rzeczywistym powodem wyrzucenia z „zaszczytnej”  pracy w szeregach MO był zawarty przez milicjanta ślub kościelny oraz fakt, że  w rodzinie jego żony byli księża.

Na tym jednak nie koniec. Generała czekają bowiem następne, bliźniaczo podobne procesy: za wyrzucanie z pracy pracownika ministerstwa z powodu ochrzczenia przezeń córki oraz za zwolnienie  funkcjonariusza milicji, którego „winą” było posłanie córki do Pierwszej Komunii Świętej.

Osobną kwestią jest też proces wytoczony Kiszczakowi przez środowiska homoseksualne, które oskarżają go o to, że  w latach 80. nakazał inwigilowanie i zbieranie „haków” na homoseksualistów w ramach akcji o kryptonimie „Hiacynt”.

 

Humorek dopisuje

Generał Kiszczak od lat jak ognia unika publicznych wystąpień. Jeśli już padają z jego ust jakieś wyjaśnienia czy komentarze na temat przeszłości, to najczęściej dzieje się tak przy okazji kolejnych procesów sądowych. Niedawny przerwany wywiad, którego zgodził  się udzielić jednej z komercyjnych stacji,  to jedynie wyjątek potwierdzający regułę. Tym bardziej że generalska łaska skończyła się w momencie, gdy padły pierwsze niewygodne pytania i okazało się, że dziennikarz nie zamierza przeprowadzać rozmowy „na kolanach” z  generałem,  jako „mężem opatrznościowym” Narodu Polskiego.

Czesław Kiszczak brnie w swoim zaparciu - wyparciu o wiele dalej niż gen. Jaruzelski. Jego buta miesza się z pewnością siebie, a poczucie wyższości z nieskrywaną pogardą wobec badaczy niedawnej przeszłości. Warto tutaj zacytować garść publicznych wypowiedzi Kiszczaka z ostatniego okresu czasu: o „głupotach”, czyli morderstwach politycznych lat 80. była już mowa. No to inny cytat: „Przepraszać należy za działanie niezgodne z prawem, etyką lub moralnością. Z domu wyniosłem dobre wychowanie. Uczono mnie odróżniać dobro od zła. Ja nie mam za co przepraszać. W 1981 roku zrobiłem to, co należało do moich obowiązków. Robiłem to dla Polski i w imię interesów Polski” – powiedział Kiszczak, indagowany przez portal Onet.pl dlaczego – w  przeciwieństwie do gen. Jaruzelskiego ­- nigdy publicznie nie przeprosił za stan wojenny.

Albo utrzymana w podobnym tonie wypowiedź dla TVN: „Jak można po 25 latach na podstawie szkieletu ustalić czy został popchnięty, czy sam spadł ze schodów?” – to kiszczakowy komentarz do śledztwa w sprawie śmierci krakowskiego opozycjonisty Stanisława Pyjasa.

Jeszcze bardziej cyniczne, by nie powiedzieć knajackie oblicze Czesław Kiszczak zademonstrował w lipcu 2008 roku, po zakończeniu rozprawy, podczas której sąd uznał, że były szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ponosi „winę nieumyślną” za przyczynienie się do śmierci górników z kopalni „Wujek” i w związku z tym sprawę umorzył. Generał powiedział wtedy do dziennikarzy: „No to już koniec. Mam nadzieję, że w sądzie już się nie spotkamy. Co najwyżej w knajpie przy wódce i zakąsce, bo na to mnie jeszcze stać”…

 

Generał w wybielaczu

Z czego bierze się owa rzucająca się od razu w oczy buta i brak skruchy Kiszczaka?

Po części wynika ona zapewne ze swoistej  kombinacji poczucia dotychczasowej bezkarności i maskowanego strachu przed ewentualną zmianą koniunktury i pociągnięciem do odpowiedzialności. Stad biorą się nieustanne korowody prawne, zdrowotne triki i uniki niegodne oficerskiego honoru, a z taką lubością stosowane przez generała od wielu lat.

Druga przyczyna to grono ludzi, którzy utwierdzają Kiszczaka w jego wielkości, historycznej wyjątkowości i wiarygodności. Uosobieniem tych wybielających zabiegów są słynne i po wielokroć cytowane słowa Adama Michnika, który onegdaj arbitralne namaścił generała na „człowieka honoru”. Swoją drogą, ta osobliwa „mięta do generała” kwalifikuje się na ciekawe studium badawcze dla socjologów i lekarzy psychiatrii. Bo jak można wmawiać społeczeństwu, że Kiszczak - człowiek posiadający niemal nieograniczoną władzę i bez którego nie można było nawet palcem kiwnąć w najbardziej zhierarchizowanym resorcie PRL - nie wiedział o tym, że u jego boku działa komando zabójców, mające na sumieniu dziesiątki mordów na przeciwników politycznych?

Zagłaskiwanie Kiszczaka jest wielką krzywdą wyrządzaną temu człowiekowi. Bo jeśli gnębią go wyrzuty sumienia, jeśli zależy mu na jakimkolwiek pojednaniu z dawnymi ofiarami reżimu, to nie tędy droga. Nie, nie chodzi wcale o stosy czy kamienowanie generała, o czym dramatycznie wykrzykują jego obrońcy. Oczywiście, jeśli Kiszczak jest winien, powinien zostać skazany przez niezawisły sąd, ale biorąc pod uwagę podeszły wiek i stan zdrowia, nie musi to być wcale kara bezwzględnego więzienia.

Chodzi raczej o to, by przestał unikać odpowiedzialności, by skonfrontowany z wyrokiem, potrafił stanąć w prawdzie i dokonać aktu skruchy. Ale bez żalu za grzechy i symbolicznej choćby ekspiacji będzie to najzwyczajniej w świecie niemożliwe.

Stawiając więc jeszcze raz pytanie o sensy wybaczenia, trzeba na nie odpowiedzieć: tak - należy wybaczyć nawet, a może właśnie przede wszystkim, komuś takiemu jak Kiszczak. Wypada jedynie wierzyć, że prędzej czy później taką potrzebę poczuje także sam generał.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki