Logo Przewdonik Katolicki

586 dni wojny

Piotr Krysa
Fot.

13 grudnia 1981 roku dla wielu Polaków jest jeszcze żywą datą. Pamiętają nadawaną na wszystkich kanałach radiowych muzykę poważną, pamiętają wystąpienie generała armii Wojciecha Jaruzelskiego, pamiętają czołgi i transportery opancerzone na ulicach swoich miast. Wszyscy powinniśmy pamiętać, że zginęli wtedy ludzie, zginęli z rąk rodaków. Winni tych wypadków do dziś często...

13 grudnia 1981 roku dla wielu Polaków jest jeszcze żywą datą. Pamiętają nadawaną na wszystkich kanałach radiowych muzykę poważną, pamiętają wystąpienie generała armii Wojciecha Jaruzelskiego, pamiętają czołgi i transportery opancerzone na ulicach swoich miast. Wszyscy powinniśmy pamiętać, że zginęli wtedy ludzie, zginęli z rąk rodaków. Winni tych wypadków do dziś często są nieznani albo w wielu przypadkach uznani za niewinnych.


Stan wojenny wprowadzony 13 grudnia 1981 roku do dziś dzieli polskie społeczeństwo na dwa obozy. Spór o to, czy był to akt terroru wymierzony przeciwko własnym rodakom, czy też ratowanie narodu przed dobrosąsiedzką inwazją wcale nie został jednoznacznie rozwiązany. Problem ten nie dotyczy jedynie historii przez duże "H", ale także setek ludzkich dramatów. Dramatów, które podręczniki za kilkanaście lat będą traktowały tylko statystycznie. Dziś, 21 lat po wprowadzeniu stanu wojennego, są to wydarzenia wciąż żywe i budzące wielkie emocje. Niestety, również coraz trudniejsze do wyjaśnienia.

Pułapka grubej kreski


Po kilkunastu latach funkcjonowania III Rzeczpospolitej wiele dowodów przemawia za tym, że polityka "grubej kreski" była błędna. Błędna, bo po prostu się nie sprawdziła, skutkując całą masą oskarżeń, pomówień i prowokacji. Jeśli idea była piękna, to ludzie do niej nie dorośli. Na dłuższą metę okazało się, że bez oceny tamtych wydarzeń, bez moralnego osądu trudno o należną państwu demokratycznemu atencję dla sprawiedliwości.

Spóźniona lustracja, dodatkowo skutecznie zepsuta głosami SLD i Samoobrony, stała się zwykłą groteską, a miała przecież jedynie wymusić przyznanie się do przeszłości osób sprawujących urzędy publiczne.

Gruba kreska i lustracja nie odnoszą się jedynie do stanu wojennego, ale do całego okresu PRL. Stan wojenny to inna kategoria zdarzeń. Skutkował przecież jawnym użyciem wojska i służb bezpieczeństwa przeciwko własnemu narodowi. Od kul, pałek czy pięści zginęli ludzie - wskutek wprowadzenia w Polsce stanu wojennego bezpośrednio lub pośrednio około 100 osób.

Czasami ginęli w czterech ścianach, czasami doprowadzeni na skraj psychicznej wytrzymałości popełniali samobójstwo. Wielu jednak zginęło w pełnym słońcu podczas pacyfikacji strajków czy manifestacji, na oczach setek świadków. Ci również częstokroć nie doczekali się zadośćuczynienia. Dzięki ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej termin przedawnienia tzw. zbrodni komunistycznych nie będących zbrodniami wojennymi, ani zbrodniami przeciwko ludzkości upłynie po 30 latach w przypadku zabójstwa i 20 latach w innych przypadkach. Te ostatnie ulegną więc przedawnieniu 1 stycznia 2010 roku. Historia jednak nie ulega przedawnieniu.

Zamach stanu


Stan wojenny oficjalnie rozpoczął się 13 grudnia 1981 roku, jednak faktycznie odbyło się to już w nocy z 12 na 13 grudnia (z soboty na niedzielę). Rozkaz wprowadzający stan wojenny został wydany 12 grudnia około godziny 16.00, a pierwsze działanie sił podległych MSW i MON zaplanowano na godzinę 23.30. Oficjalnie wojna w Polsce rozpoczęta została dekretem Rady Państwa na podstawie art. 33 II konstytucji PRL. Dekret został wydany wbrew prawu, bowiem taż sama konstytucja zabraniała wydawać dekrety w trakcie trwania sesji Sejmu, a taka właśnie wtedy miała miejsce. Zresztą Rada Państwa pod przewodnictwem Henryka Jabłońskiego przyjęła dekret dopiero 13 grudnia we wczesnych godzinach rannych, gdy postanowienia stanu wojennego były już realizowane, co nakazuje powątpiewać, że była to jej suwerenna decyzja.

Rzeczywistym autorem stanu wojennego był ówczesny I sekretarz KC PZPR, prezes Rady Ministrów i minister obrony narodowej, gen. armii Wojciech Jaruzelski. 13 grudnia objął jeszcze jedną funkcję - przewodniczącego Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON), która miała jakoby być administratorem stanu wojennego. Taką rolę pełniła jedynie oficjalnie, bo najważniejsze decyzje zapadały w nieformalnym gronie skupionym wokół gen. Jaruzelskiego. Oficjalnie stan wojenny uzasadniano załamaniem gospodarczym kraju, groźbą zamachu stanu i przejęcia władzy przez Solidarność. Faktycznie nawet w świetle obowiązującego w PRL-u prawa przejęcie władzy przez wojskową juntę pod wodzą gen. Jaruzelskiego było właśnie zamachem stanu i tak od samego początku było to określane na Zachodzie. Już w latach ‘90 gen. Jaruzelski stwierdził, że stan wojenny musiał być wprowadzony jako obrona polskiej racji stanu, ze względu na naciski władz ZSRR i zagrożenie interwencją wojsk Układu Warszawskiego.

Niemniej jednak decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego nie zapadła z dnia na dzień. Już w sierpniu roku 1980 Komitet Obrony Kraju wydał szefowi Sztabu generalnego WP gen. Florianowi Siwickiemu rozkaz rozpoczęcia prac studyjnych nad jego wprowadzeniem. Znaczącą rolę odegrał tu Sztab MSW "Lato ‘80" powołany do istnienia 16 sierpnia tegoż roku decyzją ministra spraw wewnętrznych, który miał koordynować działania wszystkich służb w celu "zapewniania bezpieczeństwa, ładu i porządku publicznego w kraju". W dwudziestolecie wprowadzenia stanu wojennego Instytut Pamięci Narodowej opublikował kilka obszernych publikacji zawierających stan badań dotyczących tych wydarzeń.

Obudzeni o świcie


12 grudnia około godziny 23 przerwano wszystkie połączenia telefoniczne i teleksowe. Odcięto nawet prywatną linię telefoniczną łączącą Papieża z Polską. Około północy przestały nadawać radio i telewizja. Około trzeciej w nocy zaczęły się internowania. Prawie od razu udało się ująć 93 ze 107 członków Komisji Krajowej Solidarności. Ci, którzy włączyli radio nad ranem, usłyszeli jedynie muzykę poważną. Od szóstej nadawano też proklamację WRON i przemówienie generała Wojciecha Jaruzelskiego. Jego też, zamiast Teleranka, zobaczyły tego dnia wszystkie polskie dzieci. W kazaniu niedzielnym prymas Józef Glemp potępia stan wojenny i apeluje o spokój i rozwagę. Społeczeństwo dowiaduje się również o propagandowym internowaniu Edwarda Gierka odpowiedzialnego za kryzys gospodarczy.

Nazajutrz, w poniedziałek, pierwszy roboczy dzień stanu wojennego, pozostający na wolności działacze Solidarności organizują strajki. Tegoż samego dnia z gazet ukazuje się tylko "Trybuna Ludu", "Żołnierz Wolności" i organy KW PZPR. W Gdańsku ukazało się łączne wydanie trzech lokalnych gazet. Równocześnie wojsko otoczyło Stocznię Gdańską. Jednak to nie stoczniowcy pierwsi musieli ulec zbrojnej przemocy.

Polak strzela do Polaka


Pierwsze strzały rozległy się 15 grudnia na Śląsku, gdzie podczas pacyfikacji strajku w kopalni "Manifest Lipcowy" postrzelonych zostaje 4 górników. Nazajutrz w środę dochodzi do największych tragedii. Przeciwko protestującym robotnikom władza nie waha się wysłać nawet czołgów. Kolejno pacyfikowane są Stocznia Gdańska, Huta im. Lenina, Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. W Trójmieście walki przenoszą się na ulice, gdzie pojawiają się również czołgi w asyście śmigłowców. Oddziały ZOMO atakują kopalnię "Wujek" - od kul ginie 9 górników, 21 zostaje postrzelonych...

Dzień później w Gdańsku w ulicznych starciach z ZOMO zastrzelona zostaje jedna osoba, a dwie zostają ranne. W Krakowie obywa się bez ofiar...

20 grudnia pada strajk w Porcie Gdańskim, 23 grudnia zostaje spacyfikowana Huta Katowice, pięć dni później kończy się ostatni strajk okupacyjny w kopalni "Piast".

Nie kończą się jednak ani stan wojenny ani prześladowania i represje. Rozwiązywane są związki zawodowe i różne stowarzyszenia i organizacje. Trwają internowania, których ofiarami pada w sumie ponad 10 tysięcy osób. Władze w wielu dziedzinach życia kontrolują komisarze wojskowi.

Cichy opór


Społeczeństwo nie godzi się na rządy wojskowo-partyjnej junty i na różne sposoby manifestuje swój sprzeciw. Piątego lutego 1982 roku w Świdniku odbywa się pierwsza "manifestacja spacerowa" polegająca na masowych spacerach w czasie trwania Dziennika TV, 16 lutego w LO im. Stefana Batorego w Warszawie młodzież po raz pierwszy nie rozmawia ze sobą w czasie przerw. Pierwszego maja w wielu miastach Polski odbywają się demonstracje i kontrpochody.

Te zorganizowane 3 maja są rozbijane przez ZOMO już o wiele bardziej brutalnie. 31 sierpnia w rocznicę porozumień sierpniowych w Gdańsku od uderzenia w głowę petardą ginie jeden z demonstrantów, we Wrocławiu jedna osoba umiera wskutek pobicia, w Lubinie służba bezpieczeństwa otwiera ogień do manifestantów. Giną 3 osoby, dalszych 11 odnosi rany.

To nie wszystkie ofiary. Ludzie ginęli nie tylko podczas demonstracji, byli także brutalnie mordowani bez świadków, jak choćby maturzysta Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, pobity na komisariacie.

Stan wojenny Rada Państwa zawiesiła 31 grudnia 1982 roku, natomiast zniosła 22 lipca 1983 roku.

Czy tak musiało być? Józef Kurowski, funkcjonariusz MO z Myślenic na pewno nie chciał nikogo zabić podczas tłumienia manifestacji 11 listopada w Krakowie. Skrytykowany przez przełożonych za "zbyt łagodne postępowanie" popełnił samobójstwo. To też ofiara tej "wojny".

Został wstyd


Za zbrodnie stanu wojennego przed sądami III RP odpowiedzieli tylko nieliczni funkcjonariusze PRL. Próby ich ścigania podejmowano zaraz po przełomie 1989 roku. Większość z nich napotkała jednak na duży opór. Lewica straszyła "polowaniem na czarownice", prawica zarzucała pierwszym solidarnościowym rządom niechęć do ścigania tych zbrodni. Ich zdaniem, był to skutek tajnych układów przy okrągłym stole.

Wiele dla tej sprawy zrobiła specjalna komisja sejmowa pod kierownictwem Jana Marii Rokity, która w latach 1989-1991 ustaliła, że w wyniku działań aparatu państwowego śmierć poniosło co najmniej 91 osób.

Niewiele z tych spraw doczekało się finału, śledztwa podejmowano jedynie w najważniejszych sprawach, z których nieliczne zakończyły się wyrokami skazującymi. Część wyroków orzekało o winie, ale uwalniało od kary, w wielu sprawach ukaraniu, a nawet w prowadzeniu samych spraw przeszkodził zły stan zdrowia oskarżonych, niektóre po apelacjach w sądach wyższych instancji wróciły do ponownego rozpatrzenia. Niestety, nie wszystkie te sprawy upadają jedynie ze względu na obiektywne trudności. Szerokim echem odbił się proces oskarżonych o masakrę w kopalni "Wujek". Z jednej strony opinii publicznej nie uszedł fakt masowej dezercji sędziów nie chcących orzekać w tej sprawie, z drugiej sądowego dramatu zeznających górników narażonych na szydercze spojrzenia i buńczuczne wypowiedzi oskarżonych z plutony specjalnego ZOMO. Po dwóch długotrwałych procesach w październiku 2001 roku 11 oskarżonych uniewinniono, wobec pozostałych umorzono postępowanie. Większość komentarzy na ten temat można streścić w dwóch słowach - wstyd i hańba.

Od sierpnia 2000 roku przestępstwa aparatu władzy PRL ściga pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej. Zajmuje się on zarówno konkretnymi pojedynczymi przypadkami, jak też ustalaniem tak zwanego sprawstwa kierowniczego wysokich funkcjonariuszy PRL.

Oddziałowe Komisje Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prowadzą obecnie łącznie 42 śledztwa i postępowania sprawdzające związane ze stanem wojennym wprowadzonym 13 grudnia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki