W Ewangelii według św. Marka coraz rzadziej pojawiają się wzmianki o cudach i uzdrowieniach, a jeśli się pojawiają, to zawsze mają głęboki sens i dydaktyczną wymowę.
Jezus dokonał tego uzdrowienia po dyskusjach z faryzeuszami i po pobycie w pogańskim Dekapolu. Argumenty faryzeuszów mogły do pewnego stopnia zachwiać wiarą uczniów, a działalność pogańskich czarnoksiężników mogła wypaczyć rozumienie cudów Jezusa. Swoim kolejnym cudem Jezus chciał tym zagrożeniom zaradzić.
Sposób dokonania uzdrowienia sugeruje, że Jezusowi zależało na czytelności cudu jako znaku mocy Bożej. Włożenie palców do uszu i dotknięcie języka ukazywało ścisły związek między działaniem Jezusa a niesprawnym narządem. Gesty temu towarzyszące miały służyć jedynie czytelnemu zakomunikowaniu działania Jezusa. Chory miał mieć świadomość, że Jezus działa mocą Bożą, że w celowy sposób uzdrawia jego zmysły. Również zrozumiałe, bo wypowiedziane w rodzimym języku, były słowa uzdrowienia: effata – otwórz się. Jezus uzdrawia mocą swego słowa, własną, autonomiczną decyzją. To nie były magiczne zaklęcia i czarnoksięskie sztuczki, lecz konkretna pomoc cierpiącemu człowiekowi.
Również samo schorzenie nie było przypadkowe. To, czego słuchamy i co mówimy, jest często źródłem wielu problemów właśnie dlatego, że nie umiemy słuchać i mówić odpowiednich rzeczy, we właściwy sposób. Nadstawiamy ucha na plotki, pochlebstwa, propagandę, kłamstwa - i zarażamy się takimi fałszywymi słowami. Wskutek tego rodzi się w nas zazdrość, zniechęcenie, pycha, intryganctwo, podejrzliwość i niechęć do ludzi. A to znów wydaje zatrute owoce najpierw właśnie przez to, co mówimy. W ten sposób szerzy się zaraza i niszczący wpływ złego słowa. Nie trzeba nic więcej, by okaleczyć życie społeczne, rodzinne, zawodowe, poranić ludzi i zniszczyć zaufanie. Dlatego Jezus uzdrowił słuch i mowę, by zwrócić nam uwagę na ich kluczowe znaczenie dla naszego życia.
Aby zapobiec powierzchownym interpretacjom swoich cudów i Osoby, Jezus zabraniał rozgłaszania wiadomości o swoich dokonaniach. Powtarzane z ust do ust, utrzymane w sensacyjnym duchu relacje, mogłyby wypaczyć intencje i cele Jezusa, sprowadzić Jego misję tylko do wymiaru charytatywnego i medycznego. Ostateczny wymiar życia Jezusa miał się okazać dopiero w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Dopiero wtedy można będzie zrozumieć każde Jego słowo i czyn. Dopiero wtedy podziw dla Jezusa będzie mógł się przerodzić w wiarę, która zbawia.