Blok komunistyczny, stanowiący jeden z kluczowych elementów światowej polityki, przestał istnieć. Rozpoczęła się polityczna agonia Związku Sowieckiego, trwająca z przerwami do grudnia 1991 r. Zaczął się również proces rozpadu Jugosławii, który doprowadził do wieloletnich krwawych wojen w sercu Europy. Wtedy, jako uczestnicy wydarzeń patrzyliśmy, na aksamitną rewolucję w Czechosłowacji, rozpad gulaszowego komunizmu na Węgrzech, upadek muru w Berlinie i wreszcie tragiczną egzekucję rodziny Cauşescu w Rumunii jako na ludowy zryw i rewolucję. Potem pojawiły się teorie, że cały proces zaplanowano na moskiewskiej Łubiance po to, by zmieniając wszystko, nie zmienić w istocie niczego. No i oczywiście była cała lista analiz wskazujących na wersje pośrednie.
Zasadniczy spór
Zasadniczy spór toczy się o symbolikę. Czy za moment upadku systemu należy uznać polskie wybory z 4 czerwca czy gdański Sierpień roku 1980, czy wreszcie dość powszechnie uznawany na Zachodzie za symbol dzień upadku muru w Berlinie? Szczerze mówiąc, najmniejsze szanse ma w tym zestawieniu 4 czerwca. Bo choć była to pierwsza cegła wyrwana z muru, który był już słaby i zmurszały, to w dzisiejszym świecie teledemokracji wybory nie są wystarczająco efektownym wydarzeniem, by uznać je za symbol. Poza tym polskie wybory były tylko pokwitowaniem procesu, rozpoczętego w chwili powstania „Solidarności”.
Wielu młodych ludzi zastanawia się często, dlaczego komuniści stosowali brutalną cenzurę i nieustannie powtarzali kłamstwa o partii komunistycznej jako „awangardzie klasy robotniczej”. Przecież i tak nikt w nie nie wierzył i były one pustym rytuałem. Ale w istocie stanowiły fundament i legitymizację systemu. Nawet totalitarny system nie może istnieć bez jakiejś formy legitymizacji. I stwierdzenie o „partii robotników” odgrywało w komunizmie, który kopiował rytuały chrześcijańskie, rolę taką, jak credo dla nas. Powstanie „Solidarności” i akces do niej 10 milionów robotników polskich, a później twardy opór robotników wobec komunizmu, przekreśliły to komunistyczne wyznanie wiary. Generał Jaruzelski, aby obronić system, musiał sięgnąć po czysty terror wojskowy. Ostatecznie zmieniając mit ustroju „sprawiedliwości społecznej” na twardą geopolitycznie uwarunkowaną dyktaturę. Kiedy wywodził, że będzie bronił „socjalizmu jak niepodległości”, nieświadomie kpił: bo taki to był socjalizm, jaka niepodległość.
„Solidarność” w sierpniu 1980 r. pozbawiła system komunistyczny jego legendy założycielskiej. Robotnicy Gdańska wydali wyrok, który był nieuchronny, a wykonany został w roku 1989.
Z kolei upadek muru w Berlinie był niesłychanie widowiskowym przekreśleniem podziału Europy. Mur był tego podziału symbolem, dotykalną wersją żelaznej kurtyny. I tak jak zburzenie Bastylii nie było wcale zwrotnym momentem rewolucji francuskiej, a jednak stało się symbolem, tak upadek muru jest najwygodniejszym symbolem końca podziału Europy. O tym, że zaczął się on rozpadać po polskich wyborach 4 czerwca, mało kto, poza Polakami, będzie pamiętał.
Jesień Ludów
Sami pewnie nie przywiązywalibyśmy do tej daty takiej wagi, gdyby nie sławna wypowiedź Joanny Szczepkowskiej o końcu komunizmu. No bo 5 czerwca polska rzeczywistość wyglądała tak samo jak dwa dni wcześniej. Natomiast w gabinetach partyjnych oficjeli całego regionu rozdzwoniły się telefony. Wyborczy pogrom komunistów w Polsce zaalarmował ich towarzyszy z innych krajów. Cauşescu domagał się ponownego wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. A większość sekretarzy zaczęła słać do Moskwy błagalne telegramy o internacjonalistyczną pomoc. I spotkali się z zimnym prysznicem. Najpierw poufnie, a potem publicznie, ówczesny sowiecki sekretarz generalny Michaił Gorbaczow oświadczył, że Związek Sowiecki nie udzieli „bratniej pomocy” chwiejącym się reżimom Europy Środkowej. Pokwitowaniem zmiany stał się udział Gorbaczowa w uroczystościach 40 –lecia powstania NRD. 7 października powiedział, że nikt nie może zabronić Niemcom zjednoczenia. Od ponad miesiąca istniał już niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego w Polsce. Dziesiątki tysięcy młodych Niemców z NRD przez Węgry i przez Polskę uciekało na Zachód. 9 listopada Niemcy zabrali się do burzenia muru. Tysiące trabantów i wartburgów ruszyło przez wyrwy do Berlina Zachodniego. Na Węgrzech od 18 września rządził również rząd niekomunistyczny, powołany po obradach trójkątnego stołu rozpoczętych tydzień po polskich wyborach. Wkrótce potem wybuchły demonstracje w Pradze – ich kulminacja nastąpiła po 17 października. 10 grudnia ustąpił Gustav Husak. Wreszcie pomiędzy 17 a 23 grudnia seria chaotycznych demonstracji zakończyła rządy Geniusza Karpat w Rumunii. 25 grudnia Cauşescu został w błyskawicznym, dwugodzinnym procesie osądzony i rozstrzelany.
W tym samym czasie obudził się też ruch niepodległościowy w samym ZSRR. Do Księgi rekordów Guinnessa został zapisany Łańcuch Bałtycki. 23 sierpnia 1989 r., w rocznicę układu Ribbentrop-Mołotow, ponad 5 milionów ludzi (czyli większość mieszkańców państw nadbałtyckich!), trzymając się za ręce, utworzyło liczący ponad 1000 km łańcuch. Bomba pod spoistością samego niepodzielnego Związku Sowieckiego została zdetonowana.
Budowanie na gruzach
Przejmujące władzę środowiska demokratyczne, wszędzie – może poza Polską – były dramatycznie słabe. I chciał nie chciał, sięgały po ludzi starego systemu. Pokojowy sposób przejęcia władzy determinował ciągłość urzędów i instytucji. Prócz tego opozycja antysystemowa w większości krajów składała się głównie z rewizjonistów i dysydentów partyjnych. W Rumunii wręcz wyrosła z kierownictwa partii. Władze zderzyły się z ciężkimi kryzysami gospodarczymi. A na dodatek nie dysponowały pełnią władzy, bo wszędzie wojsko i bezpieka (z wyjątkiem NRD przyłączonej do zachodnich Niemiec po kilku miesiącach) były stare i zarządzane przez stare kadry. Na dodatek elity opozycyjne wciąż nerwowo popatrywały w kierunku Moskwy, czy aby Sowieci nie uznają, że dość już tego eksperymentu i wprowadzą swoje wojska.
W efekcie świętowanie radości z odzyskanego śmietnika było krótkie i w szybkim tempie doprowadziło do dwóch procesów: uwłaszczenia nomenklatury i odbudowy struktur komunistycznych pod szyldem nowoczesnej socjaldemokracji. Z drugiej strony ruchy prawicowe były słabe, bo – powtórzę, z wyjątkiem Polski – od dwóch pokoleń próba zbudowania antykomunistycznej kontrelity kończyła się kompletną klęską. To ludzie „bezpieki i partii” mieli wykształcenie, znali języki, bywali w świecie.
Czy to znaczy, że młodzi komunistyczni karierowicze z poparciem Moskwy dokonali rękami ludu pałacowej rewolucji? Jednak nie. Bo odzyskana podmiotowość społeczeństwa zaczęła powoli przynosić owoce. Autentyczni demokraci stojący na czele komunistycznego aparatu powoli i nieodwracalnie zmieniali swoje kraje. W różnym tempie w różnych krajach. Budziły się stare partie polityczne (i – niestety stare konflikty), w procesie prywatyzacji uczestniczyła nie tylko nomenklatura.
Być może zresztą po ruinach, jakie pozostawił po sobie komunizm, inna droga nie była możliwa. Przecież we Francji epoki Restauracji nowa arystokracja stworzona przez Napoleona nie została usunięta, a wymieszana ze starą, powracającą z emigracji. A epoka rewolucji i wojen napoleońskich trwała wszystkiego 26 lat i nieporównywalnie słabiej od komunizmu ingerowała w struktury społeczne.
Nieodwracalne zmiany
W całym regionie przez minione 20 lat trwały polityczne konwulsje, gospodarcze i polityczne kryzysy. Ale rok 1989 nieodwracalnie zmienił Europę. Także tę zachodnią, która musiała otworzyć się na państwa ze środka kontynentu. Wyrosło nowe niemieckie mocarstwo. Także zarażone wirusem niepełnej rewolucji. Niemcy szukają swojej tożsamości. Niestety, coraz bardziej okazuje się, że prusko-enerdowski ogon macha zachodnioniemieckim psem. A piszący te słowa, będąc uczestnikiem i obserwatorem wydarzeń ostatniego dwudziestolecia, dochodzi do wniosku, że mądrość Mojżesza, który przez 40 lat wędrował po pustyni, aby lud Izraela wkroczył nieskalany do Ziemi Obiecanej, pozostaje mimo tysiącleci, jakie upłynęły, mimo odrzutowców, komputerów i telefonów, mądrością uniwersalną. Za dwadzieścia lat będzie już u nas normalnie.