Kilka dni temu NASA wysłała w kosmos sondę Kepler. Jej zadaniem jest m.in. wypatrzenie „drugiej Ziemi”. Choć do tej pory odkryliśmy już ponad 330 planet pozasłonecznych, na żadnej nie ma warunków do rozwoju życia. Sonda Kepler ma wypatrzeć tę, na której może ono istnieć.
Sonda Kepler (od nazwiska słynnego XVII-wiecznego astronoma) nie jest pierwszą misją mającą na celu znalezienie planety podobnej do Ziemi. Od dwóch lat zajmuje się tym już umieszczone na orbicie okołoziemskiej obserwatorium kosmiczne COROT. Dzięki niemu naukowcy natrafili niedawno na pierwszą planetę, która jest nie tylko zbliżona rozmiarami do Ziemi, ale też jest skalista (dotąd odkrywaliśmy głównie gazowe olbrzymy). Planeta, która otrzymała nazwę COROT-Exo-7b, jak na kosmiczne warunki leży całkiem niedaleko Ziemi, bo w odległości 450 lat świetlnych. Niestety jest na niej piekielnie gorąco, bo temperatura sięga 1000-1500 stopni Celsjusza, więc raczej nie mamy co się spodziewać tam życia. Naukowcy są jednak przekonani, że życie, podobne do tego na Ziemi, nie jest wcale w kosmosie ewenementem. Badacze z University of Arizona szacują, że tylko w naszej galaktyce ok. 20-60 proc. gwiazd podobnych do Słońca posiada w swoim sąsiedztwie planetę skalistą, a na wielu może istnieć życie, choćby w bardzo prostej formie.
Sonda Kepler, wyposażona w jeszcze dokładniejsze przyrządy pomiarowe, została wyniesiona w kosmos przy pomocy rakiety Delta z przylądka Canaveral na Florydzie. Misja ważącej ponad tonę sondy potrwa trzy lata, w czasie których przeanalizuje ponad 100 tysięcy gwiazd w stosunkowo mało zbadanym zakątku nieba. Szukanie drugiej ziemi to tylko jedno z zadań sondy Kepler. Ma ona też badać pulsację gwiazd. Brzmi tajemniczo, ale tak naprawdę chodzi po prostu o analizę ich trzęsień. Tak jak sejsmologia bada trzęsienia ziemi i na ich podstawie wnioskuje o budowie wnętrza naszej planety, tak astrosejsmologia bada wnętrza gwiazd. Dzięki badaniom drgań skorupy ziemskiej wiemy, że Ziemia ma w środku warstwę płynną i żelazne jądro. Dzięki astrosejsmologii wiemy sporo o wnętrzu Słońca, bo badamy pulsację jego powierzchni, czyli swego rodzaju trzęsień Słońca. Fale sejsmiczne rozchodząc się, oddziałują z wnętrzem naszej gwiazdy, wskazując, jaka tam jest gęstość, temperatura, ciśnienie. Podobnie możemy też badać inne gwiazdy. Wyniki badań sondy Kepler mogą się okazać rewolucyjne.
Tlen znaczy życie
O tym, czym tak naprawdę jest życie i czy możemy je spotkać na innych planetach, z dr. Stanisławem Bajtlikiem z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie, rozmawia Renata Krzyszkowska
Czy życie może być w kosmosie czymś powszechnym?
– W ciągu ostatnich kilkunastu lat stosunek naukowców do tego pytania bardzo się zmienił. Wcześniej mało kto się nim interesował, bo uważano, że należy do fantastyki naukowej. Po prostu nie znano sposobu, by szukać życia poza Układem Słonecznym. Wszystko zmieniło się, gdy prof. Aleksander Wolszczan jako pierwszy odkrył pozasłoneczny układ planetarny. Od początku było wiadomo, że nie ma tam życia, bo odkryte planety krążą wokół gwiazdy neutronowej, będącej źródłem niesłychanie silnego promieniowania. Potem odkrycia poszły lawinowo. Dziś znamy ponad 330 odległych planet, ale żadna nie ma warunków podobnych do Ziemi, czyli jej wielkości i oddalenia od swojej gwiazdy. Trudność też w tym, że szukamy planety nie tylko podobnej do Ziemi, ale także krążącej wokół gwiazdy podobnej do Słońca. Gdyby nasza gwiazda była dużo gorętsza albo chłodniejsza, to życie na Ziemi nie mogłoby się rozwinąć. Zdaniem naukowców życie na Ziemi mogło powstać na drodze coraz bardziej skomplikowanych reakcji chemicznych. Być może na każdej planecie, na której panują warunki podobne do ziemskich, czyli zbliżona temperatura, ciśnienie czy skład chemiczny, mogło powstać podobne życie i w podobny sposób ewoluować. Pamiętajmy, że powierzchnia naszej planety jest ukształtowana przez żywe organizmy. Gleba to nic innego jak pokruszona skała z resztkami żywych organizmów. Obecnie skład ziemskiej atmosfery jest zupełnie inny niż wtedy, gdy nie było na niej życia. Głównym źródłem metanu w atmosferze są krowy i termity. Podobnie tlen w atmosferze jest obecny tylko dzięki żywym organizmom. Metan i tlen w atmosferze są więc wyznacznikiem obecności na planecie życia. Tlen jest bardzo aktywnym pierwiastkiem, gdyby nie żywe organizmy, to wszedłby w reakcje z innymi pierwiastkami i cały znalazłby się w związkach chemicznych, nie byłoby go w postaci wolnej. Jeśli wykryjemy go w atmosferze jakiejś planety, będzie to jednoznaczne z obecnością na niej życia.
Jak to sprawdzić, skoro od odkrytych planet dzielą nas niekiedy miliony lat świetlnych?
– Wystarczy obserwować światło gwiazdy, które przebija przez atmosferę badanej planety. Takie obserwacje są możliwe, gdy planeta obiegając swą gwiazdę, przechodzi przed jej tarczą. Światło oddziałuje z cząsteczkami chemicznymi atmosfery i jego obraz zmienia się w charakterystyczny sposób. Do takich obserwacji potrzebne są spektrografy służące do analizy składu światła. Na razie nie zaobserwowaliśmy śladów tlenu w atmosferach odkrytych planet, ale przecież znaleźliśmy dopiero kilka planet, na których byłyby warunki do powstania życia. Liczymy zatem na to, że sonda Kepler dojrzy planety, na których takie warunki istnieją, a właściwie istniały. Skoro badana planeta będzie oddalona od nas nawet o miliony lat świetlnych, to znaczy, że to co widzimy, to tylko jej obraz sprzed milionów lat.
Musimy też pamiętać, że o życiu wiemy tylko tyle, na ile poznaliśmy je na Ziemi. Nie potrafimy sobie wyobrazić jakiejś innej formy życia.
A możliwe są formy życia inne, niż znamy?
– Tak naprawdę nie ma definicji życia. Potrafimy jedynie wymienić cechy, które populacja żywych organizmów powinna posiadać. A więc powinna się charakteryzować wzrostem, ewolucją, przekazywaniem materiału genetycznego, rozmnażanie, wymianą materii z otoczeniem, reakcją na bodźce. Wiele z tych warunków spełnia wiele populacji, których na pewno nie nazwalibyśmy żywymi. Choćby populacja samochodów, które przecież ewoluują, wymieniają materię z otoczeniem, reagują na bodźce, itd. Podobnie wirusy, które przecież się rozmnażają i ewoluują, choć w innych warunkach zachowują się jak zwykłe cząstki chemiczne, nawet potrafią się krystalizować. Cechy życia zdradzają też wirusy komputerowe, bo przecież też się dzielą i mutują pod wpływem programów antywirusowych. Rozróżnienie materii ożywionej od nieożywionej jest dość mgliste.
Czy to znaczy, że możliwe jest życie, i to także inteligentne życie, w formie dla nas zupełnie abstrakcyjnej, jak np. myślący „kisiel” pływający w morzu płynnego metanu?
– Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo tak naprawdę nie wiemy, o czym mówimy. Życie inne niż nasze, czyli jakie? Uczeni tym się nie zajmują, bo nie wiadomo co to jest. Nie wiemy, czego szukać. Zajmują się tym pisarze. Np. Stanisław Lem w jednej ze swych książek umieścił na odległej planecie myślący ocean. Inny autor wymyślił żyjący obłok materii międzygwiazdowej, który przybliżywszy się do Ziemi próbował z nami nawiązać kontakt.
Jeżeli kiedyś stworzymy sztuczną inteligencję, a naukowcy pracują nad tym, to czy będzie to życie, czy też zwykły program komputerowy? Przestrzenią, w której będzie ono żyło, będą komputery, „ocean” komputerów, ale co będzie tym osobnikiem myślącym? Trudno będzie to zdefiniować. Czy komputer będzie w stanie się zakochać? Jeżeli program komputerowy będzie miał też swoje emocje, to zdefiniowanie życia będzie jeszcze trudniejsze. Nie przypuszczam jednak, by kiedykolwiek robot kuchenny wyznał mi miłość. (śmiech)