Do 23. tygodnia ciąża Karoliny przebiegała prawidłowo. Pochodząca ze Wschowy k. Leszna kobieta mieszkała ze swoim mężem Marcinem w Londynie, gdzie wyjechali w poszukiwaniu pracy. I właśnie wtedy, we wspomnianym 23. tygodniu ciąży, Karolina zachorowała na rzucawkę, czyli chorobę, która wymusza natychmiastowy poród. Całe ciało wypełnia się bowiem wodą, a kobieta umiera. Od tego momentu rozpoczęła się trwająca ponad cztery miesiące walka o życia dziecka i jego matki. Walka, która z ludzkiego punktu widzenia, skazana była na przegraną. Siłę do jej podjęcia dawała nieustanna modlitwa wielu osób. Była to też ogromna próba wiary dla Karoliny i jej najbliższych.
Bombardowanie nieba
Karolinie, która znalazła się w londyńskim Kings College Hospital, lekarze przedstawili trzy możliwości: rodzić natychmiast, czekać kilka dni, aż jej stan będzie krytyczny (maksymalnie tydzień) i wtedy wywołać poród, albo – co ich zdaniem było rozwiązaniem najlepszym – dokonać aborcji. Zależało im na tym także dlatego, że aborcja w Anglii legalna jest do 24. tygodnia ciąży, było więc mało czasu. – Nie mogliśmy się na to zgodzić i wbrew lekarzom rozpoczęliśmy walkę o życie naszego dziecka. Zwróciliśmy się z modlitwą do Boga, aby jeśli to jest zgodne z Jego wolą, zachował je przy życiu – wspomina Karolina. Rozpoczęło się „bombardowanie nieba”. Modliła się nie tylko Karolina, jej mąż i cała rodzina, ale także przyjaciele, znajomi, grupy modlitewne Odnowy w Duchu Świętym w Polsce i w Anglii, a nawet siostry zakonne we Francji. – Czułam taką wielką moc tej modlitwy, że nic nie było w stanie mnie przekonać do zabiegu, choć lekarze nalegali – opowiada.