Są takie sprawy, które policjanci i prokuratorzy zwykli nazywać „rozwojowymi”. Tak też jest w przypadku głośnej zbrodni popełnionej na Krzysztofie Olewniku. Szkopuł w tym, że ów progres następuje już po osądzeniu i skazaniu jego morderców.
Przez długi czas była to tylko „zwykła” kryminalna sprawa. Spośród wielu podobnych ponurych historii wyróżniał ją jedynie fakt, że Krzysztof Olewnik był przetrzymywany w uwięzieniu przez prawie dwa lata. Ten syn znanego przedsiębiorcy branży mięsnej z Drobina pod Płockiem został porwany w październiku 2001 roku. Bandyci zażądali zań okupu. Rodzina porwanego wpłaciła pieniądze, mimo to w sierpniu 2003 roku porywacze zamordowali Olewnika.
Od samego początku śledztwo w tej sprawie prowadzone było w sposób wyjątkowo opieszały i nieudolny – i to nawet jak na możliwości naszych niezbyt efektywnie działających organów ścigania. Wystarczy powiedzieć, że w 2004 roku w centrum Warszawy razem z nieoznakowanym radiowozem zginęły akta całego śledztwa.
W 2006 roku, na prośbę rodziny, sprawa została przeniesiona do Olsztyna, gdzie w ciągu zaledwie kilku miesięcy udało się ustalić sprawców zbrodni i odnaleźć ciało zamordowanego.
31 marca br. Sąd Okręgowy w Płocku skazał dwóch zabójców Olewnika – Sławomira Kościuka i Roberta Pazika na kary dożywotniego więzienia. Na ławie oskarżonych nie zasiadł jednak Wojciech F., szef całego gangu, który w czerwcu 2007 roku, jeszcze przed rozpoczęciem procesu, popełnił samobójstwo w dobrze strzeżonej celi olsztyńskiego aresztu. W jego organizmie znaleziono alkohol i śladowe ilości amfetaminy...
Kilkanaście dni temu, w celi aresztu w Płocku powiesił się z kolei Sławomir Kościuk. Czy można tu mówić o jakimś przypadku? Pytań w tej sprawie jest zresztą coraz więcej. Po raz kolejny powraca np. kwestia niedopełnienia obowiązków przez organa ścigania w czasie całego śledztwa. Sprawę tę pod nadzorem Prokuratury Krajowej wyjaśnia olsztyńska Prokuratura Okręgowa. Coraz głośniej mówi się o tym, że zaniedbania na początku postępowania mogły mieć cechy celowego działania.
„Jestem pewny, że nie były to przypadkowe błędy. Za dużo tu zbiegów okoliczności” – głosi od dawna publicznie Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa. Siostra zamordowanego idzie jeszcze dalej: „Dowody wskazują jednoznacznie, że ktoś maczał palce z policji albo polityki – powiedziała niedawno Danuta Olewnik-Cieplińska. Jej słowa potwierdza były prokurator krajowy i były szef MSWiA Janusz Kaczmarek. „Jest w śledztwie taki jeden wątek związany z pewną firmą, która zajmowała się obrotem stalą. W tej firmie stwierdzono pewne nieprawidłowości. Te nieprawidłowości (...) stwierdził Krzysztof Olewnik (...). Tego wątku w ogóle od strony procesowej nie sprawdzono, wręcz zaniechano tego wątku” – mówił w jednym z wywiadów Kaczmarek. Owa firma miałaby być powiązana z działaczami SLD.
Zdaniem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, cała ta sprawa rzeczywiście może mieć drugie dno, ukazując układ pomiędzy policją, politykami i biznesmenami. A to zaś nie rokuje dobrze dla ustalenia, kto tak naprawdę stoi za porwaniem i zabójstwem Krzysztofa Olewnika.