„Coraz bardziej, to prawda, uświadamiała sobie przykry fakt, że wszystko, co robi, i wiele z tego, co myśli, zostało po prostu, jak suknie, wyjęte z szafy i nałożone, a co więcej, że to, co naprawdę czuje, jest jeszcze czymś innym” – tak właśnie czuje się główna bohaterka książki „Lato przed zmierzchem” autorstwa noblistki Doris Leasing.
Mogę wszystko?
Poznajemy ją w momencie, w którym w oczach świata, jest kobietą spełnioną, żoną i matką czwórki dzieci. Paradoksalnie stajemy się świadkami wzbierającego w niej uczucia, jakby wszystko, co się wokół niej działo, odbywało się poza nią, jakby wbrew niej samej. Z pewnością znalazłyby się głosy, że jej sytuacja ma się nijak do życia współczesnej kobiety; przecież XXI wiek został określony przez wielu socjologów i psychologów „wiekiem kobiet”. Nie można zaprzeczyć, iż na przestrzeni lat zmieniła się jej pozycja na wielu płaszczyznach życia społecznego i nie tylko. Wystarczy wspomnieć przyznanie prawa do głosowania czy studiowania, które to jeszcze w XIX wieku były poza jej zasięgiem. Jej wyjątkową rolę dla świata i rodziny podkreślał też w swoim nauczaniu Jan Paweł II. W obliczu zbliżającego się Święta Kobiet warto zastanowić się, czy współczesną kobietę może coś jeszcze trapić?
Pani prezydent na diecie
Już sam Słownik Poprawniej Polszczyzny nie notuje form żeńskich dla niektórych rzeczowników wyrażających pełnienie określonych funkcji związanych z władzą. Do niedawna nikt nie zwracał na taki stan rzeczy większej uwagi, ale w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, w których po raz pierwszy w tym kraju na to stanowisko kandyduje kobieta, może warto się nad tym zastanowić. Choć jej kandydatura budzi uśmiech u wielu, na przestrzeni lat coraz więcej kobiet wkracza w świat polityki, dotąd zdominowany przez mężczyzn.
Również w Polsce nie brakuje kobiet w parlamencie. Wciąż jednak można usłyszeć stwierdzenia podobne do słów Andrzeja Leppera, iż „dzisiaj, kiedy kobiety pchają się do polityki, to może wyjść z tego tylko grochówka”. Takie zachowanie świadczy, że wciąż obecność kobiet w pewnych sferach życia społecznego spotyka się z pobłażaniem czy ironią. Można zaryzykować stwierdzenie, że poniekąd kobiety same się do tego przyczyniają. Z jednej bowiem strony dążymy do równouprawnienia, chcemy mieć prawo do pełnienia tych samych co mężczyźni stanowisk, otrzymywać za wykonywana pracę takie same wynagrodzenie, z drugiej jednak strony, większość z nas ślepo podąża za najnowszymi trendami w modzie, czego najlepszym przejawem jest chęć posiadania czegokolwiek np. w najmodniejszym o tej porze roku kolorze.
Należy z całą mocą podkreślić, iż niemałą rolę odgrywają tu czasopisma kobiece, które żerują wręcz na kobiecej naiwności. Z analizy dokonanej na podstawie rocznika jednego z takich czasopism wyłania się obraz kobiety, która w nowym roku musi koniecznie zacząć uczyć się obcego języka, już od wczesnej wiosny przejść na dietę, by mogła oszołomić wszystkich swoją sylwetką latem, jesienią ma zająć się remontem w swoim mieszkaniu, zaś zimą przygotować perfekcyjne święta, a wszystko, to dla „jej dobra”.
Bo to zła kobieta była
Współczesny świat prędzej zaakceptuje kobietę pełniącą wysokie stanowisko aniżeli jej agresywne czy władcze zachowanie. O mężczyźnie, który twardo i bezwzględnie egzekwuje swoje prawa, czy też wyraża swoje poglądy mówi się, że ma charakter, natomiast gdy kobieta postępuje w podobny sposób uważa się, że jest zwyczajnie nieszczęśliwa. Przyzwyczailiśmy się bowiem do wizerunku kobiety łagodnej, która nie podejmuje dialogu, na wszystko się godzi i niczemu się nie sprzeciwia. Dlatego też wiele z nas decyduje się na pójście na niekorzystny dla siebie kompromis. Kobiety, choć powszechnie uznawane za bardziej skore do rozmowy, jak nikt potrafią milczeć, o tym, co je najbardziej boli, stąd gdy sytuacja wydaje się nie do zniesienia, wybuchają ze zdwojoną siłą.
Z pewnością o warunkach życia współczesnej kobiety marzyła jej babka czy prababka. W wielu dziedzinach stała się ona partnerką dla mężczyzny. Wciąż jednak ma poczucie czy nieraz obowiązek spełniania oczekiwań wszystkich wokoło oprócz własnych. Nie chodzi tu o błędnie rozumiany feminizm czy też o namawianie do osiągania własnych celów „po trupach”, ale o prawo do podejmowania decyzji, własnych decyzji.