Zwolennicy mówią o nim chętnie i podkreślają przede wszystkim jego uczciwość i niezależność. Przeciwnicy nie chcą się o nim wypowiadać oficjalnie, bo – jak podkreślają – jest złośliwy i nie uznaje kompromisów.
„Cenię sobie Janusza Kochanowskiego, ponieważ jest kompetentny. I to, co jest niezwykle istotne, zachowuje dużą niezależność intelektualną od różnych trendów i przejściowych mód. Ma wizję swojego urzędu, która koncentruje się nie na liberalnym rozumieniu obywatelstwa, ale republikańskim. Prezentuje styl bycia i życia, który kojarzy mi się z obrazem angielskiego gentlemana: nienaganne zachowanie, maniery” – Tomasz Żukowski, politolog.
„Jest niezależny. W takim samym stopniu może współpracować z Kaczyńskim, jak i Rokitą. I nie jest to koniunkturalizm. Dziś, po roku piastowania stanowiska RPO, uważam, że doskonale się sprawdził. Przeciwnicy PiS obawiali się, że Kochanowski został mianowany, by wykonywać «pisowską» politykę w zakresie RPO. Tymczasem on już kilkakrotnie pokazał, że jest niezależny” – Paweł Śpiewak, socjolog, poseł Porozumienia Obywatelskiego.
Tak mówią o Januszu Kochanowskim jego znajomi. Przeciwnicy nie stronią od cierpkich uwag pod jego adresem, jednak nie znajdują przykładów obciążających Rzecznika jako człowieka, który piastując swoją funkcję, byłby nierzetelny. Zarówno jedni, jak i drudzy podkreślają, że doktor Kochanowski jest typem konserwatysty. Uważa, że prawo powinno być mocne, twarde, wymagające. Podkreślają, że jest ironiczny i dowcipny. Bywa złośliwy. Szczególnie wobec niekompetencji w polityce. Uważa, że polityką powinni zajmować się ludzie przygotowani merytorycznie.
Kilka przecznic od Jasnej Góry
Czasy, w których wzrastał i kształtował swe poglądy Janusz Kochanowski należą do najbardziej tragicznych w dziejach Polski XX wieku. Rok urodzenia, kwiecień 1940, to niemal początek II wojny światowej. Ojciec Kochanowskiego był oficerem AK. Jeszcze kilka lat po objęciu władzy w Polsce przez komunistów nie złożył broni. Janusz Kochanowski do dziś pamięta panującą w domu napiętą atmosferę, częste rewizje, zarówno w czasie okupacji niemieckiej, jak i sowieckiej. Mieszkał zaledwie kilka przecznic od Jasnej Góry. Wśród znajomych rodziców było wielu księży, choć jak dziś podkreśla, rodzice byli „niedzielnoreligijni”. Ze szkoły podstawowej i średniej najbardziej zapamiętał tych nauczycieli, którzy w mniej lub bardziej ukryty sposób przeciwstawiali się komunistycznej ideologii. Rówieśnicy nazywali go nawet kujonem, choć nie stronił od szkolnych znajomości i przyjaźni, do dziś uważa się za outsidera. Kiedy w 1956 r. wyjeżdżał na studia, „zabrał” ze sobą dwie podstawowe wartości: prawdę i honor.
Ideologicznie podejrzany
Przełomowy w komunistycznym totalitaryzmie rok 1956 rodzina Kochanowskich uznała za nową jakość. Matka Janusza stwierdziła nawet, że „nareszcie będzie się można przestać bać”. On sam, podobnie jak jego rówieśnicy, był zadowolony „z gomułkowskiego przewrotu”. Ale już podczas egzaminów na Uniwersytet Warszawski egzaminatorzy próbowali udowodnić chłopakowi z prowincji, że jest „kompletnym durniem”. I odtąd każdy egzamin, mimo że dostawał najwyższe oceny, przypłacał psychicznym dyskomfortem. Kochanowski wybrał wydział prawa UW, bo jak dziś mówi, jeszcze w 1957 roku uważał, że będzie mógł rzetelnie uprawiać zawód prawnika, bez uzależnień ideologicznych. Wróżono mu nawet wielką karierę, gdyż już jako student II roku brał udział w seminariach doktoranckich. On sam marzył, by zostać na uczelni, ale znalazł tam swojego wielkiego przeciwnika w osobie Igora Andrejewa, jednego z głównych ideologów komunistycznego prawa, który wcześniej zdążył skazać gen. Fieldorfa na karę śmierci. On też stwierdził, że Janusz Kochanowski nie daje „rękojmi ideologicznej”. Kiedy więc Andrejew zdobył niemal pełnię władzy na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, naukowa kariera Kochanowskiego została wstrzymana. Tym bardziej że on sam nie zamierzał zapisać się do PZPR ani też nie ulegał jej pretorianom. – Ale wciąż uczelnia była dla mnie jedyną enklawą wolności. Praca w sądzie natomiast zajęciem podejrzanym ideologicznie. Mogłem jeszcze pójść do pracy w Kościele, ale byłem zbyt mało religijny – przyznaje Janusz Kochanowski.
Okres szczęścia
Wybór Papieża Polaka i powstanie „Solidarności” były dla Kochanowskiego jednym z kilku cudów, jakich dane mu było doświadczyć w blisko siedemdziesięcioletnim życiu. Aktywnie włączył się w jej działalność. – „Solidarność” odebrałem jako powstanie narodowe. To był jeden z okresów, kiedy byłem szczęśliwy – wspomina tamten czas rzecznik praw obywatelskich. – Mam taką strukturę psychiczną, że jestem na ogół nieszczęśliwy. Wówczas po raz pierwszy od dawna byłem szczęśliwy, bo byłem z ludźmi. Biegałem na zebrania „Solidarności”. Największe poczucie emocji i szczęścia miałem w marcu 1981 roku, kiedy przygotowaliśmy strajk generalny. Później już takiej atmosfery nie było.
Stan wojenny dla Janusza Kochanowskiego nie był zaskoczeniem. Uważał, że strajki, które ciągle wybuchały w zakładach, były prowokowane przez komunistów i stanowiły przygotowanie właśnie do wprowadzenia stanu wojennego. Na początku chodził na różne spotkania struktur podziemnych, ale szybko się zniechęcił. Uznał, że „gadanie do niczego nie doprowadzi”. Żądał od rozmówców odpowiedzi na pytanie: co będzie się dziać w najbliższym czasie? Do końca lat 80. nie działał w podziemiu. Wprawdzie jasno wyrażał swoją dezaprobatę dla komunistów, jednak zamknął się w skorupie prywatności.
Poza skorupą
Rok 1989 i odzyskanie niepodległości Polski przyszły rzecznik praw obywatelskich przyjął z dystansem. Do dziś obrady Okrągłego Stołu uważa za wybieg obu stron. Lata 90. to dla Janusza Kochanowskiego początek kariery. – Został doradcą nowych struktur państwowych, a także ekspertem wielu komisji parlamentarnych, w tym rządowych w ówczesnym Urzędzie Rady Ministrów, w Ministerstwie Sprawiedliwości. W latach 1989-1991 sprawował urząd Konsula Generalnego RP w Londynie. Publikował zarówno w kraju, jak i za granicą. Założył i prowadził jedno z bardziej opiniotwórczych pism prawniczych „Ius et Lex”. To wokół niego skupiało się szereg wpływowych środowisk działających w politycznych gremiach. Należał też do prestiżowego Transparency International oraz do wielu zagranicznych stowarzyszeń prawniczych. Mimo wszystko uważa, że minione lata po 1989 roku nie były najszczęśliwsze dla Polski. – Podzielam pogląd publicysty Rybińskiego, że to była epoka Michnika, który narzucił nam monopol określonych koncepcji, m.in. uznał Jaruzelskiego i Kiszczaka za ludzi honoru. To dzięki Michnikowi i jego środowisku nie doszło do lustracji. Gdyby przed laty została przyjęta dekomunizacja, dziś byłoby czyściej moralnie. To też jest wina rządu Mazowieckiego, premiera, który okazał się być słabym człowiekiem i miernym przywódcą. Te siedemnaście lat, z moralnego punktu widzenia, przegraliśmy i za to teraz płacimy. Ale mam nadzieję, że teraz następuje jakiś przewrót. Media się wyzwalają i celebra „Gazety Wyborczej” przestaje być obowiązująca.
„Wolność i równość obywateli. Poszanowanie praw innych i nieingerowanie w ich życie prywatne. Tolerancja wobec odmiennych poglądów, z wyjątkiem tolerowania dyskryminacji. Poszanowanie mniejszości i praw jednostki. Respektowanie swobód religijnych. Wolność prasy i zgromadzeń – oto podstawy ustroju demokratycznego Rzeczypospolitej Polskiej. Nie ma praw i wolności bez sprawnie funkcjonujących instytucji silnego państwa prawnego tworzonego przez wolnych obywateli. Nie ma wolnych obywateli i silnego państwa, bez społeczeństwa obywatelskiego, które promuje cnoty obywatelskie i poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne. Takie państwo jest warunkiem rozwoju jednostki, jest niezbędnym komponentem siły Narodu i konkurencyjności kraju na arenie międzynarodowej. Takie jest moje credo nie tylko jako Rzecznika. Swoją misję widzę nie tylko w przeciwdziałaniu naruszeniom wolności, praw człowieka i obywatela, ale również w proponowaniu rozwiązań instytucjonalnych, które takim naruszeniom przeciwdziałać będą w przyszłości. W ten sposób działania Rzecznika powinny przybliżać nas do realizacji założeń państwa prawa, tak jeszcze odległego od rzeczywistości. Jako Rzecznik jestem od tej chwili pełnomocnikiem, mandatariuszem wszystkich obywateli niezależnie od ich pochodzenia, rasy i wyznania. Strażnikiem ich interesów niezależnie od światopoglądu, czy przynależności partyjnej. W szczególności jednak rzecznikiem słabych i pokrzywdzonych. W momencie tak silnego obecnie, politycznego i kulturowego rozłamu będę dążył do tego, aby urząd Rzecznika był miejscem łączącym tych wszystkich, których troską jest Polska i dobro jej obywateli”. [Z wystąpienia dr. Janusza Kochanowskiego, wygłoszonego po złożeniu ślubowania Rzecznika Praw Obywatelskich na posiedzeniu Sejmu 15 lutego 2006 r.]