(…) Ta niebiańska wieść wzywa do wyzbycia się lęku, zwiastuje bowiem „radość wielką, która będzie udziałem całego narodu” (Łk 2, 10). Jest to pełna nadziei nowina, która głosi, że ponad dwa tysiące lat temu tej nocy „w mieście Dawida narodził się Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 11). Jak wówczas pasterzom, którzy nocowali na wzgórzu betlejemskim, tak dzisiaj nam, mieszkańcom całego świata, anioł powtarza: „Narodził się wam Zbawiciel! Pójdźcie pokłonić się Panu”. Czy „Zbawiciel” jeszcze jednak coś znaczy i jaką ma wartość dla człowieka trzeciego tysiąclecia? Czy jest jeszcze potrzebny Zbawiciel człowiekowi, który dotarł na Księżyc i na Marsa i usiłuje opanować wszechświat; człowiekowi, który nie stawiając sobie granic, wnika w sekrety natury i potrafi nawet odczytać wspaniałe kody ludzkiego genotypu? (…) Człowiek dwudziestego pierwszego wieku sprawia wrażenie, że jest pewnym siebie i samowystarczalnym panem swojego przeznaczenia, rozentuzjazmowanym twórcą niezaprzeczalnych sukcesów. Tak się wydaje, ale niestety tak nie jest. „Salvator noster” Chrystus jest Zbawicielem także współczesnego człowieka. (…) Chrystus przychodzi, aby zniszczyć jedynie zło, jedynie grzech; wszystko inne uwzniośla i doskonali. Chrystus nie zbawia nas od naszego człowieczeństwa, ale przez nie; nie zbawia nas od świata, ale przyszedł na świat, aby świat był przez Niego zbawiony (por. J 3,17).
Benedykt XVI, 26.12.2006 r., orędzie „Urbi et Orbi”