U końca tego roku zostaliśmy wezwani przez Ojca Świętego do zastanowienia się nad stanem naszej nadziei – zaprasza do tego wspaniała encyklika „Spe salvi”. Czytając ją, można rozważać także to, jak się mają nasze polskie nadzieje obecnego czasu do chrześcijańskiej Nadziei.
Każda nadzieja to zaufanie w moc i trwałość dobra – wychylenie swego życia w przyszłość z przeświadczeniem, że dobro już posiadane będzie trwało, a nawet stanie się fundamentem dobra większego. Nadzieja prowadzi ku przyszłości – ale buduje i jest zrozumiała tylko dzięki temu, że już teraz doświadczamy jakiegoś dobra, któremu można zaufać. Nadzieja ukazuje możliwość powiększenia tego dobra. A staje się ono większe nie tylko przez to, że trwa następny dzień, miesiąc, rok lub nawet w wieczności – lecz także przez to, że dobro to udoskonala się, oczyszcza, wyraziściej spełnia, staje się intensywniejsze, a nawet przekracza zawężone granice tzw. zwykłego biegu rzeczy.
Tak właśnie działa każda ludzka nadzieja. Na nadziei można prowadzić swoje życie do przodu – jak po solidnej drodze. Jednak tylko nadzieja chrześcijańska, nadprzyrodzona cnota ukazująca nam zbawienie i Boga jako najtrwalsze Dobro, pozwala wyjść poza drogi świata, rozpoznać swój los w wieczności. Wtedy – i właściwie tylko wtedy – możemy przekraczać próg nadziei, a więc otwierać nasze ludzkie nadzieje na Nadzieję.
Jednak przekraczanie progu nadziei – do którego wzywał nas kiedyś usilnie Jan Paweł II – wymaga zawsze indywidualnej odwagi moralnej. Potrzebujemy zatem wszyscy tych, którzy są pierwsi – tych, którzy robią ten jeden krok do przodu, ten jeden krok, uznawany z początku za „przesadę”, a z czasem rozpoznawany jako heroiczny akt nadziei. Jest to krok, który tworzy nową wyobraźnię, a czasem daje też nowe pole do popisu dla odwagi. Tutaj nadzieja przywołuje swego szczególnego sojusznika – męstwo, które wyraża się nie tylko w znoszeniu trudów, ale może przede wszystkim w odważnym występowaniu do przodu.
Można by zapytać, jak się do tego wszystkiego mają polskie nadzieje mijającego roku 2007. Czy wraz z upływem czasu te nadzieje rosły, czy może raczej malały? Istnieje bowiem proces zupełnie odwrotny do „przekraczania progu nadziei” – a mianowicie zamykanie nadziei w klatce, czyli takie określanie swoich oczekiwań, aby nie wymagały od nas zbyt wiele, aby nie pociągały za sobą nowych obowiązków, przemiany myślenia itp. Niestety, gdy patrzyło się uważnie na bieg mijającego roku, widać było wyraźnie, jak polskie nadzieje malały: „rewolucję moralną” zastąpiła mniej lub bardziej skuteczna walka z korupcją, zamiast oczyszczenia sumień i pamięci otrzymaliśmy kolejne wybielające raporty o przeszłości wybitnych osób, zamiast rekonstrukcji państwa – międzypartyjną wojnę mocarstw. Na razie nie widać końca tego procesu zamykania polskich nadziei w klatce.
My jednak powinniśmy uwierzyć Nadziei – a wraz z tym zaufać także nadziei na to, że prawdziwa rewolucja moralna, oparta na odwadze ludzi sumienia, jest nadal możliwa. Gdy w tych dniach były marszałek Sejmu Marek Jurek odbierał we Włoszech – wraz z kard. Bagnasco, przewodniczącym Episkopatu Italii – Nagrodę im. Giuseppe Sciacca (jej poprzednim laureatem był kard. Ratzinger!), powiedziano mu, że otrzymuje ją „w uznaniu wysokiego zaangażowania moralnego i obywatelskiego w pełne poszanowanie zasad katolickich i fundamentalnych wartości cywilizacji europejskiej, w szczególną ochronę podstawowych praw każdej istoty ludzkiej, na arenie krajowej i międzynarodowej”. Jak widać – gdy polskie nadzieje karleją, w Europie docenia się właśnie tych, którzy podjęli wysiłek przekroczenia progu nadziei.