Dla kogo te przepisy?
Jestem zdegustowana propozycjami ojca Michała w dziedzinie kulinarnej. Chciałabym zapytać, dla kogo są te przepisy, bo chyba nie dla waszych czytelników, w większości emerytów? Żyjemy przecież w tym samym kraju i znamy jego realia. Przepisy takie, jak: 6-kilogramowy indyk, łosoś (najdroższa ryba plus szampan), zupa z fenkułów to już przesada. Czy starszego człowieka stać na zakup tej wielkości indyka, czy wie co to za warzywo fenkuły? To propozycje z tylko ostatnich trzech numerów. W innych są podobne.
Proszę przeanalizować ten temat i albo zmienić prowadzącego, albo przepisy. Przepisy powinny być tanie, małe porcje, produkty ogólnie dostępne i przede wszystkim znane ludziom starszym.
Młodzi ludzie mają dostęp do przepisów proponowanych w Internecie i tam odnajdują różności, natomiast starsi, dla których gazeta stanowi osobliwy kontakt ze światem, szukają przepisów dostosowanych do ich budżetu domowego.
Bery
Odpowiedź
Kto choć trochę gotuje, potrafi bez przepisu przyrządzić polewkę, ziemniaki smażone z zsiadłym mlekiem albo klopsy. Chyba nie chciałaby Pani skazywać ludzi starszych na kuchnię ziemniaczano-kapuścianą? To oczywiście skandal, że otrzymują takie niskie emerytury, ale czy z tego powodu mają jeszcze byle jak się odżywiać? Choć nie jest prawdą, że większość naszych Czytelników stanowią właśnie emeryci – których bardzo szanujemy – bo badania od lat wskazują, że to raczej ludzie w średnim wieku i rodziny. I to przede wszystkim do nich są adresowane przepisy w ilościach, które podaję. Ale mam nadzieję, że korzystają z nich także inni; wystarczy tylko zmienić proporcje.
Jako ojciec rodziny wielodzietnej również nie na wszystko mogę sobie pozwolić i dlatego używam produktów, które – wbrew Pani sugestii – wcale nie są takie drogie. Przede wszystkim korzystam z okazji: np. indyczkę kupiłem w jednym z marketów z wyprzedaży za 24,50 zł, więc chyba niedrogo jak za 6,5 kg mięsa? Starczyło jej na trzy obiady dla sześcioosobowej rodziny. Owszem, to duży ptak, ale nie znajdzie Pani mniejszej indyczki, więc osoby samotne mogą ją przyrządzić np. wspólnymi siłami, dzieląc się kosztami. Co do łososia, to znam wiele droższych ryb – wszystkie (także karp, a nawet dorsz) są za drogie! – ale warto chwytać okazję. Ja zapłaciłem 12 zł za kg, a ponieważ mój łosoś miał ponad 2 kg, więc wyszło dwanaście porcji, czyli dla mojej rodziny dwa obiady. Natomiast fenkuł, który kosztował 2,70 zł, nie jest warzywem ekskluzywnym, choć u nas mało znanym. A szkoda, bo warto go spróbować. I proszę wziąć pod uwagę, że są to propozycje na karnawał; w Wielkim Poście będzie skromniej, co nie znaczy, że niesmacznie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo fantazji kulinarnej
ojciec Michał