Cnoty jaśnieją w trudnościach
o. Robert Krawiec OFMCap
Z dominikaninem o. prof. Jackiem Salijem, o czynieniu dobra i cnotach, rozmawia Robert Krawiec OFMCap.
Mikołaj Rej pisał, że lepsza cnota w błocie niż niecnota w złocie. Dzisiaj odnosi się wrażenie, że temat dotyczący cnót jest przemilczany, a nawet niedoceniany. Czym dla Ojca jest cnota?
Jeszcze do niedawna cnota była w wielkim poważaniu. Myślę, że mamy dzisiaj...
Z dominikaninem o. prof. Jackiem Salijem, o czynieniu dobra i cnotach, rozmawia Robert Krawiec OFMCap.
Mikołaj Rej pisał, że „lepsza cnota w błocie niż niecnota w złocie”. Dzisiaj odnosi się wrażenie, że temat dotyczący cnót jest przemilczany, a nawet niedoceniany. Czym dla Ojca jest cnota?
– Jeszcze do niedawna cnota była w wielkim poważaniu. Myślę, że mamy dzisiaj synonimy tego, co dawniej nazywano cnotą, i w gruncie rzeczy nie są one gorsze, np. dojrzałość. Dawniej nie mówiło się o dojrzałości.
W Nowym Testamencie np. słowo „cnota” praktycznie nie występuje. Pojawia się zaledwie trzy razy, a w odniesieniu do człowieka – raz (Flp 4, 8). Dwa pozostałe zastosowania słowa „arete” dotyczą osoby samego Pana Boga (2P 1, 3). Dziś brakuje mi bardziej biblijnego wyrazu doskonałość.
Cnota zawiera stałą umiejętność czynienia dobra i przypomina, że dobra tego wciąż trzeba się uczyć. Wielu wydaje się dzisiaj, że jeśli sobie coś postanowią, to będą tak czynić. Ale to jest tylko złudzenie. Jeśli np. postanowimy opanować język angielski, to musimy włożyć w to sporo wysiłku. Musimy się systematycznie uczyć słownictwa, gramatyki itp. Posługiwanie się słowem „cnota” broni prawdy o ludzkiej naturze: do czynienia dobra trzeba się wprawiać.
Św. Hieronim stwierdził, że co innego jest mieć cnotę, a co innego podobieństwo cnoty. Ojciec wspomniał, że dobra trzeba się uczyć. Kiedy spełniane dobro staje się cnotą?
– Takie podejście świadczyłoby o pewnym egocentryzmie, kiedy pytam o to, czy posiadam cnotę, czy jeszcze nie. Każdy z nas niech stara się czynić dobro tak jak potrafi najlepiej, nawet kiedy wychodzi mu to nieporadnie.
Cnota to umiejętność stałego czynienia dobra, wprawienie się w określone postawy życiowe…
– Najlepiej wyjaśnić to na przykładzie. Alkoholik, idąc ulicą, mija sklep monopolowy. Mimo że ma przy sobie gotówkę, przezwycięża w sobie pragnienie zakupu alkoholu i nie wchodzi do sklepu. Trwa w trzeźwości. Taka postawa pokonania tej złej skłonności przyjdzie mu łatwiej następnym razem. Człowiek nieuzależniony, nawet gdyby został zamknięty na całą noc w sklepie monopolowym, rano i tak będzie trzeźwy, ponieważ posiada w sobie cnotę trzeźwości.
Którą z cnót należy najbardziej cenić? Czy możemy mówić o katalogu i hierarchicznej strukturze cnót?
– Obiektywnie najważniejszymi są wiara, nadzieja i miłość. Są to cnoty, których sami w sobie nie potrafimy wypracować. One są darem Bożym i przygotowują nas do życia wiecznego. Wśród nich najważniejsza jest miłość, o czym mówi św. Paweł Apostoł w Pierwszym Liście do Koryntian. Miłość będzie naszym szczęściem wiecznym. Jeżeli chodzi o katalog cnót, to przezwyciężając swe słabości, sami go „tworzymy”. A żyjemy w czasach, w których bardzo łatwo popaść w różne nałogi.
Człowiek niekiedy sam nie wie, co jest przedmiotem jego obowiązku moralnego, a co jest przedmiotem pogodzenia się ze swoją ludzką kondycją. Wielu ludzi wrażliwych moralnie ma np. dylemat, czy niewykonanie jakiejś pracy jest już popełnieniem grzechu lenistwa, czy może obroną organizmu przed nadmiernym wysiłkiem. Zawsze powinniśmy kierować się rozumem i wsłuchiwać się w mądrość społeczną. Mówi się o wewnętrznym powiązaniu cnót. Widać to w sytuacji, kiedy ktoś dopuścił się chociażby jednego wielkiego grzechu. To tak, jak z powodzią, gdy w jednym miejscu woda przerwie tamę, to cały teren będzie zalany.
Skąd pochodzi termin cnoty kardynalne? Co wnoszą cnoty w życie człowieka?
– W antropologii Arystotelesa, którą także przejął św. Tomasz z Akwinu, człowieka opisywano jako byt duchowo-cielesny, obdarzony czterema następującymi zespołami władz duchowych czy zmysłowych. Uważano, że człowiek to ktoś obdarzony rozumem, wolą i tzw. władzami pożądawczymi i władzami gniewliwymi. Rozumność człowieka jest organizowana i porządkowana przez roztropność; wola przez sprawiedliwość; władze pożądliwe przez umiarkowanie; władze gniewliwe przez męstwo.
W ten sposób całość naszych człowieczych działań ogarniają te cztery cnoty kardynalne, a każda z nich ma wiele cnót podporządkowanych. Dawniej nie rozróżniano cnót indywidualnych i społecznych. Ten brak rozróżnienia to swoista zaleta w opisywaniu życia moralnego człowieka. Wszystkie cnoty kardynalne mają swoje ukierunkowanie społeczne. W tej perspektywie cała moja aktywność moralna ma swoje dobre lub złe „promieniowanie” społeczne.
Starożytni Grecy często mówili o cnotach, a nawet przeczuwali, że człowiek to byt, który ma do zrealizowania cel ostateczny w spełnieniu swojego człowieczeństwa. Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelie, proponują nam, abyśmy kroczyli po drodze do życia wiecznego. To jest nasz cel. W listach apostolskich czytamy, że celem jest doskonałość, czyli także zachowywanie Bożych przykazań. To przyjmowanie doskonałości, czyli dopełnienie człowieczeństwa, musi być aktywne, dynamiczne.
Niekiedy, obserwując ludzi, odnosi się paradoksalne wrażenie, że postępowanie ateistów charakteryzuje się większą cnotliwością niż chrześcijan…
– Przywołam zdanie wypowiedziane podczas rekolekcji prowadzonych przez młodziutkiego wówczas bp. Karola Wojtyłę: „Kiedy rozmawiałem z ateistą, to okazało się, że był kompletnie nieuporządkowany w innych dziedzinach”. W czasach mojej młodości przeciętny ateista lubił podkreślać, że jest niewierzący, ale w kwestiach dotyczących Dekalogu i wskazań moralnych w pełni zgadzał się z chrześcijaństwem. Nie minęło wiele czasu, a przeciętny ateista atakuje Dekalog. Nie respektuje się dzisiaj żadnych Bożych przykazań, bo „nie zabijaj”, „nie cudzołóż”, „nie kradnij” już nie obowiązują. Byłbym przeciwny stereotypowi „szlachetnych ateistów”, choć zapewne są tacy, ale obawiam się, że jest ich niewielu. Jeżeli jest cnotliwy ateista, to prawdopodobnie odrzuca on tylko jakieś fałszywe obrazy Boga, a w głębi serca jest zwrócony do Stwórcy. Nie mogę sobie wyobrazić, aby zagorzały ateista był autentycznie szlachetny. Niezależnie jednak od tego, czy ktoś wierzy, czy nie w nadprzyrodzoność, to Bóg go stworzył i kocha, a jeżeli kocha, to i uzdalnia do dobrego.
Św. Joanna Franciszka de Chantal twierdziła, że cnota praktykowana w przeciwnościach jest mocniejsza i doskonalsza, a zatem milsza Bogu. Cnota więc sprawdza się w boju…
– Znana jest metafora św. Bernarda z Clairvaux, że gwiazdy nie są widoczne w dzień, ale za to jaśnieją w nocy. Wiele osób jest autentycznie cnotliwych, ale inni tego nie dostrzegają. Najczęściej objawia się to w sytuacji trudnej, kiedy przychodzi choroba czy jakieś inne okoliczności niesprzyjające.