Logo Przewdonik Katolicki

Bycie potrzebnym jest powołaniem

Grzegorz Górny
Fot.

Ze Stanisławem Soyką, piosenkarzem, kompozytorem i poetą rozmawia Dominik Górny Jaka jest historia powstania utworu Tolerancja i czy można go uznać za dewizę Pana życia? To piosenka, którą napisałem właściwie ad hoc, około trzech tygodni przed koncertem, który nosił nazwę Tolerancja. Siedziałem z grupą przyjaciół i powiedziałem, że trzeba...

Ze Stanisławem Soyką, piosenkarzem, kompozytorem i poetą rozmawia Dominik Górny


Jaka jest historia powstania utworu „Tolerancja” i czy można go uznać za dewizę Pana życia?
– To piosenka, którą napisałem właściwie ad hoc, około trzech tygodni przed koncertem, który nosił nazwę „Tolerancja”. Siedziałem z grupą przyjaciół i powiedziałem, że trzeba napisać jakąś piosenkę finałową. Zacząłem pisać w południe, a wieczorem utwór był już gotowy. Potem do studia zaprosiliśmy studentów z Warszawskiej Szkoły Teatralnej, żeby zaśpiewali refreny. Cały materiał nagraliśmy w czasie dwunastu godzin. Pierwszy raz usłyszałem tę piosenkę w radiu jeszcze tego samego dnia, około północy.

Przygotowywaliśmy to przedsięwzięcie z dużą grupą moich przyjaciół – artystów i animatorów jednocześnie. Celem koncertu miało być pobudzenie refleksji dotyczącej bezsensowności nietolerancji. Wiązała się ona z niehumanitarnym zachowaniem ludzi, którzy protestowali przeciwko osiedlaniu się w Konstancinie pod Warszawą, nosicieli wirusa HIV. Ostracyzm i wrogość, spowodowane podejściem do tych ludzi, podniosły w środowisku artystycznym alarm, że trzeba bronić ludzkiej godności, którą przecież każdy z nas ma. Podjęliśmy współpracę z księdzem Arkadiuszem Nowakiem, z którym przekonaliśmy ówczesną panią minister zdrowia do konieczności naszych działań. Kluczem całej akcji był koncert, ale wcześniej musieliśmy rozpocząć lobbowanie wśród publicystów, żeby podjęty przez nas temat był znany w całej Polsce.

„Na miły Bóg, życie nie tylko po to jest, by brać” – to jest większa część mojego życiowego motta. Interesuje mnie kondycja naszego ducha, społeczne współżycie w kontekście chrześcijańskim. Jestem chrześcijaninem nastawionym w sposób dość krytyczny do Kościoła, a jednocześnie jestem uformowany przez odnowę soborową. Należę do ludzi, którzy mówią, że w swoim życiu należy stosować metodę, nauczanie Chrystusa. Prawdą jest, że to, co śpiewam, jest zbiorem pobożnych życzeń. Moja osoba, jako przysłowiowy cywil, nie jest wzorem do naśladowania, ale się staram.

Występuje Pan na koncertach nie tylko z gatunku muzyki rozrywkowej. Zaśpiewał Pan na imieninach naszego Papieża Jana Pawła II. Proszę przypomnieć to spotkanie i podzielić się tym, co Panu powiedział Ojciec Święty.
– Kiedy Papa – jak zwykliśmy mówić – przyszedł, z sobie właściwym humorem, rozładował całą powagę koncertu. Przeniknął mnie charyzmat jego obecności. Prawdą jest, że tego wieczoru, po całym dniu obowiązków, powiedział bardzo niewiele. Wystarczyło mu sił, by powitać gości. Później francuski kardynał przeczytał list do członków Fundacji Papieskiej, która wówczas obchodziła swoje dwudziestolecie. Papież był na całym koncercie. Najbardziej ucieszyło mnie to, że bił brawo, mimo że ja w jednej sekwencji zamieszczonej w drugiej medytacji dokonałem bardzo poważnej zmiany, pomyłki. Co ciekawe, był to przeskok w ramach jednej sekwencji, którą stanowią teksty sprzed trzech stron.

Po koncercie papieski szambelan poprosił nas do Ojca Świętego, gdzie każdy z artystów miał możliwość się przywitać i być przedstawionym. Pamiętam, że Papież powiedział do mnie „brawo”, a ja byłem w stanie powtarzać tylko „dziękuję, dziękuję Ci, Ojcze”. Pamiętam ten moment tak wyraźnie, jak się pamięta sekundy z różnych zmieniających życie zdarzeń. Uderzył mnie niezwykły kontrast pomiędzy zewnętrzną starością Papieża, jego zmęczonym i cierpiącym ciałem a spojrzeniem. Ono było jak skała, królewskie, a przede wszystkim ojcowskie, czyli dobre i kochające, ale wymagające. To mnie najbardziej umocniło.

Głosi Pan myśl, że Pana największym mistrzem jest Chrystus. Do jakiego apostoła mógłby się Pan porównać i dlaczego?
– Na pewno do św. Pawła. Nie należę do osób ortodoksyjnie religijnych. Nie jestem karmelitą, ale świeckim ojcem rodziny. W związku z tym potrzebuję, aby ktoś przemówił do mnie konkretnym językiem. A takim posługuje się właśnie św. Paweł. Jego postrzeganie świata jest pewnym skrótem myślowym nauk Chrystusa. Św. Paweł podaje metodę i technikę, co w danej sytuacji trzeba robić, jak postąpić. To jest najważniejsze. Prawdziwy chrześcijanin modli się swoim postępowaniem. To jest jego głównym świadectwem. Samo mówienie, że Jezus Cię kocha, nie wystarcza. Jego nauka musi się objawiać i stawać. Kluczowym tekstem św. Pawła jest dla mnie, pochodzący z Listu do Koryntian, „Hymn o miłości”. Bardzo często ludzie pytają, co to jest miłość. Czy jest ona tylko aspektem fizyczno-prokreacyjnym, czy też duchowym związkiem. W takiej sytuacji odsyłam wszystkich do świętego Pawła, który to bardzo szczegółowo opisuje.

W piosence Bułata Okudżawy śpiewa Pan, że „ziemia kręci się zdumiona obrotem spraw”. Co Pana najbardziej zdumiewa?
– Zdumiewa mnie to, że wciąż potrafię się zdumiewać i bywać zachwyconym. Jestem bardzo wdzięczny Bogu, że to właśnie tak wszystko wygląda. Dzięki temu, że dane było mi poznać Chrystusa, zawsze mogłem znosić lepiej cierpienie w naprawdę różnych postaciach. Dzięki Niemu rozumiem, że cierpienie jest niezwykle istotną częścią życia. Świadomość tego zmniejsza mój lęk, że czemuś nie podołam. Przestałem się bać cierpienia. Oczywiście, że po ludzku boję się bólu, ale jestem przekonany, że jak przyjdzie, to dam sobie z nim radę, bo nie będę sam.

Najcięższym do zniesienia cierpieniem jest cierpienie psychiczne, kiedy człowiek na przykład traci zmysły, a jego dusza jest zagrożona złem. Są przecież takie słowa, że choćbym cały świat zdobył, a na duszy szkodę poniósł, nic bym nie zyskał. To jest najlepsza prawda, jaką mogłem odkryć.

Niedawno wróciłem z podróży po Indiach. Poza miejscami, gdzie docierają turyści, byliśmy też tam, gdzie zazwyczaj nie bywają. Panuje tam niewyobrażalna nędza. Nie przypuszczałem, że będę nią tak bardzo ugodzony. Na podstawie pewnej analizy faktów polityczno-formacyjnych, zadałem sobie pytanie, jak to jest możliwe, żeby ćwierć miliarda ludzi żyło poniżej poziomu ubóstwa. Wpływa na to w dużym stopniu to, że system religijny Hindusów ma bardzo złożoną formację. Ale nikt nie mówi w niej bogaczom, że człowiek zamożny, to jest ten, który powinien się dzielić. To mnie zdumiewa, tym bardziej że kastowość została przez parlament zlikwidowana, a zatem jest ona zjawiskiem nielegalnym. Patrząc dalej, potwierdza się to, o czym mówią światli umysłowo Hindusi, że panuje pewien rodzaj pustki duchowej. Ludzie, nie tylko mieszkańcy Indii, powinni pamiętać o tym, że poszerzanie dobra może się dokonywać tylko w chwili rezygnacji z własnych korzyści. Wzajemna miłość to jest ogromny wysiłek, ale jednocześnie jedyna właściwa droga.

„Dajże nam wszystkim po trochu, a mnie w opiece swej miej”. Do jakiej kategorii ludzi może Pan siebie zaliczyć?
– Zaliczam się do poetów i grajków. Jestem muzykiem, szczęśliwym dlatego, że nie miałem właściwie dylematu, co chcę robić i jaki mam wybrać zawód. To jest mój piękny dar, bo ja zawsze upatruję dobro w konkrecie: czyli nie wierzę, żeby budynek zbudowany na piasku, czy wbrew zasadom statyki, mógł być trwały. Ten konkret jest takim pewnikiem dostępnym ludziom, bo przecież żyjemy w świecie nie tylko duchowym, ale i materialnym. Chociaż bardzo wiele rzeczy jest poza zasięgiem naszej inteligencji, te dwa obszary musimy starać się łączyć. Tym konkretem jest na przykład talent każdego z nas. Nie starczy nam życia, by go wykorzystać, dlatego musimy cały czas działać. Jeżeli wszystko idzie w stronę bycia komuś potrzebnym, to jest to właśnie nasze powołanie.

Jakie słowa piosenki zadedykowałby Pan naszym czytelnikom na koniec tej rozmowy?
– „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry”. To jest fragment „Strumienia” z „Tryptyku rzymskiego” Jana Pawła II. To utwór, który za każdym razem, kiedy go śpiewam, wywołuje we mnie dreszcze i czuję, że Ojciec Święty jest tuż obok mnie. Szczególność tego tekstu polega na tym, że nie jest on wystudiowaną encykliczną pracą. Ale jest poezją, czyli tekstem zawierającym w sobie szczyptę absolutnie intymnej, emocjonalnej cząstki Jana Pawła II.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki