W cieniu góreckich dębów
ks. ppłk Tadeusz Łukaszczyk
Fot.
Trzeba było, aby to, co heroiczne stawało się zwyczajne, codzienne; aby to, co zwyczajne i codzienne stawało się heroiczne.Jan Paweł II
Gawęda III
Kocham wędrówki góreckimi ścieżkami, bo tu zawsze rodzi się we mnie nowa myśl, wizja kolejnego zadania, jakie otrzymuję lub też sam sobie narzucam. Właśnie przed miesiącem na konferencji dekanalnej w parafii św. Stanisława...
Trzeba było, aby to, co heroiczne – stawało się zwyczajne, codzienne; aby to, co zwyczajne i codzienne – stawało się heroiczne.Jan Paweł II
Gawęda III
Kocham wędrówki góreckimi ścieżkami, bo tu zawsze rodzi się we mnie nowa myśl, wizja kolejnego zadania, jakie otrzymuję lub też sam sobie narzucam. Właśnie przed miesiącem na konferencji dekanalnej w parafii św. Stanisława BiM w Nakle nad Notecią, „wyrwałem się” do opracowania na potrzeby Rejonowego Kongresu Eucharystycznego odczytu na temat kultu eucharystycznego w latach okupacji na terenie byłego powiatu wyrzyskiego... Chodzę, myślę.
Czasu zbyt mało, aby odwiedzić archiwa. Pozostają skrawki informacji, które dawno temu, przypadkowo i bez jakiejś szczególnej okazji słyszałem, zapamiętałem, odnawiając je niekiedy z pomocą bliskich mojemu sercu dębów. Tym razem chciałem się przekonać, ile nieruchome drzewa wiedzą o okolicznych ludziach namaszczonych, ale bez sutanny. Ludziach, dla których czas okupacji nie przerwał pracy duszpasterskiej.
Kilkakrotnie przemierzyłem aleje. Może moja decyzja o przygotowaniu odczytu była pochopna? Czy nie rzuciłem się „z motyką na słońce”?
Z nastroju zwątpienia wyrwał mnie w pewnej chwili któryś z dębów! Odniósł się do mojego pytania – „Co działo się w gaju w okupacyjną noc?” Zależy mi na jego wspomnieniach.
– Co mam przedstawić ludziom na Kongresie Eucharystycznym? – zapytałem głośno.
– Rusz pamięcią! – zaordynował dąb Jordan.
„Ruszam” więc! Przecież jakieś informacje od dzieciństwa noszę w pamięci, nie wiedząc nawet niekiedy, kim byli autorzy opowiadań. Opowiadań o zamkniętym kościele w Łobżenicy, o kapłanach sypiających w stogach, i najsmutniejszych – o księżach, których zdradzili sami Polacy.
– Wysil się, bo ostatni świadkowie spraw, o których chcesz mówić, odchodzą do wieczności! Biegnij do nich! – ponaglał dąb.
Tak zrobiłem! Byłem u sędziwego księdza prałata Mattauscha w Wierzchucinie, który potwierdził to, co słyszałem z ust księdza kanonika Ignacego Klimackiego z Nakła. O życiu religijnym w konspiracji. Obraz słynący łaskami naszej Pani Góreckiej spoczął w bydgoskiej piwnicy. Hitlerowcy pewnie go szukali.
Klimat pierwszych okupacyjnych dni grozy zakończył na początku listopada 1939 roku tzw. mord górecki!. Później hitlerowcy sprowadzili do Górki Klasztornej młodzież niemiecką. Hitlerjugend. Potem przybyli jeńcy angielscy, robotnicy – takie były „pomysły” niemieckiej gospodarki.
Drzewa nie zapominają. Szumią: – Zdarzało się, że pod mury zamkniętego klasztoru zakradali się niespodziewani pielgrzymi, aby tylko przez chwilę postawić stopę na tej ziemi, wzbudzić w sobie pragnienie uwielbienia Maryi!
Tymi pielgrzymami byli wędrowni księża. Znam ich nazwiska: ks. Tadeusz Olszewski, ks. Ignacy Klimacki, ks. Zych, ks. Putz, o. Oskar Czech – franciszkanin zakonspirowany w Wyrzysku.
Wiele zawdzięczam łobżenickiemu organiście, Janowi Grzybowskiemu, pani Czesławie Sobieszczyk, innym starszym ludziom z miasteczka, którzy z wielkim przejęciem o tych kapłanach mi opowiadali.
– Najbardziej zakonspirowanym, „księdzem-wędrowcem” był ks. Tadeusz Olszewski – podsuwają dęby. Wiem. On spał w stodołach, w stogach. Z wielkim wzruszeniem podszedłem do niego parę miesięcy temu w Mroczy. Nie mogłem długo rozmawiać, ale przelewało mi się przez serce uczucie wdzięczności dla jednego z tych, którzy swoim życiem potwierdzili słowa apostołów „Nie możemy nie głosić...”
– Podziel się na Kongresie właśnie ową fascynacją – mruknął ponownie Jordan. Tak muszę zrobić.
Godziny upływają w zaciszu gaju. Oczyma wyobraźni widzę moich braci kapłanów, bez sutann, komży; przybywających rowerem i pieszo, w nędznym odzieniu z wygniecionym „ausweisem” w kieszeni. W drugiej kieszeni unoszą starannie zabezpieczoną Hostię, Oleje Święte dla chorych. Opowiadał mi niegdyś ks. kanonik Klimacki: – Msza była sprawowana o czwartej nad ranem. Czasem była wpadka, zdrada – nawet ze strony Polaków. Nie uchronił się przed nią o. Oskar. Ks. Klimacki znał zdrajcę, ale nie zgodził się nigdy na opublikowanie jego nazwiska. „Przebaczyłem mu – i nic więcej nie mam do powiedzenia” – rzekł. Pamiętam dobrze te słowa. Już wiem, o czym powiem na Kongresie.
Maj 1990 roku.