Logo Przewdonik Katolicki

W cieniu góreckich dębów

ks. ppłk Tadeusz Łukaszczyk
Fot.

Miłość przynosi ciężar i nie czuje żadnego ciężaru Anthony de Mello Gawęda II To było w grudniu 1992 roku. Na dobę przed Bożym Narodzeniem. Krępują mnie pierwsze kroki w oficerskim mundurze. Noszę uniform z korpusówkami łączności, bo kapelańskich znaków nigdzie w Bydgoszczy nie znalazłem. Mundur na miarę, ale sukienny płaszcz krępuje ruchy. Czuję się jak...

Miłość przynosi ciężar i nie czuje żadnego ciężaru
Anthony de Mello

Gawęda II

To było w grudniu 1992 roku. Na dobę przed Bożym Narodzeniem.

Krępują mnie pierwsze kroki w oficerskim mundurze. Noszę uniform z „korpusówkami” łączności, bo kapelańskich znaków nigdzie w Bydgoszczy nie znalazłem. Mundur na miarę, ale sukienny płaszcz krępuje ruchy. Czuję się jak w gorsecie. To jednak nie jest ważne – wiem, że dziś musiałem tutaj być. Musiałem stanąć w góreckim gaju. Melduję się Królowej Krajny! Wokół cisza; jakże inna jednak od tej, jaką znam z moich tutejszych letnich wędrówek.

Okolica pogrążona we śnie. Zima zastygła wokół świętego miejsca. Drzewa okoliczne nagie, bezbarwne. Tylko „moje” dęby stoją jak graniczne słupy, wyznaczając sobą przestrzeń – „dotąd i nie dalej”! Teraz widzę, że one rysują kształt – dziedziniec, z którego pielgrzymi dopiero wchodzą do miejsca Bożej Chwały, przed oblicze Maryi. Mogę teraz dęby bez trudu namierzyć, gdyż latem na tle zieleni nie widać ich w całej okazałości.

Kluczę ostrożnie na śniegu, zostawiając za sobą ślady aż do samych drzwi kościoła. Jestem przejęty chwilą i czasem. Chce mi się wołać za Izajaszem – „Stróżu, która to godzina nocy?” (Iz 21,11) Nikt tu przede mną nie był w ostatnich godzinach. Staję przy ozdobnej kracie prowadzącej do wnętrza świątyni. Jestem sam i oczy mi się „pocą” ze wzruszenia. Nawet przez grube sukno żołnierskiego płaszcza czuję Bezbronną Miłość. Wraca „smak” dzieciństwa, zabawy, śnieżnych, mroźnych zim, kiedy na koniec Adwentu, w domu następowało sprzątanie, a tata „instalował” w dużym pokoju choinkę. Gdy tylko robiło się szaro, ulicę przemierzał latarnik – Perdelwitz. Opierał drabinkę o słup latarni przy szkole, wspinał się po niej i po chwili oglądałem wraz z bratem „bajeczny” blask.

Zawsze było mi spieszno odgadnąć, odkryć, co znajdę pod świątecznym drzewkiem. Może samolot, szablę, pistolet? Widziałem siebie już wtedy w mundurze, w aurze marzenia. Teraz marzenie stało się faktem.

Przynoszę Ci Maryjo całą tradycję żołnierską mojego domu rodzinnego – powiedziałem, zgarniając z policzka pokaźną kroplę. Wiem, że nikogo z moich przodków w myśli nie opuszczam; każdemu w modlitwach wyznaczyłem miejsce. Jest i modlitwa za braci mojej babci – pułkownika Mariana Szulca i rotmistrza Juliana. Julian od dziecka lubił wojaczkę, w przeciwieństwie do Mariana, którego z katedry nauczyciela w niedalekim Luchowie, włączono w roku 1914 roku do armii niemieckiej jako oficera. Później był jego wydatny udział w powstaniu wielkopolskim, dowodzenie batalionem jutrosińskim; służba w korpusie oficerskim II RP. Takie są dziś moje myśli w Górce Klasztornej.

Nie mogę oddać się długiej rozmowie. Nagli czas, mróz. Galowe buty o delikatnej podeszwie sprawiają, że każde zatrzymanie rozprasza. Splątane myśli. Pytania. Czy nie jestem już zbyt stary, aby drugi raz, po doświadczeniach jednostki kleryckiej, służyć w wojsku? Może zachciało mi się takiej posługi z fantazji? O tej porze mogłem przecież w swojej parafii czynić to wszystko, co zawsze czyniłem z wielką radością – umacniać duchowe tło Bożego Narodzenia. Teraz jest mi zimno. Jestem w drodze. Całe szczęście, że kierowca służbowego auta z bydgoskiego 4. Pułku Łączności już czeka.

Spoglądam na pusty plac przed studzienką. Znam tutaj każdy kąt, jestem „u siebie”. Mijają zwątpienia. Chcę być z żołnierzami, wierzącemu wojsku próbować dać odpowiedź na ludzkie pytanie: „Kiedy to się skończy?”! – Kiedy ustaną cierpienia, wojny, dramaty społeczne?

Zaczyna sypać śnieg. Światła samochodu dotykają pni drzew, na końcu dawnej czereśniowej alei. Kiedyś przy niej był jeszcze mały lasek – teren „wojennych” wypraw moich i kolegów. Buszowaliśmy. Na głowach hełmy znajdowane „po Niemcach”, czapki z rydlami, profilowane na obraz żołnierskich. To wszystko wraca.

Sięgam odruchowo na tylne siedzenie, po moją rogatywkę. Marzenie spełniło się! Dziękuję, Górecka Pani!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki