Znikający Poznań: 180 metrów do innego świata
Adam Suwart
Fot.
Na Starołękę można dojechać tramwajem, który z charakterystycznym zgrzytem zatrzymuje się na pętli. Stąd już niedaleko do mostu. Wchodzi się na niego w cieniu, niepozornym i wąskim chodnikiem, który łatwo przeoczyć w codziennym pośpiechu. Nagle przed wędrowcem otwiera się ogromna, przestrzenna perspektywa. Szeroki, ciągnący się w dal trakt mostu kolejowego, do którego dolepiona...
Na Starołękę można dojechać tramwajem, który z charakterystycznym zgrzytem zatrzymuje się na pętli. Stąd już niedaleko do mostu. Wchodzi się na niego w cieniu, niepozornym i wąskim chodnikiem, który łatwo przeoczyć w codziennym pośpiechu. Nagle przed wędrowcem otwiera się ogromna, przestrzenna perspektywa. Szeroki, ciągnący się w dal trakt mostu kolejowego, do którego „dolepiona” jest lekko skrzywiona kładka dla pieszych. Idąc nią, ma się wrażenie wielkiej niestabilności – jakby szło się po drewnianym mostku, rozpiętym na zdziczałych lianach w ogromnej przestrzeni lasów Amazonki. Tutaj Warta wydaje się ogromną rzeką. Doznanie to potęguje jej nieuregulowany brzeg, z którego w nurt wody wdzierają się bujne gałęzie drzew, zarośnięte mchami i porostami oraz kamienne cyple, na których przycupnęli nadrzeczni wędkarze i rybacy. Przechodzimy przez most, drgający niepokojąco, gdy jedzie przezeń pociąg, i wkraczamy w inny świat. Zamiast poprzemysłowego, zdewastowanego obszaru, jaki widzieliśmy na Starołęce, podziwiamy soczyście zieloną roślinność lasów Dębiny – pozostałości dawnej nadwarciańskiej puszczy, o której pisał m.in. Kraszewski w powieści piastowskiej „Lubonie”.
Jeśli zejdziemy na brzeg, co teraz jest już raczej niemożliwe, bo teren ten jest strzeżony ze względu na ujęcia wody pitnej dla miasta Poznania, zanurzymy się w pachnącej rzeką i leśną dziczą sennej otchłani, gdzie codzienne życie miasta ustępuje miejsca refleksji, wyciszeniu, zamyśleniu… Podnosząc w tym miejscu głowę, dostrzeżemy monstrualną konstrukcję mostu, przez który jeszcze przed chwilą przechodziliśmy. Powstał on w 1875 roku jako kolejowa przeprawa przez Wartę wraz z budową linii kolei kluczborskiej. Był największym mostem Poznania, wspartym na pięciu przęsłach, osiągającym długość 180 metrów. Oryginalnego charakteru przydawała mu łukowa, żelazna kratownica i masywne dźwigary wspornikowe. Po bokach mostu wzniesiono minitwierdze ze strzelnicami karabinowymi, do dziś pozostały ceglane tarasy, z których podziwiać można dostojny bieg rzeki. Do lata zeszłego roku wejścia na most od strony Starołęki strzegł też spichlerz z 1901 roku. Niestety, zabytkową, ceglaną budowlę o tajemniczym obliczu strawił pożar, którego łuna całą dobę górowała ponad horyzontem miasta, odbierając Poznaniowi kolejnego świadka minionej epoki.