Mój problem jest dość banalny, ale ja osobiście będąc osobą, która zawsze wszystko potrafi realnie sobie wytłumaczyć, nie za bardzo mogę sobie z nim poradzić.
Mam 20 lat. W tym roku zaczęłam studia. Wyjechałam do obcego miasta, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć. Jestem wierząca i modląc się, prosiłam Boga, żeby posłał mnie tam, gdzie On chce, a nie gdzie ja, bo to On pokieruje moim życiem tak, żebym była szczęśliwa. Jestem z natury bardzo mało uczuciowa, nigdy nie potrafiłam odwzajemnić uczucia, jakim obdarzał mnie jakiś chłopak. Miałam zawsze duże powodzenie, ale nigdy nie byłam z nikim szczęśliwa, zawsze raniłam swoją obojętnością innych. Prosiłam Boga, żeby zesłał mi takiego chłopaka, którego obdarzę uczuciem ze wzajemnością, zamiast tych wielu, do których nic nie czułam.
Wtedy właśnie, gdy zastanawiałam się, co mnie tu czeka, poznałam jego. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, ale mnie to spotkało. Był po prostu idealny. Miał wszystkie te cechy, których szukałam w chłopaku, podobał mi się z wyglądu i charakteru. Nie mogłam uwierzyć w to, że możliwe jest poznanie kogoś, kto tak na ciebie działa, kto tak ci odpowiada i kto czuje to samo co ty. Już po pierwszej takiej zwykłej ludzkiej rozmowie wiedziałam, że to będzie ktoś wyjątkowy. Od razu poszłam do kościoła podziękować Bogu za to, że spotkałam go na mojej drodze i codziennie dziękowałam za to, że jest. Czułam, że jestem dla niego ważna, często mi to mówił i okazywał, tak jak ja czekał na kogoś. Już wtedy wiedziałam, dlaczego Bóg sprawił, że jestem w tym mieście. Ale po pewnym czasie jego stosunek do mnie zmienił się. Wiedziałam, że nie chce być ze mną, ale bał mi się to powiedzieć, dlatego zerwałam z nim, by się nie męczył. Rozumiem go, czasem mylnie odbieramy nasze uczucia, być może on się pomylił, może po prostu się znudził, nie mam mu tego za złe, potrafię to zrozumieć.
Czy to możliwe, że wmówiłam sobie to wszystko, to że jest moją drugą połową, to że jest mi przeznaczony, a może to kara za to, że chłopcy wiele razy cierpieli przeze mnie, mimo że nie raniłam ich umyślnie? Czy będę jeszcze umiała kogoś pokochać? Byliśmy ze sobą bardzo krótko, więc nie powinno to aż tak na mnie wpłynąć, ale nie potrafię umówić się z żadnym innym chłopakiem boję się, że nikt nie będzie lepszy od niego, bo nie można być lepszym od ideału. Teraz znowu zastanawiam się, dlaczego tu jestem, jaki jest cel. Nie mam pretensji do Boga, nie straciłam swojej wiary. Boję się po prostu, że już zawsze będę sama.
Studentka