Symbolem ofiar stanu wojennego pozostają górnicy z kopalni „Wujek”. W grudniu 1981 roku Polak podniósł rękę na Polaka. Do dziś zadajemy sobie pytanie, jak to było możliwe.
Noc 13 grudnia
Jest noc 13 grudnia 1981 r. Komuniści aresztują działaczy „Solidarności”, w tym Jana Ludwiczaka, przewodniczącego „Solidarności” kopalni „Wujek”. Dzień później wybucha strajk, którego nie zastraszy nawet „pacyfikacja” innych dziewięciu kopalń przeprowadzona 15 grudnia.
Tragedia „Wujka”
16 grudnia dochodzi do ataku czołgów i oddziałów ZOMO na strajkujących. Czołgi robią wyłomy w murze kopalni, padają strzały. Są zabici i ranni. Życie traci dziewięciu górników. Jeszcze w grudniu zostają aresztowani przywódcy strajku.
Wolna Polska
Po 1989 roku, w wolnej Polsce, powrócono do tragedii z 16 grudnia. Pierwsze procesy kończą się uniewinnieniem oskarżonych lub umorzeniem sprawy. W roku 2000 pojawia się powracająca obecnie sprawa tzw. raportu taterników sporządzonego w stanie wojennym podczas obozu wysokogórskiego dla zomowców, którzy nietrzeźwi opowiadali o „pacyfikacji”.
Obecnie proces wznowiono. Cały czas nasuwają się jednak pytania: Kto wydał rozkaz strzelania? Kto jest odpowiedzialny bezpośrednio za śmierć tych ludzi? Dlaczego przy innych tego rodzaju akcjach uniknięto ofiar?
Przy takich okazjach powraca też pytanie: kiedy historia ostatecznie osądzi i skaże tych, co tworzyli bratobójczy system, a rodzinom ofiar da choćby moralną satysfakcję?
Fragmenty wspomnień górników z 16 grudnia 1981 r.
„Jeden czołg ustawił się w poprzek ulicy i rozpędził się prosto na bramę, na której wisiał obraz Matki Boskiej i portret Papieża […] Obok bramy wjazdowej był mur, za murem drzewo – w tym miejscu znowu się rozpędził, rozwalił mur, wspiął się na drzewo, drzewo poszło. Jeszcze po tym rumowisku zaczął jeździć, poszerzył otwór, wyjechał i stanął z boku. Wtedy do akcji wkroczyło ZOMO”.
„Usłyszałem dwie serie z karabinu maszynowego. Myślałem, że to z czołgu, ale nie, bo czołg ma większy kaliber. To był uliczny k-m, jak oni go nazywają. Taki malutki, krótki. Z tej broni zostały oddane dwie serie i sześciu ludzi padło trupem. Ale nikt z nas wtedy nie zdawał sobie sprawy, że ci ludzie nie żyją”.
Z materiałów MSW
„Padły te strzały. Stało się to o wpół do drugiej […] Czołg cofnął się nieco i zomowcy znaleźli się nagle w bezpośredniej bliskości górników. Leciały w stronę atakujących cegły, kamienie, żelazne nakrętki. Od uderzeń ciężkich przedmiotów pękały tarcze i hełmy. Nacierającym zaczęła grozić klęska – górnicy w tym miejscu przeważali liczbą. Strzelano krótkimi seriami. Po dwa, trzy strzały, nawet pojedyncze. A więc tak, jakby celowano do konkretnych ludzi, a nie w obronie własnej, przed nacierającym tłumem. Strzały padały z odległości najwyżej trzydziestu metrów”.
Źródło: www.zwoje-scrolls.com