Logo Przewdonik Katolicki

Uszanujcie świętość

Jolanta Hajdasz
Fot.

Pomyślałam sobie, że skoro jestem z Poznania, to w tym tygodniu powinnam pisać o Marszu Równości. Każdy rasowy publicysta powinien mieć zdanie na jego temat, mało tego, środowiskowa, niepisana zasada jest jednoznaczna: w zasadzie każdy dziennikarz powinien mieć jedyny, właściwy, dobrze ugruntowany pogląd, że to coś pożytecznego i słusznego, taka współczesna odważna manifestacja...

Pomyślałam sobie, że skoro jestem z Poznania, to w tym tygodniu powinnam pisać o Marszu Równości. Każdy rasowy publicysta powinien mieć zdanie na jego temat, mało tego, środowiskowa, niepisana zasada jest jednoznaczna: w zasadzie każdy dziennikarz powinien mieć jedyny, właściwy, dobrze ugruntowany pogląd, że to coś pożytecznego i słusznego, taka współczesna odważna manifestacja przywiązania do wolności, swobody wyrażania poglądów i braku zgody na dyskryminację czegokolwiek i kogokolwiek. Słuszne i światłe. Dlaczego więc nie chcę stać z organizatorami tego marszu w jednym szeregu, dlaczego denerwują mnie ich słuszne na pierwszy rzut oka postulaty? W tym roku naprawdę miałam ich już dość i myślę, że nie należę do mniejszości, choć ci, którzy mnie znają, wiedzą, że brak tolerancji to ostatnia rzecz, jaką można by mi zarzucić.

Chodzi o miejsce, z którego wyruszył ów pochód. Poznańskie Krzyże, pomnik, na który czekano 25 lat. Symbol oporu wobec totalitarnej władzy opartej na przemocy i symbol ofiar państwa komunistycznego. Symbol prawdziwy, ciągle dopisujący nowe rozdziały w swojej historii. To tu spontanicznie modlili się poznaniacy, gdy zmarł nasz Papież, i tu 13. każdego miesiąca stanu wojennego spotykali się (czy raczej próbowali się spotykać, często ówczesna milicja skutecznie im to uniemożliwiała) wielkopolscy opozycjoniści. To tu oddajemy hołd tym, którzy 50 lat temu, w okrutnych czasach stalinizmu mieli odwagę krzyczeć „chleba i wolności” i którzy za tę odwagę zapłacili życiem, albo zdrowiem, albo co najmniej sponiewieranym, udręczonym bytem PRL-owskiego przeciwnika ustroju, którego wyrzucano z prawie każdej pracy i któremu bezpieka nigdy nie dała już spokoju. W Poznaniu własną historię Czerwca’56 może opowiedzieć prawie każda rodzina. Pokolenie 60-70-latków naznaczone jest tym doświadczeniem po dziś. Oni pamiętają tamte strzały, tamte czołgi na tym placu i tamten strach. Oni znali tamtych zabitych, ich rodziny, ich przyjaciół lub znajomych. Oni od pół wieku czekają na odpowiedź na pytanie, kto jest winien tamtej tragedii. I nadal szukają grobów i próbują ustalić prawdziwą listę ofiar „Krwawego Czwartku”, co roku na tym właśnie placu Mickiewicza w cieniu Poznańskich Krzyży odczytując apel poległych. A my, nowocześni i postępowi, 50 lat później, w tym samym miejscu, w ten sam sposób, bo transparentem i okrzykiem, wiedząc, że uczestnicy tamtego powstania na to patrzą, walczymy o prawa kochających inaczej, jakby działa im się porównywalna krzywda? Albo – nie zgadzając się na to, tu, w tym właśnie miejscu, wołamy: „zboczeńcy, nie oddamy wam Poznania?”. Absurd, groteska, farsa. I wstyd. I te kordony policji. Przerost formy nad treścią, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której 450 osób biorących udział w pochodzie chroni pół tysiąca funkcjonariuszy, a tak było w tym roku.

Nie chcę tego cyrku pod moimi oknami i tego mieszania wszystkiego ze wszystkim. Bracia geje, siostry lesbijki – okażcie choć trochę tolerancji i wyrozumiałości. Uszanujcie cudzą świętość.

Autorka jest dziennikarką TVP 3 Poznań

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki