Do napisania poniższego tekstu skłoniło mnie sprawozdanie z Ogólnopolskiego Sympozjum Homiletycznego „Służyć Słowu i służyć słowem”.
Po niedzielnej Mszy św. podszedłem przywitać się ze znajomym mężczyzną w średnim wieku. Zauważyłem, że w ręce trzyma kolorowe pisemko. Nie myliłem się. Było to czasopismo „Strażnica”. Zapytałem: „Dlaczego Pan to czyta?”. Jakże zadziwiająca padła odpowiedź: „Wie Pan, dostałem od kolegi w pracy. On tak dużo wie o Panu Bogu. Ja chodzę do kościoła już kilkadziesiąt lat i nie dowiedziałem się tyle o swojej religii, co on przez 5 lat”. „Proszę Pana, i ja mam tę świadomość, że wiedza biblijna katolików jest bardzo słaba”, odpowiedziałem. „Czy może mi Pan wyjaśnić dzisiejszą Ewangelię?”, usłyszałem po chwili. „Dlaczego ja, przecież robił to ksiądz na kazaniu?”, spytałem. „Wie Pan, jeszcze nie słyszałem, żeby w mojej parafii ksiądz wyjaśniał Słowo Boże, a ja mam tyle niejasności”.
Nie chcę obrazić kaznodziejów, którzy sumiennie przykładają się do głoszenia homilii – to większość. Sam słuchałem wiele pięknych, porywających kazań. Wtedy naprawdę rozumiałem, co to znaczy, że podczas homilii sam Bóg do nas mówi. Jednak nie brakuje wśród duchownych leni, którzy 5 min. przed Mszą św. wychodzą z założenia: „Coś tam powiem”. Proszę się wtedy nie dziwić, że różne sekty zajmują się opowiadaniem o Bogu i mają wielki posłuch. Osoba uczestnicząca w niedzielnej Mszy św. jest spragniona Bożego Słowa. Słowa, które kształtuje ludzkie sumienie i przybliża do chrześcijańskiej doskonałości. Kochani księża! Jako praktykujący chrześcijanie prosimy: dawajcie nam Boga!
Mirosław