Atrakcją turystyczną niektórych średniowiecznych klasztorów są ciasne karcery, w których mnisi o chlebie i wodzie pokutowali za swe grzechy. Dzieje Kościoła pełne są łotrów, którzy w ten właśnie sposób – poprzez ciężką pokutę – doszli do prawdziwej świętości. Zygmunt, Maria Egipska czy Garinus przeszli do historii nie jako zbrodniarze czy lubieżnicy, lecz święci pokutnicy.
Z podobnej szansy nie skorzystał arcybiskup Milingo. Za odstępstwo od wiary i porzucenie celibatu znalazł się chyba w zbyt wygodnej podrzymskiej rezydencji. Znudzony życiem powrócił do „żony” i sekty. I tak go zapamiętamy.
Nie pokutował również ks. Simandl, szpieg w Watykanie. W 1994 r. powrócił do Czech i przez 9 lat był sekretarzem episkopatu. Kiedy w Czechach otwarto archiwa, musiał ustąpić i przez parę miesięcy nie było o nim słuchu. Przed rokiem świat obiegła wiadomość, że słynny szpieg znalazł ciepłą posadę w berlińskiej nuncjaturze. Winy nie zmazał, co więcej pojawiły się podejrzenia, że dobrze gra „hakami”. W naszej pamięci pozostanie, niestety, kapusiem.
Jest jeszcze inny przypadek, a dotyczy zasłużonego kapłana, 86-letniego ks. Maciela, założyciela bardzo prężnego zakonu – Legionistów Chrystusa – i wielu dzieł apostolskich. W maju br. został suspendowany przez Stolicę Apostolską i polecono mu, by ostatnie dni życia poświęcił modlitwie i pokucie za czyny, których miał się dopuścić przed 40 laty. Surowa kara nie przekreśliła jego życia. Przeciwnie, otwarła drogę do świętości, a może i na ołtarze.
W ubiegłym tygodniu często padały pytania o to, co stanie się w Kościele z tajnymi współpracownikami. Na pewno trzeba zacząć od oczyszczania z zarzutów ludzi niewinnych. Przyjdzie jednak w końcu czas również na tych, których wina jest bezsporna. I nasi pasterze będą musieli podjąć trudne decyzje. Aby nikt nie pozostał w naszej pamięci zdrajcą i kapusiem.