Co wynieść z pożaru życia?
Bartosz Wieczorek
Czasy współczesne odznaczają się niezwykłym wyniesieniem pracy jako naczelnej wartości, której podporządkowane ma być życie ludzkie, przy jednoczesnym braku głębszego uzasadnienia dla takiego jej miejsca.
Owo wyniesienie najlepiej ilustruje fakt, że praca jest dobrem tak bardzo pożądanym, że w razie jej braku często tracimy poczucie sensu życia, tożsamość, ludzką godność....
Czasy współczesne odznaczają się niezwykłym wyniesieniem pracy jako naczelnej wartości, której podporządkowane ma być życie ludzkie, przy jednoczesnym braku głębszego uzasadnienia dla takiego jej miejsca.
Owo wyniesienie najlepiej ilustruje fakt, że praca jest dobrem tak bardzo pożądanym, że w razie jej braku często tracimy poczucie sensu życia, tożsamość, ludzką godność. Bezrobotni często popadają w depresję, bywa, że odbierają sobie życie – jasno zaświadczając, że współcześnie brak pracy oznacza niepełne człowieczeństwo. I choć dzisiejsze czasy wysokiego bezrobocia są dla wielu ciężkim doświadczeniem, może jednocześnie stanowią dobrą okazję do zastanowienia, czym rzeczywiście jest praca.
Pracować, by żyć
Wielu z nas traktuje pracę przede wszystkim jako źródło utrzymania – siebie i rodziny. Praca jest ogromnie ważna – nawet jeśli jest ciężka, męcząca czy nawet ogłupiająca, nie odpowiada naszym zainteresowaniom, to dostarcza nam głębokiego poczucia sensu życia, ponieważ dzięki niej jesteśmy samowystarczalni i zdobywamy środki finansowe, które dają jakąś wolność i swobodę. Wielu ludzi nie doznaje podczas codziennego trudu uczucia spełnienia, zadowolenia, poczucia sensu tego, co robi – traktuje pracę jako konieczność, dopiero z wolnym czasem wiążąc oczekiwania sensownego jego spędzania. Ludzie zarabiają więc po to, by jeść i się ubrać, ale także po to, by było ich stać na rozmaite hobby, podróże, zainteresowania, atrakcyjne spędzenie czasu z rodziną.
Takie podejście bywa czasem niebezpieczne, dlatego że niełatwo tu o zachowanie równowagi pomiędzy „życiem właściwym” a zarabianiem na to właśnie życie. Dążąc do zapewnienia godziwych warunków egzystencji sobie i najbliższym, często przekraczamy niewidzialną granicę i bardziej stawiamy na „mieć” niż „być”. Po drodze gubimy jakość i sens życia.
„Pracować na to, aby żyć, nie może być sensem życia” – pisał duński filozof Soren Kierkegaard. Jego krytyka życia ludzkiego jako mechanicznej, szybkiej i nakierowanej na cele zewnętrzne aktywności jest aktualna do dziś. Ludzi krzątających się w pośpiechu i zajętych sprawami zawodowymi nazywał on „szybkobiegaczami” i porównywał do kobiety, która przerażona pożarem wyniosła z domu pogrzebacz. „Cóż więcej wynoszą oni ze wspaniałego pożaru życia?” – pytał Duńczyk.
Zbawienie przez pracę
Na nowożytnym modelu pracy odcisnęła wielkie piętno etyka protestancka, która – jak wskazał to Max Weber – przyczyniła się w dużej mierze do powstania kapitalizmu. Etyka ta, bardziej niż katolicka oparta na zdolnościach przyrodzonych człowieka, a nie na łasce Bożej, przyczyniła się do powstania zachowań podkreślających wartość osobistego wysiłku i mozolnej, codziennej pracy. Praca ta, a dokładniej odnoszone w niej sukcesy – staną się rodzajem świeckiej i mierzalnej dobrami łaski, która nieomylnie ma wskazywać na aprobatę Bożą dla poczynań zaradnego przedsiębiorcy. Miejsce grzechów przeciwko nieprzestrzeganiu prawa Bożego i norm kościelnych zajmuje lenistwo, nieuczciwość w interesach, rozrzutność. Duch tej etyki szczególnie mocno wybija się u wywodzących się z kalwinizmu purytanów, którzy obok zalecenia ciężkiej pracy postulowali umiarkowanie w jedzeniu i ubiorze, czyli po prostu ograniczenie w konsumpcji aż do granic ascezy. Obowiązek pracy dotyczył według nich także najbogatszych. Praca była traktowana jako powołanie, któremu podporządkować należy wszystkie sfery życia, z modlitwą włącznie.
Taka wizja pracy obecna jest też mocno we współczesnym świecie zachodnim – leży u podłoża dzisiejszej waloryzacji pracy, aktywności jako takiej, dla siebie samej. Leży też u podstaw hasła samorealizacji – ideologii, która nakazuje nam rozwijać swe indywidualne talenty, możliwości, nie dać im się zmarnować – nie ustawać w wysiłku. Dziś jednak kontekst religijny został zapoznany, a bez niego sens pracy stopniowo uległ groźnemu wypaczeniu we współczesnym świecie.
Komunia ludzi pracy
Wyjścia poza współczesny przymus samorealizacji przez pracę, które nadaje jednak pracy niezwykle istotne, choć nie najważniejsze miejsce w życiu człowieka, należy szukać w chrześcijańskim etosie pracy. Etos ten bądź co bądź ukształtował zachodni krąg cywilizacyjny.
To chrześcijaństwo właśnie przynosi w stosunku do starożytności greckiej i rzymskiej głęboką cezurę w traktowaniu pracy ludzkiej: przestaje ona być rozumiana jako wysiłek wykonywany przez niewolników, który nie przystoi wolnym ludziom, gdyż obciąża umysł i duszę człowieka prozaicznymi kłopotami. Praca staje się ważnym przeznaczeniem człowieka, stworzonego na podobieństwo Boga.
Dla chrześcijan, choć prawda ta nie w pełni zawsze była doceniana, wzorem wykonywania pracy jest trud Boga włożony w dzieło stworzenia. Bóg jest więc – tak przykładowo widzi go św. Hildegarda z Bingen, żyjąca w XII w. – rolnikiem, który uporządkował i zaorał ziemię, by przygotować ją dla swoich stworzeń. W innym miejscu Hildegarda porównuje Boga podejmującego trud stworzenia do ludwisarza, który zabiera się do wykonania swojej pracy. Wiele średniowiecznych komentarzy nawiązujących do opisu stworzenia świata przedstawia Boga pochylającego się z cyrklem w ręku nad wielką kartą, na której powstaje harmonijny układ świata. Zgodnie ze słowami Księgi Rodzaju, po dokonaniu swego dzieła Bóg odpoczął.
Także osoba Chrystusa pracującego fizycznie w warsztacie stanowi nieusuwalny fundament dla chrześcijańskiego rozumienia pracy. Ten ukryty i cichy wymiar codziennej pracy w szczególny sposób odkrył w XX w. bł. Karol de Foucauld. Praca jest dla niego codziennym współdziałaniem z dziełem Bożym, które człowiek ma przez swój wysiłek udoskonalać i przemieniać. Jest to wielki wysiłek ewangelizacyjny, w którym miejsce głoszenia kazań i katechez zajmuje komunia ludzi pracujących.
Pracuj tu i teraz
Rozświetlić pracę wymiarem nadprzyrodzonym, umieścić ją w płaszczyźnie boskiego planu wobec nas, uznać, że jeżeli ja tego nie zrobię, to nie zrobi tego nikt inny, bo właśnie mi postawiono hic et nunc takie a nie inne zadanie – to różne sformułowania chrześcijańskiego etosu, a raczej mistyki pracy. Można ją oprzeć na wizji Boga pracującego nad stwarzaniem świata czy pracującego w warsztacie Chrystusa.
W sposób szczególny etos ten zrealizowała francuska myślicielka żydowskiego pochodzenia Simone Weil, która w pracy fizycznej widziała nieusuwalny element życia – element porządkujący życie. Praca według niej umożliwia wykorzystanie zwykłych, trudnych często warunków życia, aby ćwiczyć się w skupieniu i życiu duchowym. Weil ćwiczyła to życie dosłownie, czy to pracując ponad siły na plantacjach, czy jako frezerka w fabryce. „Praca fizyczna, choć stanowi ciężki trud, nie jest sama w sobie upodleniem. Nie jest sztuką, nie jest nauką, lecz czymś o wartości równej sztuce i nauce” – pisała.
Powiastka Anthony’ego de Mello doskonale obrazuje sytuację, kiedy całe życie człowieka włączone jest w Bożą harmonię świata: „Miło było patrzeć, jak Mistrz wykonuje najprostsze czynności – jak siada i spaceruje, jak wypija filiżankę herbaty lub odpędza muchę. Kiedyś, gdy otrzymał paczkę, oczarowani uczniowie, pełni szacunku, obserwowali, jak rozwiązuje sznurek, rozwija papier i bierze do rąk jej zawartość, jakby paczka była żywym stworzeniem”.
Zadajmy na koniec pytanie: cóż więcej wyniesiemy ze wspaniałego pożaru życia? Czy będzie to tylko „pogrzebacz” lat straconych na wykonywaniu swojej pracy, czy może perła, w którą dzięki twórczej pracy przemienił się każdy okres naszego życia? Może postawienie sobie tego pytania zmusi nas do takiej przemiany naszego życia, że nie będziemy skupiać się na spełnieniu narzuconych nam obowiązków zawodowych czy rodzinnych, ale odkryjemy, iż to my sami mamy zabiegać o to, by żadna sfera naszego życia nie leżała odłogiem i z czasem nie uległa ostatecznemu spaleniu. Warto bowiem z pożaru życia wynieść jak najwięcej.