Logo Przewdonik Katolicki

Wielkopostne mailowanie: Nie możemy być minimalistami

ks. Dariusz Madejczyk, Magdalena Woźniak
Fot.

Wielkopostne mailowanie Nie możemy być minimalistami Dialog o spowiedzi świętej Wielki Post kojarzy się nam bardzo mocno ze spowiedzią świętą. O tym, dlaczego i jak się spowiadać, dyskutują w swoich mailach ks. Dariusz Madejczyk i Magda Janiak z poznańskiego Duszpasterstwa Młodych 20/30 MJ: Będąc w Środę Popielcową na Mszy Świętej, uważnie obserwowałam tłumy ludzi...

Wielkopostne mailowanie

Nie możemy być minimalistami

Dialog o spowiedzi świętej


Wielki Post kojarzy się nam bardzo mocno ze spowiedzią świętą. O tym, dlaczego i jak się spowiadać, dyskutują w swoich mailach ks. Dariusz Madejczyk i Magda Janiak z poznańskiego Duszpasterstwa Młodych 20/30

MJ: Będąc w Środę Popielcową na Mszy Świętej, uważnie obserwowałam tłumy ludzi w kościele. Zazwyczaj skupiam się wyłącznie na osobistym przeżywaniu Eucharystii, jednakże czasem człowiek nie potrafi, nawet gdyby chciał, niektórych rzeczy nie zauważyć.

Ksiądz przypomniał w kazaniu symbolikę popiołu i wezwanie do nawrócenia. Wszystko to brzmiało bardzo sensownie, ale kolidowało z praktyką. Najpierw wierni gromadnie spieszyli, by posypać głowy popiołem – więc czekałam dobrych parę minut, aby dojść do kapłana stojącego przy ołtarzu – a potem, podczas Komunii Świętej, pochowali się w bocznych nawach… I co Ksiądz na to?

DM: Środa Popielcowa pozostaje wciąż swego rodzaju fenomenem. Liczba osób, które – choć nie ma obowiązku – przychodzą w tym dniu do kościoła, jest zadziwiająca i skłania do zadawania rozmaitych pytań dotyczących tego – nazwijmy to tak – „zjawiska” Środy Popielcowej. Twoja obserwacja dotyka natomiast tego, z czym dość często się borykamy, mianowicie łatwości czynienia różnorakich gestów, które – niestety – często nie są ani pogłębiane, ani odczytywane jako wezwanie do konkretnych czynów związanych z wiarą.

Można by oczywiście powiedzieć, że posypanie głów popiołem to wezwanie do dobrego przeżycia Wielkiego Postu i dopiero rozpoczyna nasze przygotowanie, więc ludzie jeszcze nie idą do Komunii Świętej, bo najpierw muszą iść do spowiedzi. Pozostaje jednak pewne „ale”. Niestety, dobrze wiemy z praktyki, że u wielu myśl o spowiedzi pojawi się dopiero w czasie parafialnych rekolekcji albo w Wielkim Tygodniu…

A może ludzie nie wiedzą, po co się spowiadać i stąd odkładają spowiedź na ostatnią chwilę, a nawet traktują ją jako pewien przymus?

Z pewnością kwestia ta dotyczy podejścia do spowiedzi świętej. Bardzo często odnoszę wrażenie, że jakaś grupa ludzi spowiada się nie z powodu grzechów, z którymi się boryka i z których chce oczyścić swoje sumienie, ale dlatego, że np. „idą święta” albo jest przykazanie kościelne nakazujące przynajmniej raz w roku się spowiadać. To są pewne zewnętrzne motywy, które można potraktować jako dobrą mobilizację i w sensie duchowym mogą być dobrze wykorzystane. Chodzi jednak o dużo więcej: jako ludzie wiary po prostu nie możemy być minimalistami.

Właśnie, u wielu osób pojawia się chyba swoisty lęk przed kapłanem siedzącym w konfesjonale. Niektórzy w spowiedzi nie potrafią dostrzec spotkania z Bogiem, lecz tylko z obcym księdzem. Myślą jedynie o tym, że trzeba pokonać wewnętrzną barierę i wyznać swoje złe występki. Ten strach jest często tak silny, choć pewnie nie do końca uzasadniony, że ludzie zaczynają się spowiadać dla kogoś lub po „coś” (np. tak jak Ksiądz wspomniał z powodu nadchodzących świąt), a nie odkrywają, że jest to czas spotkania z Bogiem.

Ten strach przed księdzem czasami bierze się z jakichś osobistych złych doświadczeń związanych ze spowiedzią. Jednak dużo częściej korzenie tego strachu są związane z naszą formacją religijną, a mówiąc prosto: pragnieniem lub brakiem pragnienia, by zawsze być gotowym na spotkanie się z Panem Jezusem.

Często, zwłaszcza przy okazji Mszy pogrzebowych, powtarzam, że jeśli ktoś jest przygotowany na spotkanie z Jezusem w Komunii Świętej, to jest też przygotowany na spotkanie z Nim w wieczności. Bo przygotowanie do spotkania z Bogiem jest zawsze takie samo – poprzez czyste serca. Tylko ten, kto ma czyste serce, jest w komunii, czyli we wspólnocie z Jezusem.

Moim marzeniem jest – zresztą dobrze wiesz, że także młodzieży zwracam na to uwagę – by ludzie nie chodzili z grzechem śmiertelnym na sumieniu, ale jak najszybciej go wyznawali. Nie przypadkiem mówię o grzechu w liczbie pojedynczej. Chodzi bowiem o to, by nawet jeden ciężki grzech nie obciążał sumienia i nie trzymał człowieka z dala od Chrystusa.

Może problem spowiedzi i jej odkładania tkwi w tym, że ludzie nie potrafią się spowiadać. Kiedy w podstawówce dzieci idą do Pierwszej Komunii Świętej, są przez długi czas do tego przygotowywane przez katechetów i księży. Uczy się dokładnie formuł, a nawet zachęca do robienia „listy grzechów”. Potem młodzi ludzie dorastają i pojawiają się nowe pokusy, odmienne problemy czy jakieś dylematy. Wydaje mi się, że nie prowadzi się ich wówczas we właściwym kierunku. A nauka przeżywania sakramentu spowiedzi powinna być chyba jednak jakoś odnawiana.

To prawda. W przeżywaniu spowiedzi świętej wiele osób niestety jakby się zatrzymuje na pewnym etapie życia. Zmienia się szkoły, idzie na studia, rozpoczyna pracę, zawiera związek małżeński, a więc przeżywa się cały proces rozwoju na różnych płaszczyznach życia. Jeśli chodzi natomiast o wiarę, zwłaszcza może o ten wgląd w sumienie, który łączy się ze spowiedzią, jest jakaś stagnacja.

Obrazowo można to w ten sposób przedstawić, że ludzie dorastają, ale cały czas trzymają w ręce książeczkę od Pierwszej Komunii Świętej z rachunkiem sumienia dla dzieci. Tu właśnie potrzebna jest zmiana. Trzeba szukać i rachunku sumienia, i książek czy gazet, które sprawią, że będziemy się rozwijali nie tylko fizycznie, psychicznie i intelektualnie, ale także duchowo.

Czy rozwój duchowy powinien być oparty na relacji z jednym spowiednikiem? Ostatnio często spotykam się z tym, że ludzie mają „swojego” księdza, u którego zawsze przeżywają sakrament spowiedzi. Zastanawiam się, czy to nie wprowadza w którymś momencie monotonii. Człowiek pracuje nad wyzwolenie się ze swoich grzechów przeważnie długi czas, a kiedy wyznaje je stale temu samemu kapłanowi, może nagle utknąć w martwym punkcie.

Myśl, że jakiś ksiądz może być naszym spowiednikiem przychodzi często całkiem niespodzianie. Spowiadając się kilkakrotnie u tego samego kapłana, zaczynamy odczuwać, że właśnie u niego robimy to dobrze; że u niego łatwiej przychodzi nam wyznawać grzechy czy mówić o problemach… Jest to taka sytuacja, którą warto wykorzystać dla własnego duchowego rozwoju. Zwłaszcza jeśli w jakimś momencie powiemy temu księdzu, że u niego chcemy się spowiadać, to sądzę, że ten stały kontakt ze spowiednikiem może stać się autentyczną mobilizacją do pracy nad sobą. A życie jest tak bogate, że o monotonii na pewno nie może być mowy.

Gdyby natomiast przyszedł moment zatrzymania, tzw. martwy punkt, można spokojnie skorzystać ze spowiedzi u innego księdza. Czasem trzeba rzeczywiście szukać kogoś, kto pomoże nam zrobić krok do przodu, wejść w kolejny etap naszego życia. W innych natomiast sytuacjach, nawet mając stałego spowiednika, raz na jakiś czas możemy potrzebować spowiedzi u kogoś innego. Może przede wszystkim po to, by uzyskać radę w konkretnej sprawie czy spojrzeć na nasze życie z trochę innego punktu widzenia i dowiedzieć się, że są także inne drogi do tego samego celu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki