Każde „chcę” nieustannie przypomina o ludzkiej wolności, dzięki której człowiek stanowi o sobie i bierze odpowiedzialność za swoje czyny. Dzięki rozumowi i wolności osoba ludzka odzwierciedla swe podobieństwo do Stwórcy, na którego obraz została stworzona.
We wspólnocie ludzkiej i w przestrzeni swego działania człowiek cieszy się niezwykle rozległą wolnością. Jednak dla dobra społecznego i poszanowania praw innych ludzi, a także dla dobra własnego samego człowieka wolność musi być ograniczona. Dzięki temu w społeczeństwie można tworzyć ład społeczny, ułatwiający harmonijne życie człowieka z innymi. Trafnie tę postawę wyraża biblijny opis stworzenia człowieka, którego Bóg umieszcza w uporządkowanym rajskim ogrodzie. W nim, pośród rozmaitych drzew, rośnie drzewo poznania dobra i zła. Jest ono obrazem niezmiennego prawa moralnego, które Bóg, „Jedyny tylko Dobry”, dał człowiekowi dla jego dobra. Dzięki rozumowi człowiek odkrywa to prawo we własnym sercu. Posłuszeństwo temu prawu, które nie człowiek stanowi, decyduje o jego godności, niezależnie, czy zna objawienie w Jezusie Chrystusie, czy też nie, jak o tym świadczy postawa Antygony, umiejącej (zgodnie z własnym sumieniem, w którym to prawo dochodzi do głosu) przeciwstawić się niesprawiedliwemu ustawodawstwu Kreona.
W świetle doświadczenia moralnego nie można się zgodzić z zupełną suwerennością woli, która wtedy mogłaby stwarzać wartości i być niezależną od prawdy. W tym kontekście wolność miałaby pierwszeństwo przed prawdą, a i sama prawda byłaby jej wytworem. Prawda stałaby się wartością użyteczną dla określonej ideologii czy też grupy społecznej. Odrzuca się wtedy niezmienne prawo moralne, dając prawo obywatelstwa relatywizmowi etycznemu. Zasada skuteczności, a nie dobra moralnego stanowi wówczas o dobroci moralnej czynu ludzkiego, który właściwie staje się działaniem bezprawnym, moralnie złym, a w życiu społecznym jest charakterystyczny dla systemów totalitarnych. Wykonujący zarządzenia tych systemów, nie bacząc na indywidualną odpowiedzialność za swoje czyny, tłumaczą się, że działali na rozkaz, zgodnie z ówczesnym prawem i dlatego są niewinni.
Obecnie doświadczamy rzeczywistości kreowania Europy przez sekularyzm proweniencji rewolucji francuskiej, która w myśl hasła „Wolność, równość, braterstwo” wymordowała miliony katolików, choćby wspomnieć tragedię Wandei, o której współcześni maturzyści nie są w stanie czegoś konkretnego powiedzieć. Sekularyzm odrzucający Boga charakteryzuje współczesne środki przekazu nowej lewicy, która je opanowała na przełomie lat 60. i 70. minionego wieku. W terroryzmie bezbożnych poglądów dąży się do odrzucenia wszystkiego, co ogranicza ludzką wolność. W konsekwencji odrzuca się rodzinę, małżeństwo, państwo, Kościół. Środki społecznego przekazu widzą swą rolę w poprawności politycznej, a nie w służbie prawdzie. Są właściwie nie tyle czwartą władzą, jak same się określają, lecz po prostu narzędziem w rękach określonych mocodawców. W tym kontekście łatwiej zrozumieć twierdzenie mówiące nieraz o „polskojęzycznych” środkach społecznego przekazu w naszej Ojczyźnie: niejednokrotnie brak w nich miejsca dla patriotyzmu, troski o dobro narodu, o silne jego morale. Natomiast nie brakuje wskazań, czego Europa laicka czy siły polityczne rządzących nią oczekują od Polaków. Relatywizm moralny jest tu normą. W tej sytuacji, wydawałoby się całkowicie bezkarnej, w imię niczym nieograniczonej wolności niektóre media europejskie, a także polskie, zostawiły na uboczu atakowanie chrześcijaństwa, a zwłaszcza katolicyzmu i sięgnęły do ataków na islam. I tu nagle rozczarowanie: mahometanie niezwykle brutalnie stanęli w obronie swej wiary! Nie można oburzać się na sam protest, choć nie wolno zaaprobować terrorystycznych metod, którymi wyznawcy Allacha wyrazili swój sprzeciw. Być może ich reakcja uświadomiła niektórym (jeśli nie na płaszczyźnie kultury, to strachu), że nie wolno bezkarnie obrażać uczuć religijnych innych ludzi, opluwać ich świętości i nie liczyć się z żadnymi zasadami w myśl nowej, zsekularyzowanej filozofii, zabraniającej w imię absolutnej wolności zakazywać czegokolwiek. Mocodawcom owych środowisk medialnych wydawało się, że mając za sobą prawo europejskie (abstrahujemy w tej chwili od tego, czy jest ono sprawiedliwe), mogą wszystko. A tu okazało się się, że nie!
W nurt lekceważenia religijnych wartości całych grup społecznych zaczęły włączać się tytuły niektórych polskich gazet. Magazyn „Machina” dla celów reklamowo-marketingowych sięgnął po obraz Czarnej Madonny. Jego redakcję nie obchodziły uczucia religijne katolików, ważne było tylko osiągnięcie sukcesu finansowego. Zapomniano, że dla Polaków wizerunek ten jest świętością – nie tylko religijną, ale i narodową. Polak, nawet jeśli zagubi się w wierze, to jednak, jak mówi poeta, „nie pozwoli bluźnić imieniu Maryi”. W historii naszego narodu korelatywnie kształtowały się pojęcia „Maryja Królowa Polski” i „Polak defensor Mariae”, czyli Polak, obrońca Maryi.
W sytuacji, gdy redaktorom „Machiny” wydawało się, że zaszokują prowokującą okładką pisma, wierzący umieli stanąć w obronie godności, honoru, wiary i Ojczyzny, broniąc czci Jasnogórskiego Obrazu. Nie schowali głów w piasek, wiedząc, że najbardziej niebezpieczna dla wiary jest obojętność i przeciętność w jej wyznawaniu. Tchórzostwo i wygoda są najgorszymi wrogami własnego światopoglądu. Przeciwstawiając się profanacji wizerunku, wielu naszych rodaków, a i niektóre firmy powiedziały – dość!
Jestem w posiadaniu listu jednego z moich parafian. Jego treść świadczy o tym, że nie jesteśmy bezradni wobec tolerowanego bezprawia i lżenia wartości religijnych. By zobrazować tę postawę, przytoczę treść listu, nie podając nazwiska nadawcy i nazwy firmy, do której został on napisany: „Szanowni Państwo! Jestem Waszym klientem. Posiadam trzy telefony w Państwa sieci. Proszę o to, by Wasza firma zerwała wszelkie kontakty biznesowe z wydawcą magazynu «Machina». W wypadku, gdy zauważę, że reklamujecie swoje marki w tym magazynie, będę zmuszony podjąć działania w celu zakończenia mojej współpracy z Państwem – nawet pod groźbą karnych opłat za zerwanie umów lojalnościowych. Proszę o przekazanie mojego listu do Zarządu i działu PR Państwa firmy. Z poważaniem (...)”.
Żałosne wydaje się tłumaczenie redaktora naczelnego owego pisma w debacie telewizyjnej, że nikogo nie chciano obrazić, że w imię wolności prasy... itp. Po prostu: nie spodziewano się tak zdecydowanej postawy wielu indywidualnych osób, jak i firm, uderzających wydawnictwo „po kieszeni”. Osiągnięto wręcz odmienny od zamierzonego skutek.
Zapomniano, że w świecie nadal obowiązuje niezwykle mądra, ogólnoludzka zasada działania społecznego, wyrażona w Ewangelii św. Mateusza: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (7, 12).