Logo Przewdonik Katolicki

Dzieci Betlejem

Ks. Jacek Stępczak
Fot.

6 stycznia obchodzony jest Misyjny Dzień Dziecka W ośrodku dziennego pobytu w Kitwe (w środkowej Zambii) codziennie ponad sto sierot dostaje obiad i zamiast wałęsać się po ulicach, uczy się do egzaminów. Parafia pw. św. Franciszka w Kitwe mieści się w dzielnicy robotniczej prawie półmilionowego murzyńskiego miasta. Mieszkają w niej głównie rodziny górników pobliskiej...

6 stycznia obchodzony jest Misyjny Dzień Dziecka

W ośrodku dziennego pobytu w Kitwe (w środkowej Zambii) codziennie ponad sto sierot dostaje obiad i zamiast wałęsać się po ulicach, uczy się do egzaminów.


Parafia pw. św. Franciszka w Kitwe mieści się w dzielnicy robotniczej prawie półmilionowego murzyńskiego miasta. Mieszkają w niej głównie rodziny górników pobliskiej kopalni miedzi. Choć są to zazwyczaj rodziny wielodzietne (z 4-8 dziećmi), bardzo szybko zamieniają się w rodziny pół lub całkowicie sieroce.
W 1999 roku grupa parafian postanowiła zrobić coś dla miejscowych sierot. Pierwszym krokiem było zorientowanie się w realnej sytuacji parafii. Naliczono wówczas 528 pełnych sierot (czyli bez obojga rodziców, którzy umarli głównie z powodu AIDS, gruźlicy lub malarii). Ponad sto pośród nich znajdowało się w krytycznej sytuacji: bez jedzenia przez 2-3 dni, nie chodząc do szkoły, spędzając noce u krewnych, którzy byli bez pracy (czyli bez środków do życia), często wykorzystywane fizycznie, moralnie, seksualnie przez swoich "opiekunów".

Samo życie


Ale cóż mogą zrobić ci, którzy sami nic nie mają? W jaki sposób mogą pomóc osieroconym dzieciom?
Po pierwsze, postanowili spotkać się z nimi. Pragnęli wsłuchać się w historie ich życia. Zaczęli modlić się z sierotami, organizując specjalne nabożeństwa Bożego Słowa: fragment Ewangelii, pieśń i zamiast długiego kazania czas dla dzieci, aby to one dzieliły się tym, czym żyją. Jaka była odpowiedź?
"Ja nigdy nie słyszałem, że Bóg mnie kocha. To jest dla mnie jak jakiś sen. Ja nie umiem czytać ani pisać. Gdybym mógł chodzić do szkoły, byłbym najszczęśliwszy".
"Ja nic nie jadłam od trzech dni. Dzisiaj znalazłam nadgniłe mango i je zjadłam. Boję się wracać na noc do stryja, bo jeden z kuzynów chce ze mną spać".
"Po śmierci mamy (tata zmarł dawno temu) muszę opiekować się młodszym rodzeństwem. Żeby zarobić trochę pieniędzy, pomagam w noszeniu worków z mąką na targu. Ale dostaję za to bardzo mało pieniędzy. Często idziemy spać bez jedzenia".
"Żeby przeżyć, myję samochody w mieście. Na ulicy nauczyłem się kilku słów po angielsku, ale nigdy nie chodziłem do szkoły. Czy taki biedak jak ja może się uczyć w szkole?".

Centrum Dziennego Pobytu


Wsłuchując się w bolesne historie dzieci, zaczął się rodzić pomysł utworzenia dla nich Centrum Dziennego Pobytu. Znaleziono wolontariusza, też sierotę, który zgodził się przygotowywać dzieci do egzaminów szkolnych.
12 stycznia 2000 roku pierwsza grupa rozpoczęła naukę w zabudowaniach przyparafialnych. Hałas i żywotność dzieci szybko zaczęła przeszkadzać w normalnym życiu parafialnym. Inicjatorzy znaleźli więc wolny budynek mieszkalny, który zaadaptowano do potrzeb szkolnych. Po trzech latach okazał się już za mały. Za radą miejscowego biskupa Dennisa Dejonga - który nadał pomysłowi nazwę "Dzieci Betlejem" - zakupiono sąsiedni budynek i oprócz dwóch klas szkolnych utworzono w nim jadłodalnię.
Dzisiaj dziesięciu wolontariuszy ma pod opieką 135 sierot. Każdy troszczy się o 12-15 dzieci. Odwiedza je regularnie w miejscu ich noclegu: u dalekich krewnych lub sąsiadów, którzy mając przykładowo siedmioro własnych dzieci, ofiarowali się przyjąć jeszcze troje innych. Zabiega o ich zdrowie, pomaga w nauce, zastępuje zmarłych rodziców. Jednakże tragedią niejednego dziecka jest perspektywa krótkiego życia - choroba AIDS pochłania w Zambii coraz więcej ofiar. Średnia długość życia w Zambii nie przekracza 33 lat i jest najniższa na świecie!

Uczyć się kochać


Dzieci przychodzą codziennie do Centrum, by tam nie tylko uczyć się i otrzymać posiłek (nierzadko jedyny w ciągu dnia), ale przede wszystkim by być kochanym i uczyć się kochać innych. Wychowawcy dzielą się z nimi swoją wiedzą, doświadczeniem i miłością. Wszyscy poświęcają się dla sierot całkowicie bezpłatnie.
A dzieci? Gdy nikt nie widzi, zabierają ukradkiem garść ryżu do woreczka foliowego i chowają go skrzętnie w kieszonce, aby w domu podzielić się z rodzeństwem. Czy trzeba ich jeszcze uczyć odpowiedzialności za innych?
W ciągu sześciu lat działalności "Dzieci Betlejem" 30 sierot ukończyło szkołę podstawową, 6 zdobyło zawód i się usamodzielniło, jednakże aż 16 umarło.

Niezapomniany obiad


Biskup Dejong (zmarły przed dwoma laty) często odwiedzał ośrodek i wspierał na różne sposoby. Najbardziej znamiennym było wydarzenie, które miało miejsce podczas jego wizytacji duszpasterskiej w miejscowej parafii. Po zakończonej uroczystej Mszy św. wśród pozdrawiających go wiernych biskup zauważył wolontariuszy zajmujących się "Dziećmi Betlejem". Zapytał ich: "Gdzie są wasze dzieci? Chciałbym je zobaczyć". Kilka sierot znalazło się od razu w pobliżu. Wtedy biskup wziął dzieci za ręce i zaprowadził na uroczysty obiad przygotowany dla niego przez księdza proboszcza i Radę Parafialną. Zanim sam cokolwiek zjadł, osobiście nakarmił dziesięcioro sierot, nie zważając na zdziwione spojrzenia obecnych. Sieroty nigdy nie zapomną jego ojcowskiej miłości!

Adopcja na odległość


Od początku istnienia "Dzieci Betlejem" były wspierane przez kleryków Misyjnego Seminarium Duchownego "Redemptoris Mater" z Kitwe. Wszelkie remonty domu były zawsze dziełem seminarzystów. Już trzeci rok dwóch chłopaków myślących o wstąpieniu do seminarium odbywa wcześniej roczną praktykę pośród "Dzieci Betlejem". W tym roku w naszym seminarium studiuje dwóch Polaków gotowych ponadto do prowadzenia korespondencji w imieniu potrzebujących sierot.
Idąc śladem innych misjonarzy, pragniemy zaproponować Czytelnikom "Przewodnika Katolickiego" adopcję sierot z Kitwe. Każdy, kto będzie wpłacał miesięcznie równowartość 10 dolarów amerykańskich (30-35 złotych) na podane poniżej konto, otrzyma informację z imieniem i nazwiskiem adoptowanego dziecka oraz jego zdjęcie. Pieniądze z banku w Polsce co miesiąc będą odbierane bezpośrednio w Zambii za pomocą karty płatniczej i przeznaczane na zakup wyżywienia, ubioru, przyborów szkolnych i lekarstw dla danego osieroconego dziecka.
Misyjna adopcja trwa przez jeden rok. Może zostać przedłużona do ukończenia przez konkretne dziecko szkoły podstawowej, a nawet średniej. Wszelką korespondencję można kierować na adres redakcji "Przewodnika Katolickiego" z dopiskiem "Misyjna adopcja" lub adres elektroniczny w Zambii: srmkitwe@zamnet.zm. Nie przewidujemy bezpośredniej korespondecji z sierotami ze względu na łatwo rodzącą się zazdrość wśród dzieci.
Rok szkolny w Zambii rozpoczyna się w połowie stycznia. Na adopcyjnych rodziców czeka w tym roku dwadzieścia nowych sierot. Czy znajdzie się dwudziestu Czytelników gotowych regularnie pomagać misjom?


Wpłaty na misyjną adopcję
można kierować na konto:
Archidiecezja Poznańska, Ostrów Tumski 2
Kredyt Bank, III Oddział w Poznaniu
Numer konta:
84 1500 1621 1216 2004 3847 0000
Z dopiskiem "Misyjna adopcja"
Informację o pierwszej wpłacie (tylko o pierwszej) prosimy przesłać na adres:
Redakcja "PK" - Misyjna Adopcja
ul. Chartowo 5, 61-245 Poznań
Najpóźniej miesiąc od momentu wpłaty wpłacający otrzyma zdjęcie i informację o dziecku.
www.kids.sos.pl

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki