Tuż przed świętami Bożego Narodzenia pracownicy transportu miejskiego w Nowym Jorku pomimo braku porozumienia zakończyli kilkudniowy strajk, paraliżujący komunikację w tym 19-milionowym mieście. Strajk sprawił, że przez prawie cały tydzień tłumy mieszkańców jednej z największych na świecie metropolii zmuszone były do przemierzania piechotą wielu kilometrów na kilkustopniowym mrozie. Pomagali im wolontariusze serwujący na ulicach gorącą czekoladę. Na polecenie burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga do centrum wpuszczane były jedynie te samochody, w których jechały co najmniej cztery osoby. Mimo to na Manhattanie tworzyły się gigantyczne korki.
Według nowojorskich władz miasto straciło z powodu strajku setki milionów dolarów, a obroty niektórych sklepów i restauracji spadły o kilkadziesiąt procent. Pierwszy od 25 lat strajk związkowców transportu miejskiego spowodowany był załamaniem się negocjacji z zarządem transportu publicznego w sprawie nowej umowy zbiorowej. Związek nie zgadzał się na cięcia w świadczeniach emerytalnych i pogorszenie warunków ubezpieczeń zdrowotnych dla pracowników.