Podczas wizytacji kanonicznych mam zwyczaj pytać dzieci, czy Maryja odmawiała Różaniec. Odpowiedź jest przeważnie natychmiastowa i jakby wykrzyczana z towarzyszeniem świętego oburzenia, że można w ogóle o coś takiego pytać. Oczywiście, że odmawiała. Dzieciom trudno pojąć, że Maryja mogłaby nie nadążać z jakąś formą pobożności. Więc jak mogłaby nie odmawiać Różańca. Przecież w objawieniach w Lourdes Maryja jawi się właśnie z różańcem w ręku.
A ja dzieciom dopowiadam, że w życiu Maryi było coś więcej niż tylko odmawianie Różańca. Po prostu Maryja była Różańcem. To Ona zapisała sobą wszystkie tajemnice życia Jezusa Chrystusa złączone na zawsze z Jej posłaniem jako Bożej Rodzicielki, Matki Jezusa Chrystusa. Dobrze, że jako pierwsza pomogła nam to widzieć św. Elżbieta, krewna Maryi, kiedy powiedziała: "Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana" (Łk 1, 45). Nawet kiedy Maryja nie uczestniczyła bezpośrednio w niektórych wydarzeniach, jak choćby w chrzcie Chrystusa w Jordanie, Jego modlitwie w Getsemani czy przemienieniu na górze Tabor, to wszystko łączy w sobie i z Nią jednoczy tajemnica krzyża, obok którego nie bez postanowienia Bożego stanęła (LG 58), oraz wszechogarniające zmartwychwstanie, w którym Maryja uczestniczy jako pierwsza spomiędzy tych, co należą do Chrystusa (1 Kor 15, 23).
Tajemnice Światła jakby na nowo pomogły nam to odkryć. Światło idące z tych tajemnic tak wiele wyjaśnia i strzeże wzroku duszy, by nie wpadł w pokusę jednostronnego widzenia Chrystusa. On zawsze jest ziemski i zawsze jest Boski. Te tajemnice szczególnie to uwypuklają. Mogło bowiem wyglądać na to, że Chrystus był jednym z wielu, którzy przychodzili do Jana nad Jordan, że był jednym z wielu gości na weselu w Kanie Galilejskiej, że (tak było do góry Tabor) jest człowiekiem jak wszyscy inni, że naucza jak wielu innych uczonych tego czasu (na przykład Mt 17,24), że wreszcie dając siebie na zawsze, na wieczną pamiątkę, posłużył się zwykłymi darami ziemi - chlebem i winem. Ale w miarę jak upływał czas, Jego obecność wśród ludzi coraz bardziej rozświetlała się Boskim światłem. Za psalmistą moglibyśmy zawołać do Boga: "Albowiem w Tobie jest źródło życia i w Twej światłości oglądamy Światło" (Ps 36,10). Kiedy więc Bóg daje światło i więcej światła, widać, że Jezus niby jeden z wielu, nad Jordanem otrzymuje inwestyturę mesjańską od samego Ojca niebieskiego: "To jest mój Syn umiłowany". To samo dzieje się na górze Tabor. Na weselu w Kanie zaś uczniowie uwierzyli w Jego znak, który oznaczał nastanie godziny mesjańskiego wina w wielkiej obfitości (zob. Iz 25,6). A kiedy mówił o królestwie niebieskim, to nie jak ich uczeni (Mt 7,29), ale jako władzę mający. Wnet też rozpoznano Eucharystię, że spożywa się w niej Ciało i Krew Pańską (1 Kor 1,27.29), a nie zwykły pokarm.
Znów październik. Tak powtarzamy często, zawsze, kiedy jawi się nowa odsłona czasu, która przypomina, że jest on zwiewny, płynie i nie wróci. Kiedy mu się przyglądamy, patrząc choćby na wskazówki zegara, płynie jakby niezauważalnie, może przed ludzkim wzrokiem wstydliwie kryjąc swój pośpiech. Teraz, kiedy znów jest październik, na tej samej fali upływającego czasu stajemy do wielu nowych, choć dobrze znanych zadań i wezwań. Maryja woła: "odmawiajcie Różaniec". Owszem, czas sposobny ku temu jest zawsze, ale październik niesie z sobą łatwo wyczuwalne sacrum. To miesiąc Maryi poświęcony.