- Ten sukces przełoży się na ich życie. Znają wartość tego wydarzenia dla siebie i dla najbliższych - powiedział Tomasz Sadowski, założyciel Fundacji Pomocy Wzajemnej "Barka" o polskich piłkarzach, którzy odnieśli duży sukces w Mistrzostwach Świata w Piłce Ulicznej Osób Bezdomnych. Podczas rozgrywanej w Goeteborgu imprezy zajęli trzecie miejsce. W siedzibie poznańskiej "Barki" odbyło się spotkanie, podczas którego zostali gorąco powitani m.in. przez wiceprezydenta miasta Poznania Macieja Frankiewicza oraz swoich kibiców.
Mistrzostwa Świata w Piłce Ulicznej Osób Bezdomnych odbyły się w tym roku po raz drugi. Uczestniczyło w nich dwadzieścia siedem reprezentacji z całego świata. Zawodnicy polscy pochodzili z czterech miejsc w kraju. Z poznańskiej "Barki", z Towarzystwa im. Brata Alberta we Wrocławiu i Gliwicach oraz z Monaru-Markot z Nowolipska. Jak powiedział trener naszej reprezentacji Artur Hyżyk, najtrudniejsze było połączenie chłopaków z całej Polski w jedną całość. - W dniach 22-23 maja odbyły się w Pleszewie eliminacje. Przyjechało dziesięć drużyn z całej Polski. Tam dokonałem selekcji i wybrałem dziewięć osób.
Udana impreza
Mistrzostwa były bardzo profesjonalnie zorganizowane. - Wszystkie ekipy mieszkały w jednej szkole i stanowiły jedną wielką rodzinę. Zaprzyjaźniliśmy się zwłaszcza z drużyną Holandii - mówi Franciszek Wołoszyk. - Mieliśmy możliwość zwiedzania różnych ciekawych miejsc, z której jednak nie do końca korzystaliśmy, ponieważ chcieliśmy wypocząć przed następnym meczem. Jak podkreśla trener Artur Hyżyk, zawodnicy podeszli do swoich obowiązków bardzo profesjonalnie. - Na treningach i w czasie meczu dawali z siebie absolutnie wszystko. A sam moment, gdy grano polski hymn? - Tego się nie da opisać - mówią zgodnie wszyscy zawodnicy. - Wszyscy płakaliśmy. Reprezentowaliśmy Polskę i to był szczególny powód do dumy. Wspierali nas polscy kibice wspaniale dopingując, za co gorąco im dziękujemy.
Boisko
Boisko, na którym odbywały się mecze, różni się bardzo od spotykanych w naszym kraju. - Takich boisk nie ma w Polsce. Bardzo ciężko się na nim gra - mówi Franciszek Wołoszyk z Gliwic. Boisko ma rozmiar 13x20, a bramka ma 4 metry długości i 1,60 wysokości. Gra trzech zawodników w polu plus bramkarz, który jednak nie może opuszczać pola karnego. Na pole karne nie może również wchodzić żaden zawodnik z boiska. W tej sytuacji pada bardzo dużo bramek. Przykładowo w półfinale Polacy wygrali ze Szkocją 7:4.
Będzie lepiej
Franciszek Wołoszyk jest uzależniony od alkoholu. Na szczęście od jakiegoś czasu nie pije. - Mam wspaniałą żonę i trójkę cudownych dzieci. Wyrządziłem im wielką krzywdę. Wiele razy przychodziłem pijany do domu i sprawiałem moim najdroższym wiele przykrości. Żona i dzieci to bardzo przeżywały i płakały. Jednak później mi wybaczali. Wiem, że można żyć inaczej i lepiej. To mi się już udaje i niech tak nadal będzie. Na mistrzostwach poznałem wielu wspaniałych ludzi. Chcę być dobrym człowiekiem i kochać swoją rodzinę - mówi. Sylwester Zwoliński pochodzi z Łodzi. Z rodziną nie utrzymuje kontaktu. Po skończeniu szkoły w Pleszewie nie miał dokąd pójść. Dyrektor poradził mu przyjazd do poznańskiej "Barki". - Jestem tu od dwóch lat. Mam żonę i dziecko. Pracuję również, czyszcząc nieckę basenową na AWF w Poznaniu - mówi Sylwester. Każdy z występujących piłkarzy miał podobne problemy ze swoim życiem. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie widzieli jego sensu. Uważali, że przegrali swoje życie. Teraz jest inaczej. I właśnie przede wszystkim dlatego warto było uczestniczyć w tych mistrzostwach.
We wspólnocie łatwiej
Tomasz Sadowski, założyciel Fundacji Pomocy Wzajemnej "Barka"
- Człowiek, który nie może pokonać problemów związanych z długotrwałym bezrobociem, alkoholizmem czy bezdomnością popada w bardzo niebezpieczny rodzaj stagnacji i apatii. Nie wolno na to pozwolić i trzeba pomóc mu ją przerwać. Niekoniecznie przez pomoc materialną, przez którą człowiek staje się zależny. Przede wszystkim przez pomoc w wejściu do wspólnoty. Obojętnie, czy to będzie wspólnota anonimowych alkoholików, parafialna czy sportowa, ale to jest warunek rozwoju. Takiemu człowiekowi trzeba pokazać, a czasem zbudować szczebelki, po których będzie mógł dalej pójść. I tu wielka rola ludzi wierzących, których otwartość musi być bardzo duża.
Osobiście angażuję się w pomoc innym i to przynosi mi znacznie więcej satysfakcji niż samo zaspokajanie potrzeb materialnych. A największą radością jest to, że wszyscy działamy razem we wspólnocie.