Logo Przewdonik Katolicki

Ojciec Żelazek w archikatedrze poznańskiej

Hubert Kubica
Fot.

Fundacja Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio", która wspiera pracę polskich misjonarzy pracujących w krajach tropikalnych, zorganizowała na początku lipca w archikatedrze poznańskiej spotkanie z ojcem Marianem Żelazkiem. Spotkanie poprzedziła Msza Święta, którą odprawił ks. biskup Grzegorz Balcerek. Ojciec Marian Żelazek, który od ponad pół wieku pracuje wśród trędowatych...

Fundacja Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio", która wspiera pracę polskich misjonarzy pracujących w krajach tropikalnych, zorganizowała na początku lipca w archikatedrze poznańskiej spotkanie z ojcem Marianem Żelazkiem. Spotkanie poprzedziła Msza Święta, którą odprawił ks. biskup Grzegorz Balcerek.
Ojciec Marian Żelazek, który od ponad pół wieku pracuje wśród trędowatych w Indiach, urodził się w 1918 roku w Palędziu pod Poznaniem. W 1937 roku rozpoczął nowicjat w Chludowie. Tam też w trzy dni po wybuchu II wojny światowej złożył pierwsze śluby zakonne. W styczniu 1940 roku został aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Przebywał tam pięć lat, poznając boleśnie znaczenie takich słów jak: głód, cierpienie oraz śmierć. Było to dla niego bardzo ważne doświadczenie, które umocniło jego powołanie i nauczyło dostrzegać głębię prawdziwej miłości. Spośród dwudziestu sześciu werbistów aresztowanych z ojcem Marianem zginęło szesnastu. Po przyjęciu świeceń, krótko po wojnie, ojciec Żelazek wyruszył do Indii. Pozostaje tam do dziś, prowadząc Ośrodek Leczenia Trędowatych w Puri.
Więcej niż zwykła pomoc
Pomimo sędziwego wieku, 86 lat, ojciec Marian znajduje się w doskonałej formie psychicznej i fizycznej. Opowiadając o swojej pracy, podkreślił, że jest ona czymś więcej niż tylko zwykłą opieką nad chorymi na trąd. - Praca misyjna polega nie tylko na pracy socjalnej, ale przede wszystkim na "reprezentowaniu" ducha Bożego, ducha modlitwy. Hindusi są bardzo uczuleni na wszystko, co się odnosi do Pana Boga. Mają wielki głód Boga i bez przerwy Go szukają. Katolickiego kapłana darzą wielkim szacunkiem. To dla nich mąż Boży - mówił ojciec Marian.
Kolonia trędowatych
Zdaniem ojca Mariana, misjonarz powinien zaszczepiać Jezusa tam, gdzie nie jest On znany. Zwłaszcza w miejscu, gdzie istotną rolę odgrywa kultura czy wiedza. - Robimy to m.in. poprzez dwie szkoły, które założyliśmy. Jedną prowadzą siostry, natomiast druga przeznaczona jest dla dzieci, których rodzice są trędowaci. W zwykłej szkole te dzieci byłyby odizolowane i odrzucone przez swoich rówieśników. W naszej szkole są one gospodarzami i inne dzieci nie mogą ich separować. To ich szkoła - podkreśla ojciec Marian. W ostatnim roku, spośród pięciuset czterdziestu jeden dzieci uczących się w szkole, sto dziewięćdziesiąt stanowiły dzieci, których rodzice byli trędowaci. Nauka trwa tylko do siódmej klasy. Klasę ósmą i dziewiątą dzieci odbywają już w zwykłej szkole publicznej. - Chodzi o to, aby nie zamykały się na świat. Aby szkoła nie była rodzajem getta - podkreśla ojciec Marian. Oprócz szkoły ojciec Żelazek prowadzi niewielki szpitalik dla trędowatych. Oprócz szpitala działają tam samowystarczalne i zarabiające - ferma kurza oraz szwalnia, w której pracują dziewczęta.
Trąd spycha na margines
- Gdyby trędowaty poszedł do publicznego gabinetu w mieście, to nie pozwoliliby mu usiąść na krześle dentystycznym - mówi ze smutkiem ojciec Marian. Trąd co prawda nie jest chorobą śmiertelną, ale powoduje śmierć społeczną. - Z ludźmi trędowatymi nikt nie chce mieć jakiegokolwiek kontaktu. Wyrzuca się ich ze społeczeństwa. Nie mogą korzystać z publicznych szkół i zakładów opieki zdrowotnej, zawierać związków małżeńskich itd. Jedynym źródłem utrzymania dla nich staje się jałmużna - powiedział dr Norbert Rehlis z poznańskiej Akademii Medycznej. Trąd przenoszony jest drogą kropelkową - przez kaszel, kontakt z wydzielinami z ran, przez skaleczenia. Wcześnie rozpoznany jest uleczalny. Jednak wielu chorych długo ukrywa fakt swojej choroby. Przyczyna tego jest dość prozaiczna. Boją się po prostu społecznych konsekwencji przyznania do swojej choroby. Wszystkich chorych natychmiast spycha się na margines. Niestety, takie działanie niewiele zmienia, a nawet pogarsza ich sytuację. Trąd nieleczony jest bardzo groźny. Powoduje wrzody, rany, brak czucia w wielu częściach ciała. Choroba ciągnie się latami. Człowiek jest bardzo osłabiony.
Pomoc fundacji
Bardzo ważną pomoc dla działalności ośrodka w Puri przekazuje poznańska Fundacja Pomocy Społecznej "Redemtoris Missio", która działa od 1992 roku. Powstała, aby stworzyć profesjonalne zaplecze dla polskich misjonarzy pracujących na całym świecie. Organizuje wysyłkę leków, środków opatrunkowych, pomaga w przygotowaniu do pracy personelu medycznego. Swoją działalnością obejmuje kilkadziesiąt szpitali, przychodni i punktów medycznych m.in. w Zairze, Ruandzie, Kamerunie, Indiach, Kenii, Tanzanii, Boliwii, Gwatemali czy Kenii. Do Puri wyjeżdżają również lekarze, aby leczyć trędowatych i przy okazji uczyć miejscowych. - Bardzo pomagają nam wolontariusze, a zwłaszcza uczniowie podstawówek, w tym szkoła im. Ojca Żelazka w Chludowie. Na przykład tną stare prześcieradła i płótna, robiąc z nich bandaże. Szkoła w Chludowie zainicjowała nowe przedsięwzięcie: "Bandaż z Chludowa do Indii", który ma już czterdzieści kilometrów - mówi Mateusz Cofta, prezes fundacji. Do Puri, a także do innych ośrodków na całym świecie, fundacja wysyła również studentów na praktyki wakacyjne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki