26 kwietnia minęła pierwsza rocznica śmierci Księdza Profesora Aleksandra Bystrego wieloletniego asystenta kościelnego naszego tygodnika. W tej intencji w kościele pw. św. Rocha w Poznaniu została odprawiona Msza Święta. Fragmenty okolicznościowej homilii wygłoszonej przez ks. dra Pawła Czyża - jednego z uczniów zmarłego profesora, jest okazją do wspomnienia tego niezwykłego kapłana.
(...)"By trwać we wspólnocie z Chrystusem, właściwie rozumieć prawdę o Jego królestwie, potrzebujemy wspólnoty wiary - Kościoła, a w nim pasterzy, nauczycieli, przewodników na drodze odkrywania tego co Boże, na drodze zbawienia.
Do takich przewodników, którzy podjęli Chrystusową misję głoszenia prawdy o Królestwie Bożym i wzywali do troski nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, należał, dla wielu, ks. prof. Aleksander Bystry, którego wspominamy z racji pierwszej rocznicy Jego nagłej śmierci. Pan Bóg pozwolił Mu przez z górą 50 lat uczestniczyć w kapłańskiej misji.
Pół wieku służby Chrystusowi
Pięćdziesiąt lat służby, z których większość upłynęła w Domu Prowincjalnym Sióstr Serafitek w Poznaniu, gdzie był kapelanem oraz w działalności wychowawczej i naukowo-dydaktycznej w Arcybiskupim Seminarium Duchownym, później w ramach Papieskiego Wydziału Teologicznego, kształcącego nie tylko alumnów przygotowujących się do kapłaństwa, ale i świeckich, głównie katechetów. Jego niezwykłą, bogatą osobowość scharakteryzował doskonale ksiądz prałat Marian Piątkowski, podczas kazania na Mszy św. pogrzebowej rok temu. Wielu wspomina księdza Bystrego jako wymagającego egzaminatora. Byli jego studenci i wychowankowie darzyli go szacunkiem i sympatią, gdyż jego wykłady były ciekawie prowadzone, a trudne treści łatwiej było przyjąć ubarwione wieloma dygresjami, które wyrastały z jego szerokich zainteresowań i umiłowania do lektury, nie tylko teologicznej. Wszystko, czego się podejmował, traktował poważnie. Z szacunku do słuchaczy kazań i prelekcji nie chciał się powtarzać, co wymagało nie lada trudu. Lubił obcować nie tylko z książkami, ale, jak mówił, z "żywymi ludźmi", zarówno duchownymi, jak i świeckimi, zarówno ze starszymi, jak i dziećmi. (...) Otwierał się na drugiego człowieka, a dla wielu stał się prawdziwym przewodnikiem, może nawet duchowym ojcem. Można powiedzieć, nawiązując do cytowanej przez niego chętnie encykliki "Redemptor hominis", że jego życie było skoncentrowane na podstawowej misji Kościoła: "By każdy mógł odnaleźć Chrystusa i aby Chrystus z każdym mógł iść przez życie". Przez pewien czas pisał Ksiądz Bystry krótkie felietony do "Przewodnika Katolickiego", pod którymi widniał podpis "Krzysztof". Tak też podpisywał czasem dedykację na ofiarowanych przez siebie książkach. Nawiązywał w ten sposób do znaczenia imienia Krzysztof, które z greckiego (Christoforos) znaczy "niosący Chrystusa".
Nauczał nas o Kościele w ramach wykładów seminaryjnych. Kościół, powtarzał, to rzeczywistość złożona, Bosko-ludzka, ale to ludzkie, często ułomne oblicze Kościoła, nie może przesłaniać tego co Boże, tego, czemu ma służyć. Lubił mówić, że Kościół, kapłan, powinien być przezroczysty, to znaczy taki, by przez niego przebijało jedyne prawdziwe światło, którym jest Chrystus - Lumen gentium - światło narodów. (...)
Żył tym, co Boże
Nieraz ubolewał Ksiądz Profesor nad rozdźwiękiem między wiarą a życiem, który widział w Kościele. Bolał, gdy wydawało mu się, że kapłan czy wspólnota kościelna nie tyle "żyje Ewangelią", co raczej "żyje z Ewangelii", troszcząc się bardziej o to, co ludzkie, niż o to, co Boże. (...) Nie raz podejmował w rozmowach problem stylu i poziomu kapłańskiego życia, porównując go z tym, który znał z kontaktów z ludźmi świeckimi. Ale jeśli to mówił, to czynił to z miłości do Kościoła, którego był sługą. Sam też niejednokrotnie dzielił się pytaniem stawianym samemu sobie - czy mając stworzone przez dom zakonny niemal cieplarniane warunki życia, wystarczająco pamięta o potrzebujących?
Często gościłem w jego skromnym mieszkaniu. Lubił powtarzać za swoim seminaryjnym rektorem: "Patet porta, magis cor" - drzwi otwarte - jeszcze bardziej serce. Czasem odwdzięczałem się za tę gościnę, zabierając Go na wycieczki poza miasto. Chętnie obcował z przyrodą, choć i wtedy lubił rozmawiać o rzeczach poważnych, dzielił się tym, czym żył.
Niespodziewana śmierć
Dokładnie rok temu szedłem do Niego na spotkanie, do którego jednak nie doszło. Tuż po przekroczeniu furty klasztornej zatrzymała mnie tragiczna wiadomość, która właśnie dotarła do sióstr. Wiadomość o Jego nagłej śmierci w wyniku uderzenia samochodu na ruchliwej ulicy, między Seminarium a Katedrą. Był to sobotni, wielkanocny wieczór, tuż przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego. (...)
W ostatnich latach, Ksiądz Profesor lubił na zakończenie rozmowy telefonicznej lub przy pożegnaniu powtarzać hasło: O.P.I. To skrót łacińskiej formuły "Oremus pro invicem" - módlmy się za siebie nawzajem. Niech tak będzie, niech tak pozostanie, jak za życia, tak i po śmierci".