Była Pani jedynym polskim ambasadorem przy Stolicy Apostolskiej, który towarzyszył Benedyktowi XVI przez cały jego pontyfikat. Co w tym pontyfikacie było najważniejsze i najbardziej przejmujące? Jak to można podsumować z dzisiejszej perspektywy?
– Podsumowanie pontyfikatu Benedykta XVI zostało dokonane w 2013 r. A wydarzenia, które nastąpiły od tego czasu, tym bardziej uwypukliły jego samotność , którą widzieliśmy także w okresie kiedy był papieżem.
Oceniając pontyfikat Benedykta XVI powiedziałabym, że był on formą jakiegoś poszukiwania nowego języka w kontakcie z otaczającym światem, choć trafił on na niezwykle trudny okres w życiu świata i Kościoła. Urzekał mnie jego sposób mówienia i wykładu. Każde jego przemówienie było koherentne, jednoznaczne i wiadomo było jakie jest jego przesłanie.
Na czym polegał ten – jak Pani podkreśla – ten niezwykle trudny okres pontyfikatu Benedykta XVI?
– Po pierwsze Benedykt XVI przyszedł po Janie Pawle II, który słynął ze swej otwartości. Objął tron św. Piotra po papieżu medialnym, który świetnie potrafił kontaktować się z mediami. Tymczasem Benedykt XVI był zupełnie innym typem osobowości. Widać było, że nie jest przyzwyczajony do obcowania z mediami, a zwłaszcza ze współczesną ich agresywną formą. I to było dla niego wielką trudnością.
Benedykt w czasie swych rządów forsował pewne kwestie, które postrzegał jako najważniejsze dla Kościoła, a które poznał stojąc wcześniej przez 24 lata na czele Kongregacji Nauki Wiary. Widział jak bardzo Kościół się chwieje i poszukiwał sposobów rozwiązania tych problemów. Bardzo istotne były jego encykliki, a nawet list apostolski o współdziałaniu kobiety i mężczyzny we współczesnym świecie.
Ale generalnie – mam wrażenie – że Benedykt XVI nie był rozumiany, a jego nauczanie nie zostało przyjęte. Był niesprawiedliwie, czyli bardzo krytycznie oceniany przez media i to narastało. Coraz bardziej miał przekonanie, że we współczesnym świecie nie potrafi stawić czoła temu, co uważane jest za „nowoczesne”, a co on określał jako „dyktaturę relatywizmu” czyli brak jasnych kryteriów tego, co może być uznane za prawdę, a co nią nie jest.
Jak Pani przyjęła dymisję papieża Benedykta?
– Ogłoszenie dymisji przez Benedykta XVI było dla mnie szokiem i powiedziałam mu to wprost, kiedy składałam wizytę pożegnalną w klasztorze „Mater Ecclesia”, gdzie zamieszkał jako papież-senior. Od razu powiedziałam, że nie zgodziłam się nigdy się z jego decyzją o dymisji. A to dlatego, że stanowił on jakże istotną kotwicę w tym coraz bardziej zwichrowanym świecie. Benedykt nie skomentował tych uwag tylko uśmiechnął się dyskretnie, tak jak miał to w zwyczaju.
Co Pani zdaniem przeważyło o decyzji ustąpienia z urzędu przez Benedykta XVI?
– W moim przekonaniu kluczowym momentem, który doprowadził do ostatecznej decyzji o abdykacji, była sprawa pedofilii w Kościele. W tę sprawę był przecież bardzo zaangażowany, jeszcze znacznie wcześniej jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Pamiętam, że podczas wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej prowadzonej jeszcze za życia Jana Pawła II, mówił „Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia!”, a zaraz potem modlił się „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron”. Także w czasie homilii inaugurującej pontyfikat prosił o modlitwę, „abym nie uciekał z obawy przed wilkami”.
Nie możemy zapominać, że w czasie jego pontyfikatu nastąpiło apogeum, kiedy te przestępcze sprawy zaczęły wypływać na wierzch: w USA, Irlandii czy nawet w ojczystych Niemczech. Sam powiedział kiedyś, że wiedział, że to zjawisko w Kościele istnieje, ale nie miał wyobrażenia o jego skali.
A zrobił w tej sferze bardzo wiele. Wygłosił wiele bardzo mocnych wystąpień, w których tłumaczył, że pedofilia wśród duchownych musi być ostro karana. Podkreślał, że nie może być pobłażania dla tych, którzy niszczą małych i najsłabszych. Doprowadził do ustalenia jasnych procedur, obowiązujących w całym Kościele, dotyczących ścigania tych przestępstw. W przemówieniu do biskupów irlandzkich mówił wręcz, że te brudy mogą skutecznie zaćmić blask Ewangelii. Wielkie wrażenie robiły na mnie spotkania Benedykta XVI z ofiarami pedofilii, jakie towarzyszyły niemal każdej jego podróży.
Ale jednocześnie Benedykt XVI miał świadomość, że jego działania niewiele tu pomagają, że problem wciąż nie został rozwiązany a nawet narasta. Miałam wrażenie, że kolejne lata jego rządów były dla niego na tyle trudnym wyzwaniem, że doszedł do wniosku, że w tym świecie i przy tym stanie Kościoła, przy słabnących własnych siłach, niewiele będzie w stanie już przekazać.
Stad jego decyzja o abdykacji. Został ona przez wielu, także i mnie, bardzo boleśnie przyjęta. Jestem przekonana, że o wiele byłoby lepiej dla Kościoła, gdyby Benedykt o wiele dłużej pełnił swoją rolę jako papież.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski (KAI)