Logo Przewdonik Katolicki

Gaza: między Waszyngtonem a Kremlem

Jacek Borkowicz
Mężczyzna w masce Donalda Trumpa w Me’a Sze’arim – jednej z najstarszych dzielnic Jerozolimy | fot. Getty Images

Sposób doprowadzenia do zawieszenia broni w Gazie uczy nas polityki nowego świata. Liczą się nie słowa, ani nawet czołgi i rakiety, ale pieniądze – jako nowa broń. To nie zawsze musi być rozwiązanie złe. Zależy kto trzyma kasę.

Chyba po raz pierwszy komentator międzynarodowy „Przewodnika” musi zacząć od słów bezradności. Nie rozumiem. Nie wiem, jakim cudem konflikt wokół Gazy – krwawa wojna pochłaniająca dziesiątki tysięcy ofiar i od półtora już roku rzekomo nie do wygrania przez żadną ze stron – nagle, dosłownie w ciągu godzin przechodzi do historii. Armia izraelska wycofuje się z Gazy, Hamas oddaje zakładników. Izrael wypuszcza więzionych Palestyńczyków, znękani uchodźcy wracają na ruiny swojego miasta. Wreszcie granicę egipską przekraczają setki ciężarówek, które dotąd czekały tam miesiącami z pomocą humanitarną.
Chociaż, przyznam, bezradność autora powyższych słów jest trochę na pokaz. Od dawna już bowiem domyślamy się, co jest grane, kiedy nie wiadomo, o co chodzi. Podobnie jest zapewne i tym razem. Chodzi o pieniądze.

Uparty skrawek wybrzeża
Ale po kolei. 19 stycznia, na dzień przed objęciem prezydentury Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa, rząd Izraela oraz walczący z nim przywódcy Hamasu podpisali zawieszenie broni. I nie jest to bynajmniej tylko jeden z licznych aktów zamrożenia konfliktu, kiedy to obie strony frontu pozostają na swoich pozycjach. Plan, który za chwilę przedstawimy, zadziwia rozległością politycznej perspektywy. Z takim rozwiązaniem, jakie osiągnięto – na razie oczywiście tylko na papierze, ale dobre i to – Strefa Gazy mogłaby przetrwać w sąsiedztwie Izraela dobre kilkadziesiąt lat. W historii równie trwałe okazywały się przecież znacznie większe prowizorki.
Pora przedstawić szczegóły owego planu, który, o dziwo, zupełnie pomijany jest w mediach, koncentrujących się na efektownej wprawdzie, lecz doraźnej kwestii wymiany żydowskich zakładników za palestyńskich więźniów. Ale żeby ocenić jego wagę, wpierw musimy dokonać skróconej panoramy dotychczasowego układu sił.
Strefa Gazy to odcinek piaszczystego wybrzeża długości 40 km, zaś szerokości od 12 do zaledwie 6 km. Na tym obszarze stłoczona została niewiarygodnie duża liczba 2,5 mln Palestyńczyków. Wskutek dużego zagęszczenia prawie cała Strefa jest właściwie jedną dużą aglomeracją miejską, osiedle od osiedla oddzielają tam tylko wąskie skrawki pustyni, która w tym miejscu dochodzi prawie do morza. Właściwa Gaza to starożytne miasto, które rozrosło się niepomiernie w ostatnim stuleciu. Pozostałe miasta to Chan Junis i Rafah przy granicy z Egiptem. Po ataku Hamasu 7 października 2023 r. nastąpił odwet Izraela: wojsko zdobywało ulicę po ulicy, burząc domy napotykane w miarę postępów ofensywy. Dlatego dzisiaj Gaza jest właściwie jednym wielkim gruzowiskiem.

Powrót na gruzy
Po dwóch miesiącach kampanii, kiedy wydawało się, że armia Izraela dochodzi już do jądra oporu, wojsko zarządziło ewakuację ludności cywilnej. Setki tysięcy Palestyńczyków opuściło wtedy ruiny i piwnice, udając się w kierunku Chan Junis i Rafah – wówczas jeszcze niezajętych przez Izrael. Wojska tego kraju dokonały jednak zagonu w kierunku morza, odcinając siły Hamasu od granicy. W ten sposób walczący z Izraelem znaleźli się w potrzasku, otoczeni ze wszystkich stron przez przeciwnika. W tym samym potrzasku tkwiła też przez ostatni rok ludność cywilna, do której Izrael nie dopuszczał konwojów z pomocą humanitarną. Pułapka, w której tkwili ci ludzie, w dodatku stale się zmniejszała, gdyż słabnący Hamas oddawał kolejne kawałki terytorium. Dość powiedzieć, że tuż przed 19 stycznia Izrael kontrolował nawet większe połacie Chan Junis i Rafah, a uchodźcy musieli przeważnie koczować w namiotach na gołym polu. Jednak te ostatnie bastiony Hamasu uparcie się broniły, podobnie jak kilka małych enklaw na terenie samej Gazy.
Mówimy o tym po to, by uświadomić skalę zmiany dokonanej poprzez rozejm. Otóż w myśl jego postanowień wojsko Izraela ma w ciągu sześciu tygodni wycofać się z całego terytorium Strefy, zajętego przecież z tak wielkim nakładem sił. Opróżnione z wojsk tereny ma objąć z powrotem administracja palestyńska, czyli praktycznie Hamas, bo innej tam nie ma. Aby jednak nie powtórzyło się nieszczęście sprzed półtora roku, rząd Benjamina Netanjahu wynegocjował utworzenie strefy buforowej, wzdłuż granicy z Izraelem, a także w pasie oddzielającym miasto Gaza od reszty Strefy. Nie będzie tam ani wojsk Izraela, ani Hamasu.
Tym sposobem Gaza, prawie w całości, wraca do Palestyńczyków. Najważniejszy w tej chwili jest jednak fakt powrotu tysięcy bezdomnych uchodźców do pustego dotąd miasta, do ruin, które kiedyś były ich domami. Teraz zacznie się mozolna odbudowa.

Szantaż ekonomiczny
W próbie wyjaśnienia tej nagłej zmiany, którą niewątpliwie zawdzięczamy ekipie Donalda Trumpa (szczegóły porozumienia wynegocjował w Katarze jego doradca Steve Witkoff), pomóc może historia, która wydarzyła się w kilka dni później na odcinku Waszyngton-Moskwa.
Pamiętają państwo, jak w Ogniem i mieczem kozacy pisali list do hetmana Wiśniowieckiego? Jeden z atamanów poradził, by pismo zaczynało się od słów „Ty psi synu Jaremo!”. „Bardzo dobrze” – pochwalił gorliwca hetman Chmielnicki – „ale my napiszemy inaczej: Jaśnie Oświecony Książę Wojewodo!”. Otóż podobne zagranie zastosował Trump wobec Putina. Dotychczas wielcy politycy demokratycznego świata zwracali się doń w stylu „zbrodniarzu Putinie”. Trump zaczął całkiem inaczej. Putin? To przecież mój serdeczny przyjaciel. Ale potem skończyła się forma, a zaczęła treść. Przyjacielu, jeśli natychmiast nie zakończysz tej wojny, będę zmuszony (co za żal!) obłożyć Rosję takimi sankcjami, że się nie podniesiesz. Chodzi tu głównie o sztuczne obniżenie cen ropy, podstawowego rosyjskiego towaru eksportowego, co prezydent USA obiecuje sobie wynegocjować z Arabią Saudyjską.
Jeśli odrzucimy cukierkowate słowa o przyjaźni, mamy tu ultimatum, którego dotąd nikt nie odważył się Rosji postawić. Moskwa z o wiele błahszych powodów zrywała stosunki z niejednym już państwem. I co? Czy na Kremlu zagrzmiało? Nie, rzecznik rządu Dmitrij Pieskow powiedział wręcz, że Rosja… otwarta jest na pokojowe negocjacje. Istny gołąbek pokoju z tego Putina. Oczywiście różnie się jeszcze sprawy mogą potoczyć, ale sama historia jest niebywała.
Nie wiemy, czym Trump zaszantażował Netanjahu, ale musiał mieć bardzo mocne karty, skoro premier Izraela, godząc się na porozumienie ze śmiertelnym wrogiem, zaryzykował nawet poważny kryzys rządowy. Ale cóż mu pozostało? Półtora roku wojny bardzo zaciążyło na budżecie Izraela (to już teraz najdroższa kampania zbrojna w historii tego kraju), prowadzenie jej dalej wbrew woli Waszyngtonu mogło tylko oznaczać krach państwa o niewyobrażalnych następstwach.
Jak widać, tak teraz prowadzić się będzie wielką światową politykę. Zamiast pięknych słów będą szantaże ekonomiczne. Gdybyż tylko skończyło się na szantażowaniu dyktatorów i autokratów!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki