Gdy na przełomie ubiegłego i bieżącego roku chorowałem, spędzając wiele dni w łóżku, wieczorami lubiłem czytać książki podróżnicze. To było kojące doświadczenie, bo choćby w wyobraźni taka lektura pozwoliła na opuszczenie bolesnego „tu i teraz”. Jedną z pierwszych takich książek była kajakowa odyseja Na tropach Smętka Melchiora Wańkowicza. Takie określenie wybrałem nie tylko dlatego, że na okładce pojawia się postać w kajaku. Jest to rzecz w sensie ścisłym o kajakowej wyprawie autora ze swoją córką Martą (nazywana przez ojca i rodzinę Tili). A co ma z tym wspólnego odyseja? Tutaj mogę przedstawić kilka tropów, które uzasadniają ten przewrotny epitet.
Polski Bond
Po pierwsze, objętość książki. To ponad 500 stron bitego tekstu. Nie jest to zarzut, bo pomimo ogromnej ilości materiału każda strona przynosi jakąś ciekawą informację, anegdotę czy obserwację. Autor starał się nie pominąć żadnego szczegółu, a prawie z każdego z nich wyciskał jakąś informacyjną esencję, pozornie błahe sprawy czy epizody udawało mu się wynieść do czegoś emblematycznego.
Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 36/2024, na stronie dostępna od 03.10.2024