Pochodzenie nazwy „Nusantara” – bo tak nazywa się młoda stolica Indonezji – tłumaczą różnie: a to jako „podzielona ziemia”, a to znowu jako „zewnętrzne wyspy” (zewnętrzne z punktu widzenia centrum indonezyjskiej cywilizacji, wyspy Jawy). Najbardziej jednak przemawia do wyobraźni tłumaczenie potoczne: „nasz archipelag”, które to określenie od kilkudziesięciu lat stało się synonimem Indonezji – państwa kilkudziesięciu wielkich i tysięcy mniejszych wysp, położonych w Azji Południowo-Wschodniej. Indonezja, choć jest największym państwem regionu, nie obejmuje go w całości, rywalizując tu z Malezją. Ale nazwa Nusantara przylgnęła właśnie do Indonezji. Tak też ochrzczono nową siedzibę głowy tamtejszego państwa.
Odważna decyzja
Inwestycja jest imponująca, kto ciekawy, niech śledzi kolumny liczb z wieloma zerami. Tutaj warto zwrócić uwagę na śmiałość tego ruchu: Nusantarę buduje się na Borneo, wyspie uważanej dotąd za półdziką prowincję, którą dopiero należy ucywilizować. Zlokalizowano ją ponad 1,2 tys. km (licząc w linii prostej) od Dżakarty, dotychczasowej stolicy. I to, co robi wrażenie największe: od 29 lipca prezydent Joko Widodo urzęduje już w nowej rezydencji. Dlaczego to takie dziwne? Ano dlatego, że jeszcze we wrześniu ubiegłego roku rosła tutaj dziewicza dżungla. Budowniczy uporali się z zadaniem w dziesięć miesięcy, co mogłoby być zachętą dla naszych inwestorów od CPK.
Pałac prezydencki ma kształt rozwiniętych skrzydeł Garudy – hinduistycznego bóstwa, które jednak w muzułmańskiej Indonezji uważane jest za swoje. Przed pałacem, 17 sierpnia, w 79. rocznicę proklamowania niepodległości kraju, prezydent, patrząc w oczy defilującym żołnierzom oraz dziesiątkom tysięcy zgromadzonej publiczności, uroczyście ogłosił przeniesienie stolicy. Tyle tylko, że gdy goście się rozjechali, prezydent został sam ze swoim pałacem. Miasta jeszcze nie ma, nie ma centralnych urzędów, na których przenosiny Indonezyjczycy dali sobie czas do końca 2029 r. Pałac nadal otacza niewytrzebiony jeszcze tropikalny las. Najbliższe osiedle, miasteczko budowniczych, oddalone jest o 4 km. Do najbliższego prawdziwego miasta, portu Balikpapan, 30 km górami, po których jeździły dotąd tylko ciężarówki budowlańców. Autostradę i port lotniczy trzeba dopiero zbudować. Prezydent zapewne nie będzie tutaj siedział non stop, tym bardziej że już niedługo kończy kadencję. Mimo wszystko odważna decyzja.
Światełko w jądrze ciemności
Borneo jest tak duże, że starczyło tu miejsca dla trzech państw: Indonezji (większość terytorium wyspy w postaci prowincji Kalimantan), Malezji oraz maleńkiego jak na azjatyckie standardy skrawka, na którym mieści się sułtanat Brunei. Do połowy ubiegłego stulecia była niemalże białą plamą dla przybyszów: większość terytorium porasta tam trudna do przebycia dżungla tropikalna, ostatnio przez małpujących wszystko co angielskie Polaków zwana lasem deszczowym. Zamieszkują ją Dajakowie, podzielony na plemiona lud łowców głów, pod względem kultury zbliżony do nowogwinejskich Papuasów. Dajakowie najchętniej witali u siebie obcych zatrutymi strzałami. Nie przypadkiem Joseph Conrad-Korzeniowski właśnie tam umieścił akcję swojej debiutanckiej powieści Szaleństwo Almayera – zanim przystąpił do pisania Jądra ciemności.
Dziś wyspa, patrząc od strony wybrzeży, jest już skolonizowana, ale wnętrze kraju nadal do pewnego stopnia stanowi niedostępną terra incognita. Rząd wycina na potęgę pierwotne lasy, aby w ich miejsce sadzić przydatne dla przemysłu palmy oleiste, na czym tracą coraz rzadsze na świecie orangutany. A ludzie? Mówiący 170 językami Dajakowie powoli uczą się języka indonezyjskiego, wprowadzonego sztucznie w tym wieloetnicznym państwie.
Dajakowie tradycyjnie wierzą w lokalne bóstwa natury, jednak przeważnie uznają, że ponad nimi rządzi światem nieokreślona dokładnie Istota Najwyższa. Na bazie tych wierzeń powstała rodzima borneańska religia, kaharingan. Rząd w Dżakarcie, który do niedawna uznawał tylko zarejestrowane na świecie religie (islam, chrześcijaństwo, hinduzim, buddyzm i konfucjanizm), próbował wcisnąć ją w ramy hinduizmu, ale nic z tego nie wyszło. Dopiero kilka lat temu wiara kaharingan została oficjalnie uznana. Przy okazji: duża część Dajaków to chrześcijanie, co jest zasługą protestanckich i katolickich misji.
Brasilia i Astana
Nusantara jest trzecim w czasach najnowszych tego typu projektem. W 1960 r. nową stolicą Brazylii została Brasilia, miasto zbudowane w centrum rzadko zaludnionej sawanny Mato Grosso. W 1997 r. w podobny sposób Astana, zbudowana w głębi stepów, przejęła rolę stolicy Kazachstanu. W obydwu przypadkach racją przenosin była geografia: oba poprzednio stołeczne miasta, Rio de Janeiro i Ałmaty, położone są na obrzeżach wielkich obszarem państw, potrzeba było ośrodka, do którego najbliżej będzie ze wszystkich stron kraju. Oczywiście coś za coś – w pierwszych latach istnienia, mimo stołecznego blichtru, były to raczej miasta prowincjonalne, w odróżnieniu od starych metropolii, pełnych wielkomiejskiego życia. Z czasem to się zmieniło: dziś Brasilia liczy sobie trzy miliony mieszkańców, Astana półtora miliona. No i nowoczesna architektura, która naprawdę imponuje, nawet na zdjęciach.
Oba miasta, w ich podstawowym kształcie, zbudowano mniej więcej w tym samym czasie: w cztery lata. Tyle samo czasu trwa już instalacja Nusantary – od lokalizującej decyzji, po budowę dróg dojazdowych, baraków, wycięcie lasu oraz uzbrojenie terenu. Nie wydaje się to tempem imponującym (oczywiście poza budową pałacu), trzeba jednak pamiętać, że w porównaniu z Brasilią i Astaną Nusantara budowana jest w najtrudniejszych warunkach tropiku.
Powstaje miasto będące stolicą 300-milionowego kolosa, lokalnego mocarstwa i państwa o największej na świecie liczbie muzułmanów (prawie 90 proc. populacji). Indonezyjski islam, w odróżnieniu od Bliskiego Wschodu, nie jest wojowniczy, szanuje też religijne mniejszości. Trzymajmy zatem kciuki za powodzenie tej budowy.