Pokój nie oznacza kapitulacji” – oświadczyła Giorgia Meloni na zakończenie szczytu w szwajcarskim Bürgenstock. Premier Włoch w owych jasnych słowach odniosła się do Władimira Putina, nieobecnego w tym jednym z najbardziej malowniczych miejsc na Ziemi, gdyż na „pokojowy szczyt” niezaproszonego. Twarde słowa pani premier „w obronie zasad” mają uświadomić rosyjskiemu dyktatorowi, że jego polityka militarnej aneksji nie spotka się z akceptacją ze strony Zachodu, jak również tej pozostałej części świata, która uznaje międzynarodowe umowy.
To niewątpliwie dobra wiadomość ze zjazdu prawie setki przywódców państw sześciu kontynentów. Odrzucono ofertę Putina, który w trakcie cichych negocjacji, poprzedzających konferencję, zapowiedział, że podpisze zawieszenie broni w zamian za uznanie rosyjskiej okupacji wschodnich i południowych terytoriów Ukrainy. To znaczące ustępstwo ze strony prezydenta Rosji, który jeszcze niedawno wzywał do pokonania „faszystowskiego reżimu” w Kijowie. Gdyby Zachód przyjął to rozwiązanie, mielibyśmy powtórkę okresu globalnej zimnej wojny, ze „wschodnią” i „zachodnią” Ukrainą w roli nowej Korei względnie Wietnamu oraz Krymem, już w majestacie powszechnej zgody uznanym za część Rosji. Taka prowizorka, jak wiemy z historii, mogłaby trwać nawet kilka dziesięcioleci, dając wolnemu światu dość długą chwilę oddechu… przed kolejnym starciem. Na szczęście Zachód oparł się tej pokusie i powiedział: nie!
Ale jest i drugie dno tej dobrej wiadomości. Stanowisko przyjęte w Bürgenstock to jedynie pierwsze karty rzucone na stół przyszłych, długich i niełatwych rokowań. A wiadomo, że wytrawni negocjatorzy zaczynają od warunków idących daleko… aby potem zejść na poziom kompromisu. Tak właśnie zrobił Putin, mówiąc Zachodowi: podpiszę pokój, ale zostawcie mi, co zrabowałem. Lekko dwuznacznie zabrzmiały słowa otwierającej konferencję szwajcarskiej prezydent Violi Amherd, która mówiła o „pierwszym kroku na drodze do konsensu”. Czy ów konsens ma oznaczać tylko zgodę wewnątrz obszaru demokratycznego świata, czy też ostateczne porozumienie z rosyjskim dyktatorem? Wydaje się, że to niedopowiedzenie nie wyszło przypadkiem z ust pani premier Szwajcarii.
Nie czas jeszcze na podpisanie pokoju. Zachód dopiero zbiera siły, podobnie jak zbiera je Rosja. A to zbieranie sił oznacza też obustronne zabiegi o pozyskanie części globu zwanej jeszcze niedawno Trzecim Światem. Tu sytuacja jest dynamiczna i trudno teraz powiedzieć, które kraje tego regionu w ostatecznym rozrachunku poprą Zachód i Ukrainę, które zaś Rosję. Nie można jednak wykluczyć wariantu, w jakim obie strony tej wojny będą walczyły do ostatniego żołnierza… swojego afrykańskiego sojusznika. Obecnie brzmi to może dziwacznie, ale już nie takie polityczne fikołki czynił świat w swojej najnowszej historii.
W kuluarach szwajcarskiej konferencji padała metafora „nowego pokoju westfalskiego”. Wtedy, w 1648 r., Europa podzieliła się na nowo po wyczerpującej, trzydzieści lat trwającej wojnie. I do tego w istocie, powolnymi krokami, zmierza obecny świat. Obyśmy tylko, po dwóch latach pełnowymiarowej wojny na Ukrainie, nie musieli czekać na nowy pokój jeszcze kolejnych 28 lat!