Żal mi Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, zwyczajnie żal. Mówi się co prawda, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą; nikt ich nie zmuszał, aby pchali się do polityki – jak wiadomo, zajęcia dla osobników o grubej skórze. Ale to są przecież dwaj ludzie tacy sami jak my. I tak samo przeżywający cierpienie. Dziewięć lat temu ułaskawił ich prezydent, teraz znów mają iść za kratki – za nic innego niż dawne grzeszki. Starorzymska zasada, mówiąca, że nikogo nie powinno się karać dwa razy za to samo przestępstwo, poszła w kąt. Już nie mówiąc o deklarowanej w pierwszych słowach nowego premiera polityce miłości. Liczy się efekt politycznej przepychanki.
Marszałek Szymon Hołownia, nawet nie mrugnąwszy okiem, nazwał ich „przestępcami”. No tak, bandycka przeszłość chociażby takiego Kamińskiego powinna wreszcie zostać ujawniona opinii publicznej. Wyobraźcie sobie Państwo, że on już w wieku 16 lat został zamknięty w zakładzie poprawczym. Za zbezczeszczenie pomnika wdzięczności Armii Czerwonej. W roku 1981, dodaję dla porządku. Czy taki człowiek pasuje do wizerunku cynicznego hochsztaplera? Kamiński z Wąsikiem, zgoda, złamali prawo, ale nie po to, by samym sobie coś przywłaszczyć, lecz aby, służąc państwu, skutecznie skompromitować łapówkarzy z afery gruntowej. Chcieli dobrze, zrobili źle, ot co. Robienie z nich teraz wrogów publicznych numer jeden i dwa jest co najmniej nie na miejscu. Jeżeli ludzie obozu rządowego są pod względem moralnym tacy zasadniczy, niech najpierw zlustrują własne szeregi. A chyba byłoby kogo lustrować… Dosyć, bo jeszcze i mnie zechcą aresztować.
Akt ułaskawienia wydany w 2015 r. przez prezydenta Andrzeja Dudę był wadliwy pod względem prawnym. Chętnie w to wierzę, podobnie jak w to, że przy odrobinie dobrej woli ze strony przeciwnej można było jednak ów akt uznać za ważny i obowiązujący. Argumentów logicznych, moralnych, a także politycznych, przemawiających za takim właśnie rozwiązaniem, nie brakowało przecież. Chcecie stabilizacji na odcinku mediów państwowych? Najprostszą drogą w tym kierunku była ugoda z prezydentem. Ale tę możliwość obóz władzy odtrącił jednym pstryknięciem palca, lekceważącym porównaniem Andrzeja Dudy do niewydarzonego monarchy, który zapomniał, że żyje w ustroju demokratycznym. Zatem gdy bałagan w mediach nadal będzie się pogłębiał, nie narzekajcie, że nie macie z kim tego posprzątać.
Nie przepadam za Szymonem Hołownią, ale w pierwszych dniach jego urzędowania w fotelu marszałka Sejmu skłonny byłem wiele mu wybaczyć. Gdy widziałem, z jakim wysiłkiem utrzymuje powagę wysokiej izby wobec dramatycznych popisów duetu panów Mariusza Błaszczaka i Marka Suskiego, pomyślałem: może jednak będzie z niego mąż stanu? Teraz znowu mocno w to zwątpiłem. Podobnie jak w sens działań ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie, kiedy tenże publicznie oświadcza, że rząd najpierw „przywraca konstytucyjność”, a dopiero potem szuka dla owego ruchu podstaw prawnych. Coś nam się, panowie i panie, praktyka rozmija z deklaracjami. A miało być inaczej…