W momencie zatrzymania przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Cezary Stein miał 55 lat. Przyszedł na świat w 1893 r. w Witkowie w powiecie gnieźnieńskim. Jego rodzice zmarli bardzo wcześnie. Po przyuczeniu się do zawodu zecera pracował w tym fachu w Bydgoszczy, a następnie w Inowrocławiu. Po wybuchu I wojny światowej Cezary Stein został zmobilizowany do armii niemieckiej i cztery lata spędził na froncie. Niedługo po powrocie do domu wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim, a następnie walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Po demobilizacji został zecerem w Drukarni św. Wojciecha. W 1923 r. awansował na linotypistę, a w 1930 r. został dyrektorem technicznym. Tę funkcję pełnił do wybuchu II wojny światowej. W trakcie niemieckiej okupacji pozostał w przedsiębiorstwie, ale na niższym stanowisku. Na początku lutego wycofujący się z Poznania Niemcy podpalili budynek Drukarni przy ul. Wawrzyniaka. Stein wraz ze swoim synem Alfredem i kilkunastoma mieszkającymi w okolicy pracownikami uratował go przed spaleniem.
Pierwszy powojenny dyrektor
W lutym 1945 r. Cezary Stein został wybrany na dyrektora Drukarni św. Wojciecha, która znalazła się pod tymczasowym zarządem państwowym. Załoga drukarni po wycofaniu się Niemców pracowała w bardzo trudnych warunkach. Początkowo wynagrodzeniem pracowników była jedna trzecia kilogramowego bochenka chleba, którą musieli dzielić się z rodziną. W Drukarni brakowało światła, wody, gazu i oszklenia. Tym większym sukcesem było ukazanie się w połowie lutego 1945 r., mimo braku prądu, pierwszego numeru „Głosu Wielkopolskiego”. – To byli ludzie, którzy oddali tej drukarni całe swoje serce. To było dla nich coś bardzo ważnego – komentuje historyk Aleksandra Pietrowicz.
Po umocnieniu swojej władzy komuniści zaczęli się bardziej interesować Drukarnią. Dążono do całkowitej nacjonalizacji spółki. Takie przedsiębiorstwo w ustroju, który opierał się m.in. na monopolu informacyjno-propagandowym, było kluczowym elementem. Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Poznaniu zaczął inwigilować Drukarnię. W połowie 1946 r. pojawiły się pierwsze donosy od pracowników pozyskanych do roli informatorów. Jak zaznacza Aleksandra Pietrowicz, mimo ambitnych planów WUBP inwigilacja spółki nie szła łatwo. Rok po uzyskaniu pierwszego informatora, w czerwcu 1947 r., na 1127 zatrudnionych bezpieka miała tylko czterech informatorów. Donosili oni, że dyrekcja zakładu jest przeciwnikiem władzy ludowej i prowadzi sabotaż. Zdaniem Pietrowicz sygnałem alarmowym dla władz był strajk przeprowadzony na terenie Drukarni we wrześniu 1947 r. Był on spowodowany nie tylko niskimi płacami, ale także zamiarem nacjonalizacji księgarni należącej do firmy. WUBP postanowił o rozpoczęciu rozpracowania obiektowego o kryptonimie „Korekta”.
Akcja „Korekta”
Jesienią 1948 r. przeprowadzono bardzo dokładny audyt przedsiębiorstwa. Jeszcze przed ogłoszeniem jego rezultatów rozpoczęły się aresztowania pracowników Drukarni. Jako pierwsi zatrzymani zostali dyrektor Cezary Stein oraz kierownik ekspedycji Stanisław Haremza. Ostatecznie śledztwem objęto sześć osób – wspomnianych Steina i Haremzę, a także dyrektora handlowego Kazimierza Lesińskiego, dyrektora technicznego Tadeusza Żyndę, magazyniera Kazimierza Urbańskiego i właściciela przedsiębiorstwa księgowości przebitkowej „Perfekta” Brunona Zielińskiego. – Zatrzymania musiały wywołać u załogi szok. Zatrzymano trzech dyrektorów. Było to poważne, mocne uderzenie – komentuje Aleksandra Pietrowicz.
Śledczy próbowali udowodnić, że aresztowani prowadzili antypaństwową działalność. Chciano też pogrążyć czołowych poznańskich duchownych, wiążąc ich z rzekomą nielegalną działalnością pracowników Drukarni. Dyrekcji zakładu zarzucono m.in. malwersację, nadużycia i niegospodarność. Pojawiły się też zarzuty dotyczące szpiegostwa i ujawniania tajemnicy państwowej. Jak opowiada Aleksandra Pietrowicz, pretekstem do sformułowania takiego zarzutu była wizyta w Drukarni konsula USA. – Pracownicy powiedzieli mu, że bardzo dobre maszyny do druków kartograficznych, które podczas okupacji przywieźli Niemcy, zostały wywiezione do Związku Sowieckiego, przez co druki kartograficzne są teraz na niskim poziomie – mówi historyk. Tyle wystarczyło bezpiece do sformułowania podejrzenia o szpiegostwo.
Na aresztowanych próbowano wymusić podpisanie protokołu przesłuchania zawierającego zmyślone zeznania z przyznaniem się do winy. – Przesłuchiwano ich nawet po 2–3 dni bez przerwy. Przesłuchiwany był bity i dręczony tak długo, dopóki nie podpisał protokołu. Nierzadko nie wiedział, do czego się przyznaje, bo dokument podpisywał półprzytomny – mówi Aleksandra Pietrowicz. Przesłuchiwany w ten sposób dyrektor Stein podpisał swoje zeznania. Napisano w nich, że ekonom Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, ks. Antoni Rauer, odpowiadał za koordynację akcji sabotażowych na terenie Drukarni. Co więcej, Stein przyznał, że był członkiem „bandy Rauera”. Kapłan miał zobowiązać dyrektorów do ścisłej współpracy w kierunku sabotowania produkcji w zakładzie i „zwalczania demokracji ludowej”. – Teksty zeznań były pisane językiem używanym przez śledczych. Przesłuchiwani byli zmuszani do podpisywania protokołów spreparowanych przez śledczych – dodaje Pietrowicz. Cezary Stein po kilku tygodniach zaczął odwoływać zeznania. Zaprzeczył m.in. temu, że miał otrzymywać łapówki od księży za faworyzowanie wydawnictw katolickich. Pod wpływem kolejnych przesłuchań wrócił jednak do zeznań obciążających.
Tragiczna śmierć
25 marca 1949 r. Cezary Stein ponownie wycofał się ze składanych zeznań. Donosi o tym w piśmie datowanym na 26 marca oficer śledczy, porucznik Stanisław Wollender. Stein miał zostać przeniesiony do celi pojedynczej, aby uniknąć „bycia bałamuconym przez innych osadzonych na celi”. 28 marca powstało pismo, z którego wynikało, że Stein zmarł w wyniku powieszenia 26 marca o godz. 7.30. Jego śmierć uznano za samobójstwo. Tę tezę w wątpliwość podaje Aleksandra Pietrowicz. – Prawdopodobnie oficer piszący pismo o przeniesieniu do pojedynczej celi wiedział już, że Stein nie żyje. Mimo gehenny, którą przechodzili więźniowie, samobójstwa były rzadkością. Dodatkowo dyrektor Stein był osobą bardzo wierzącą. Możliwe, że zakatowano go w śledztwie i trzeba było to zatuszować. Niewykluczone też, że został powieszony wskutek samowoli któregoś z funkcjonariuszy lub na polecenie „z góry” – dodaje historyk.
W kolejnych miesiącach śledztwa przeciwko pracownikom Drukarni przykład tragicznej śmierci Steina był używany jako straszak. Jeśli ktoś chciał odwołać zeznania albo je zmienić, mówiono mu, że trafi do pojedynczej celi aresztu śledczego WUBP przy ulicy 27 grudnia, gdzie zmarł Cezary Stein.
Wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Poznaniu w sprawie pracowników Drukarni zapadł 20 kwietnia 1950 r. Lesiński i Żynda otrzymali wyrok 15 lat pozbawienia wolności. Zieliński miał trafić za kraty na 12 lat, Urbański na 10, a Haremza na 3 lata. Temu ostatniemu darowano karę na mocy amnestii. Wobec wszystkich skazanych zasądzono przepadek mienia oraz utratę praw publicznych i honorowych na pięć lat. Ich wyroki zostały złagodzone po czterech latach. Mniej więcej miesiąc przed ogłoszeniem wyroków Państwowe Poznańskie Zakłady Graficzne Okręg Północ (jak wówczas nazywała się Drukarnia) zostały formalnie upaństwowione.