Od 12 lat Światosław Szewczuk jest głową Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej z oficjalnym tytułem arcybiskupa większego Kijowa i Halicza, czyli jakby zaledwie jednym z wielu hierarchów Kościoła. W rzeczy samej to zwierzchnik największej na świecie katolickiej wspólnoty rytu bizantyjskiego, jak również Cerkwi najliczniejszej spośród wszystkich kościołów katolickich, należących do obrządków określanych ogólnie jako „wschodnie”. Nieformalnie odpowiada mu zatem ranga patriarchy, tak też traktują go wierni, którzy mówią o nim „błażeniszyj” (najbłogosławieńszy), który to tytuł w tradycji Kościołów wschodnich przysługuje jedynie naczelnikom autokefalicznych, niezależnych wspólnot wyznaniowych, a więc patriarchom.
Gdy papież Benedykt XVI w 2009 r. mianował go biskupem, Szewczuk, mający wtedy zaledwie 29 lat, został najmłodszym na świecie duchownym z prawem noszenia pastorału. Jako pasterz greckokatolickiej wspólnoty w Buenos Aires podlegał bezpośrednio metropolicie tego argentyńskiego miasta, którym był wtedy Jorge Bergoglio. Bliska znajomość z obecnym papieżem przetrwała do dzisiaj, obaj panowie – jeśli wierzyć szczebiotom papug z watykańskich ogrodów – prywatnie są na „ty”. Paradoksalnie owa bliskość nie niweluje osobistych różnic, chociażby w postrzeganiu roli Rosji w obecnym świecie. Dla Franciszka jest ona wciąż krajem z kart powieści Fiodora Dostojewskiego, Światosław wolałby ją widzieć taką, jaka istnieje realnie.
Wojna na Ukrainie rozpoczęła nowy rozdział w nietypowej biografii Światosława. Biskup Kijowa jednoznacznie opowiedział się po stronie napadniętych, udzielając wszelkiej, duchowej i materialnej pomocy ludziom dotkniętym militarnym kataklizmem, niezależnie od ich wyznania czy też światopoglądu. Jako Ukrainiec jednoznacznie opowiedział się przy tym za wolną i niepodległą Ukrainą.
Światosław Szewczuk – co wreszcie należy podkreślić – jest gorącym orędownikiem przyjaźni z Polską i Polakami. Wielokrotnie bywał w naszym kraju i jego serdeczne z nami związki znane są osobom, które miały okazję go poznać. Nie ma ich w Polsce zbyt wiele, co przy wszystkich wyżej opisanych przymiotach arcybiskupa Kijowa może budzić lekkie zdziwienie.
Nadzieja i modlitwa
Wywiad-rzeka Bóg nie opuścił Ukrainy to efekt wspólnej wyprawy, jaką ze Światosławem odbył w październiku ubiegłego roku dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej Krzysztof Tomasik. Metropolita Kijowa odbywał wtedy wizytację duszpasterską w południowych i wschodnich rejonach Ukrainy, czyli na terenach bezpośrednio dotkniętych działaniami wojennymi, a nierzadko świeżo wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji. Tomasik towarzyszył mu wszędzie i po każdym spotkaniu z wiernymi, już w samochodzie, podsuwał mu mikrofon z uprzejmą propozycją: „A teraz, błażeniszyj, prosimy o krótką refleksję”. Tak powstała książka – tak przynajmniej widzi to sam metropolita, który z uśmiechem opowiedział ową anegdotę podczas promocji wydania w warszawskiej siedzibie KAI.
Szewczuk jest człowiekiem pogodnym – z natury i z powołania. Mówi, że jako dobry czas można przeżywać nawet wojnę, jeśli przeżywa się ją z Chrystusem. Jednak doskonale zdaje sobie sprawę, czym jest groza bombardowań, strzelaniny i okupacji. Kiedy stanął z błogosławieństwem nad otwartą mogiłą pomordowanych w Buczy, serce krzyczało w nim: „Za co? Dlaczego?”. W polowych szpitalach odwiedzał rannych żołnierzy: „Dotykając ich, dotykałem ran Pana Jezusa otwartych w ciele naszego narodu” – kiedy te słowa padają z ekranu telebimu, na twarzy metropolity widać wyraźne wzruszenie.
Jakie ważne doświadczenie wyniósł metropolita z tej wizytacji? Czego najbardziej potrzeba ludziom dotkniętym wojennym nieszczęściem? Za odpowiedź niech posłuży relacja ze spotkania z merem ukraińskiej stolicy Witalijem Kliczką. „Pytałem, ilu mieszkańców jego zdaniem pozostało w Kijowie, czego im potrzeba, jak my, jako Kościół, moglibyśmy im pomóc”. Odpowiedź zaskoczyła Szewczuka – Kliczko, były bokser, który znacznie lepiej posługuje się pięścią niż wymową, odparł wtedy lakonicznie: „Dziś bardziej niż chleba czy ubrań potrzebujemy od Kościoła nadziei”.
Jest jeszcze jeden istotny rys tej opowieści: wiara biskupa w siłę modlitwy. Tej indywidualnej i tej wspólnej, zbiorowej. Szczera modlitwa, jak zauważa Szewczuk z precyzją godną eksperta od astrofizyki – „przekracza czasoprzestrzeń” i jest w stanie sprawić cuda nie tylko w wymiarze eschatologicznej przyszłości, ale także tu i teraz, na ziemi. Także modlitwa o zwycięstwo. Bo moralne zwycięstwo Ukraińcy już odnieśli, teraz przed nimi zwycięstwo militarne – jak rozważania arcybiskupa krótko podsumował Tomasik.
Demilitaryzacja, denazyfikacja i desatanizacja Rosji
Istotnym fragmentem książki jest też wstęp, który napisał prof. Adam Rotfeld, ongiś jeden z architektów genewskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, potem zaś minister spraw zagranicznych. Rotfeld, co warto podkreślić, jako żydowskie dziecko podczas nazistowskiej okupacji został ocalony przez Ukraińców. Tytuł „Zderzenie moralności z barbarzyństwem” jako opis tego, co wyrabia obecnie klika Putina na Ukrainie, pod piórem tego znawcy Rosji nie ma w sobie nic z emfatycznej przesady.
Rotfeld rozwinął swoją myśl podczas wspomnianej prezentacji, która odbyła się dzień po historycznym wystąpieniu w Warszawie prezydenta Bidena. Jeśli ktoś tłumaczy dzisiaj obecną wojnę meandrami geopolityki, to znaczy, że niczego nie rozumiejąc, ucieka w słowa-zaklęcia. „Obecna wojna toczy się nie ze względu na geopolitykę, ale ze względu na to, co się dzieje wewnątrz Rosji. Walka nie idzie tu o terytoria ani bogactwa naturalne, ale o wartości”. Rotfeld odwołuje się do tez putinowskiej propagandy, które głoszą, że celem „specjalnej operacji wojskowej” jest „demilitaryzacja, denazyfikacja i desatanizacja Ukrainy”. Te trzy pojęcia – zauważa profesor – są trafne, ale właśnie w odniesieniu do samej Rosji. I dopóki w tym kraju nie nastąpią głębokie, strukturalne zmiany, niemożliwe będzie osiągnięcie jakiegokolwiek trwałego pokoju.