Logo Przewdonik Katolicki

Ogień, czuwania i szopka

Jacek Borkowicz
Świąteczny ogień na placu przed kościołem Sainte-Marie Majeure, miasteczko Calvi (Korsyka). fot. WIKIMEDIA

Oznaką wyspiarskiej odrębności pozostają lokalne tradycje – w tym Boże Narodzenie, które w wiejskich parafiach Korsyki wygląda inaczej niż w kontynentalnej części Francji.

Korsyka, najbardziej na południe wysunięty departament Francji, nie tylko dla Francuzów pozostaje miejscem tajemniczym i nie do końca oswojonym. Chociaż wyspa dała im Napoleona, rodowici Korsykanie do dziś patrzą na przybyszów z dużego lądu trochę jak na okupantów, zaś tendencje separatystyczne są tam nadal żywe.

Pamiątka po saturnaliach
W noc wigilijną przed kościołami rozpalane są ogniska, zwane po korsykańsku rocchiu lub u focu Natalescu, „ogniem Bożego Narodzenia”. Od rana 24 grudnia wszystkie dzieci w wiosce zbierają chrust oraz gałęzie na stos. Ważne, aby zgromadzone tam drewno pochodziło z pól i ogrodów w granicach własnej wiejskiej gromady. To relikt dawnych czasów, gdy Korsyka podzielona była na pieve, lokalne wspólnoty, będące niczym innym jak plemionami, powierzchownie tylko ochrzczonymi. Każda dolina była wtedy samowystarczalnym światem.
Stos podpala się dopiero po północy, po Mszy będącej odpowiednikiem naszej pasterki.
Dalsza część rytuału następuje w dzień Bożego Narodzenia. Dzieciaki zanoszą wtedy do domów gorący jeszcze popiół ze świątecznego ogniska. Tam ojciec rodziny wrzuca popiół do kominka, po nim zaś wszystkie dzieci – od najmłodszego do najstarszego – ciskają w żar domowego ogniska po listku laurowym (po korsykańsku legnu d’oru, czyli „złote drewno”).
Liść wawrzynu symbolizuje światło i ten szczegół daje nam klucz do zrozumienia całej ceremonii. Korsykańskie rytuały to relikt pogańskich saturnaliów. W starożytnym Rzymie obchodzono to święto z związku z zimowym przesileniem, kilka dni wokół 21 grudnia, kiedy to dzień, najkrótszy w całym roku, znowu zaczyna się wydłużać. Po przyjęciu chrześcijaństwa „dzień narodzin Niezwyciężonego Słońca” (Sol Invictus), dla zachowania społecznego porządku, który nie znosi rewolucji, utożsamiono z dniem narodzin Chrystusa. Stąd wzięła się powszechnie uznawana data Bożego Narodzenia. Jednak na Korsyce jej archaiczna geneza jest widoczna bardziej niż gdzie indziej.

Siedem Czuwań i cukrowe Dzieciątko
Stare Korsykanki w północnej części wyspy pamiętają jeszcze, wygasły już niestety, obyczaj Siedmiu Czuwań. W dzień wigilijny młodzi ludzie zachodzili do wybranych siedmiu domów w wiosce, zanosząc tam polana zebrane podczas gromadzenia stosu. Ważne przy tym było, aby wręczonych polan było dokładnie tyle, ilu jest domowników. Jeśli, co nie daj Boże, jednego lub dwóch zabrakło, w ciągu nadchodzącego roku śmierć w tym domu zabrać miała, odpowiednio, jedną lub dwie osoby.
Siedem Czuwań przeważnie było jednak ceremonią wesołą i beztroską. Chłopcy z reguły odwiedzali domy osób starszych i samotnych, a przez to pozbawionych pomocy. Obdarowywano je żywnością, także na zapas – co stanowiło specyficzną formę pomocy społecznej.
Podobną funkcję pełni do dzisiaj u piattu di u puvarettu – co po korsykańsku znaczy „talerz dla biedaka”. Podobnie jak u nas, na każdym tradycyjnym korsykańskim stole taki talerz musi się znaleźć. Zawsze bowiem może się trafić niespodziewany gość, któremu odmówić gościny w noc Bożego Narodzenia byłoby grzechem.
Korsykańska wieczerza wigilijna jest już właściwie posiłkiem bożonarodzeniowym, jako że spożywa się ją po północy, gdy ludzie wrócą już od ognisk rocchiu. Dlatego przy świątecznym stole nie ma już postu, królują potrawy z koźlęcia lub jagnięciny. Na wybrzeżu specjałem jest rolada z ikry ryby barweny lub jeżowca, solona i suszona, a podawana stołownikom w krojonych, cienkich plasterkach. Formę rolady mają też zmielone, słodkie kasztany podawane na deser. Na tę część wieczerzy najbardziej czekają, oczywiście, dzieci. Dziś na Korsyce mają one w bród smakołyków oraz prezentów, jednak dawniej, gdy panowała bieda, szczytem dziecięcych marzeń była pomarańcza. Rodzice wkładali ją do buta dziecka śpiącego w łóżeczku. Pamiątką tych czasów jest figurka bucika, zrobiona z cukru.
Popularne są też cukrowe lalki Dzieciątka Jezus (Bambinu).

Przeciw złemu oku
Francuzi uważają Korsykę za wyspę zabobonów i trzeba przyznać, że mają trochę racji. W zagubionych w górach wioskach stare kobiety do dzisiaj odmawiają tam zaklęcia przeciw złym duchom. Szczególnie silna jest wiara w l’ochju, złe oko, które może przynieść nieszczęście na dom i rodzinę. Żeby wypatrzeć takie źródło nieszczęść, trzeba w dzień wigilijny nalać na talerzyk trochę wody, następnie zaś zakroplić tam kilka kropel oliwy. Wędrówka oliwnych oczek wskaże, kto komu źle życzy.
Oczywiście nie może tego robić byle kto. Zaklęcia przeciw „oku” przekazywane są, osobno w każdym domu, z matki na córkę i tylko one mogą odczyniać wigilijne uroki. Ciekawe, że nie ma chyba pracy etnograficznej, w której zamieszczone są jakiekolwiek teksty tych zaklinań. Kobiety utrzymują je w ścisłej tajemnicy.
W niektórych domach nadal kładzie się na okiennych parapetach węgielki z niedopalonego świątecznego kominka – jako ochronę przed piorunami.

Nie zginęła ze szczętem
Korsykańska szopka, zwana prisepiu, nadal stawiana jest w wielu domach. Kształtem przypomina ona naszą, polską, z tym że według tradycji oklejona jest mchem albo ściółką. Jest też rzecz specyficzna – „pszenica świętej Barbary”. To misa, do której w Adwent sypie się ziarna zboża. Wzrastają one w kłoski akurat około 18 grudnia, stąd ich nazwa.
Wyspiarze mają też własny odpowiednik naszej jemioły – jest nim krzew chruściny jagodnej (arbutus), pospolicie rosnący na Korsyce. Można go poznać po charakterystycznych czerwonych i żółtych owocach. Chruścinę do niedawna stawiało się po domach w charakterze choinki, a dzieci wieszały na niej własnoręcznie robione bombki.
Tak było na wyspie powszechnie aż do początku lat 50. ubiegłego stulecia. Potem, jak i gdzie indziej, zaczął tam królować Święty Mikołaj (Père Noël po francusku), pomarańcze wkładane dzieciom do buta i drewniane koniki zastąpiono seryjnymi zabawkami z marketów, zaś w miejsce chruściny pojawiła się świerkowa choinka. Ale na szczęście tradycja, choć uszczuplona nowoczesnością, nie zaginęła i nadal jest respektowana, szczególnie w górzystej części wyspy. Korsyka, choć francuska, pokazuje w ten sposób, że nie dała się do końca oswoić.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki