O jej śmierci dowiedziałem się w drodze do bazyliki Świętego Antoniego w Padwie, w sam raz, by w majestatycznym wnętrzu gotyckiego kościoła odmówić „Wieczne odpoczywanie” za duszę Wandy Półtawskiej. Grób patrona znajduje się po lewej stronie nawy. Schodki do relikwiarza zasłonięte są balaskami, ale pielgrzymi podchodzą doń od tyłu, przykładając dłonie do marmurowej ściany jak Żydzi do Ściany Płaczu. Ściany boczne oklejone są setkami małych zdjęć, portretów o paszportowym wymiarze. Spoglądają z nich setki par oczu, głównie młodych dziewcząt. Nie do paszportów robiły one te fotki! Choć skierowane prosto w martwy obiektyw, spojrzenia są radosne i pełne nadziei, sięgają jakby w głąb, poza aparat. Widać, że oczami duszy spoglądają prosto w twarz pośrednika ich pobożnych intencji. Ja z kolei mam wyjątkową okazję patrzenia na ich twarze z perspektywy świętego Antoniego. Setki twarzy, ale ta sama nadzieja. Osobliwe wrażenie.
Wanda Półtawska w swoim długim życiu zapewne niejeden raz doświadczała podobnego wrażenia – o tyle jednak bardziej intensywnego, o ile patrzyły na nią twarze ludzi żywych, nie fotografie. Twarze współwięźniarek obozu, twarze osób przez nią leczonych, twarz Jana Pawła – wszystkich osób, z którymi miała okazję rozmawiać o Bogu. Życie nie oszczędziło jej doświadczeń, znała ludzką naturę, a przynajmniej naturę kobiecą od podszewki. Nie można, będąc uczciwym, zarzucać jej naiwności czy też „nieżyciowości”. A tak właśnie, po jej śmierci, odmalował ją szereg funkcjonariuszy polskich tabloidów. Półtawska, niezwykle uczulona na kwestię seksualnej czystości od czasu pobytu w Ravensbrück, nie wahała się włożyć listu do stanika, by przemycić na osobiste spotkanie z papieżem wiadomość o niegodnych zachowaniach arcybiskupa Juliusza Paetza. Nobliwa starsza dama dowiodła tym gestem, że jeśli chodzi o sprawy najważniejsze, ludzie tacy jak ona nie zmieniają się, nie starzeją. Okazała się wtedy tą samą harcerką, jaką była w młodości, konspirującą Wandzią z kobiecego baraku.
W ostatnich latach życia milczała. Milczała, gdy na drzwiach kościołów smarowano haniebne wyrazy, milczała, gdy wylewano pomyje na pamięć o Janie Pawle II, gdy publicznie dystansowali się od zmarłego papieża inni jego „przyjaciele” i „przyjaciółki”. Można przypuszczać, że to z powodu sędziwego wieku, ale nie wierzę w to wyjaśnienie. Człowiek wiedzący to, co wiedziała ona, a rozumujący wyłącznie ziemskimi kategoriami, po prostu nie oparłby się pokusie, by nie zawołać: ludzie, co wy gadacie?
Ona milczała, bo patrzyła już „poza obiektyw”. A „tam” już przecież wiedzą, jak naprawdę było. A także – jak będzie.