Logo Przewdonik Katolicki

Myśmy jeszcze nie dojechali

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Ramzan Kadyrow, stuprocentowy Czeczen, nawet przestał się już przechwalać, że w krótkim czasie podbije nie tylko Kijów, ale i Warszawę. Widać i on dostrzegł już granicę śmieszności

W swoim poprzednim felietonie wyraziłem nieśmiałą nadzieję, że skoro Władimir Putin dobiera się już do swoich niedawnych jeszcze najbliższych kompanów (Jewgienij Prigożyn), to widać niewielu mu zostało szczerych obrońców. Poza Ramzanem Kadyrowem oczywiście. I proszę, rzeczywistość może nie tyle spełnia w mig życzenia felietonisty, ile pozwala mu na nieco większą pewność w wyrażaniu pobożnych życzeń. Albowiem Kadyrow…
No właśnie, co z nim? Media donoszą że jest poważne chory, może nawet w stanie śpiączki, ale tutaj bym pochopnie nie polegał na owych rewelacjach. Czeczeński dyktator, jak każdy satrapa, już niejeden raz był uśmiercany przez chciwych nowin dziennikarzy, a potem okazywało się, że te nowiny o śmierci były – jak w starym dowcipie – co najmniej przesadzone. Rzecz w tym, że zdrowym Kadyrowa nikt rozsądny już nie nazwie. Nie chodzi już nawet o to, że trzeba być szalonym, aby ważyć się na zbrodnie, jakich pełno w życiorysie czeczeńskiego wielkorządcy. Coś tam jest nie w porządku także z ciałem, i nie jest to wiadomość dnia, lecz tendencja zauważalna od dawna. Kilka miesięcy temu świat obiegł film, na którym Kadyrow składa raport Putinowi, czytając z kartki zapisanej literami tak dużymi, że elementarz Falskiego przy nich to kryptogram. I mimo to kaukaski tyran z owej kartki dukał. Film nie był fake newsem, zaś Kadyrow, co by o nim nie mówić, analfabetą nie jest. Zatem teza o poważnej, przewlekłej chorobie ma uzasadnienie.
Najlepszym jej potwierdzeniem jest, jak zwykle, dementi ze strony samego zainteresowanego. Po długiej nieobecności na TikToku, gdzie Ramzan Kadyrow najbardziej lubił prowadzić swoją ukraińską batalię, ujrzeliśmy na filmiku jego twarz nalaną i mówiącą z trudem przez zadyszane usta. Przypomnijmy sobie, że jeszcze niedawno dyktator, z niemałym efektem, pozował na pierwszego dżygita w Czeczenii, najlepszego strzelca, jeźdźca, karatekę i oczywiście amanta. Dzisiaj to już zdecydowanie pieśń przeszłości.
Czeczeni lubią porównywać się do wilków, a wilcze stado ma to do siebie, że znosi przywództwo samca alfa do momentu, w którym ten okazuje pierwsze oznaki słabości. Wtedy szybko zostaje zagryziony – przez te same młode wilki, które do tej pory posłusznie poddawały się jego rozkazom. Kadyrow, stuprocentowy Czeczen, świetnie zdaje sobie z tego sprawę, nawet przestał się już przechwalać, że w krótkim czasie podbije nie tylko Kijów, ale i Warszawę. Widać i on dostrzegł już granicę śmieszności.
Złapałem się na tym, że piszę ten tekst trochę jak nekrolog. Bo w istocie coś jest na rzeczy. Rosjanie lubią w takich momentach cytować dowcip. W karetce reanimacyjnej budzi się pacjent i pyta konwojujących go pielęgniarzy: dokąd mnie wieziecie? Na cmentarz – pada odpowiedź. Ale przecież ja jeszcze nie umarłem! Ale myśmy jeszcze nie dojechali – replikuje sanitariusz.
Przepraszam wszystkich czytających za frywolne podejście do spraw ostatecznych. W przypadku Kadyrowa nie potrafię zdobyć się na szacunek.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki