Najpoważniejszy z incydentów miał miejsce w nocy z 26 na 27 lipca, kiedy to dziesiątki chasydów, łamiąc kordon ochroniarzy, wtargnęły do wnętrza świątyni. Choć obyło się na szczęście bez ofiar śmiertelnych, czy też ciężko rannych, intruzów musiała usuwać izraelska policja.
Napięcie wokół karmelitańskiego sanktuarium nie jest, niestety, ewenementem. Ostatnia dekada upłynęła w Izraelu pod znakiem rosnącej agresji żydowskiej w stosunku do chrześcijan. Winę za to ponoszą skrajne ugrupowania religijne, wszelako odpowiedzialność spada tu na całe państwo, którego agendy – oględnie mówiąc – nie robią wystarczająco dużo dla przeciwdziałania tym negatywnym tendencjom.
Konflikt religijny i etniczny
Góra Karmel to miejsce święte dla wszystkich wielkich religii, które wywodzą się z Bliskiego Wschodu, w tym oczywiście chrześcijaństwa. To tutaj od początku istnienia Kościoła zamieszkiwali świątobliwi pustelnicy, tutaj też w 1212 r. powstał kontemplacyjny zakon karmelitów. Ich wspólnotę-matkę, zburzoną po ostatecznym upadku państw krzyżowych, odnowiono w 1634 r., kiedy to pierwsza grupka zakonników, nie lękając się prześladowań ze strony miejscowych muzułmanów czy też reżimu sułtana, zamieszkała w grocie wykutej pod szczytem. Później, gdy osłabiona władza osmańska zaczęła tolerować chrześcijańskie misje, nad grotą powstał murowany klasztor. Rozbudowany, stanowi dzisiaj centrum katolickich pielgrzymek.
Miejsce to jest jednak podobnie święte dla wyznawców judaizmu. Tu tutaj bowiem znajduje się wspominana w Biblii grota Eliasza, proroka czczonego również przez chrześcijan. Od prawie dwustu lat wznosi się nad nią główny ołtarz karmelitańskiej bazyliki. W czerwcu tego roku zaczęły się tu pojawiać mniejsze lub większe grupy chasydów. Ludzie ci tłumaczyli, że chcą się tylko pomodlić przy grobie ich proroka, jednak, nolens volens, ich samowolne wejścia do chrześcijańskiej świątyni nosiły wszelkie znamiona agresywnego wtargnięcia. Tak też zostały ocenione przez kościelną służbę oraz miejscowych wiernych. I choć wejście do kościoła zaczęli odtąd chronić miejscowi młodzi ochotnicy, napór na górę Karmel ze strony żydowskich ortodoksów tylko się wzmógł, czego żałosnym skutkiem stał się wymieniony incydent.Dodatkowego smaczku nadaje konfliktowi fakt, że miejscowi katolicy są izraelskimi Arabami, potomkami prawosławnych, którzy w XVIII w. wybrali unię z Kościołem katolickim. Ich lokalnym przywódcą jest Ajman Auda (Odeh), deputowany do Knesetu z ramienia partii Hadasz, opowiadającej się za arabsko-żydowskim pojednaniem.
Jego antagonistą jest 85-letni rabin Eliezer Berland, lider obecnej w Hajfie wspólnoty chasydów z Bracławia. Stara linia chasydzka, wywodząca się z tego podolskiego miasteczka, dorobiła się potocznej nazwy „martwych chasydów” (tojte chasidim) z racji akcentowanego przez nich „trupiego” posłuszeństwa nakazom Boga. Chasydzi bracławscy obecni są na kilku kontynentach i byłoby nieuczciwością przypisywanie im zbiorowej skłonności do religijnej agresji. Ci z Hajfy mają jednak pecha – przewodzi im bowiem człowiek, którego sama izraelska prokuratura obarczyła zarzutami defraudacji, seksualnych nadużyć, a nawet współudziału w dwóch morderstwach. Taka to osobistość napuszcza dziś fanatyków do zakłócania nabożeństw na górze Karmel.
Arabscy katolicy nie bez racji żalą się na stronniczość izraelskiego wymiaru sprawiedliwości oraz mediów. W sieci krąży film, na którym ochroniarz siłą usuwa sprzed wejścia do kościoła ubranego w tałes Żyda. Izraelska prasa uderzyła na alarm, informując o „chrześcijańskiej przemocy”, w rezultacie czego ochroniarza aresztowano. Żydowskich intruzów, jak dotąd, nikt do odpowiedzialności za przemoc nie pociąga.
„Ktoś musiał je tego nauczyć”
Jednak religijna nietolerancja ze strony żydowskiej większości nie uderza jedynie w izraelskich Arabów. Przekonał się o tym, na kilka dni przed incydentem w Hajfie, Nikodemus Schnabel, opat klasztoru Zaśnięcia Matki Bożej na Górze Syjon, gdy przedstawiciel Fundacji Dziedzictwa Ściany Płaczu zasugerował mu, by chodząc ulicami Starej Jerozolimy, nie nosił widocznego na piersi krzyża. – To nie żadna prowokacja, ale znak mojej chrześcijańskiej tożsamości – odparł mu zakonnik, który oczywiście do sugestii się nie zastosował. Fundacja Dziedzictwa Ściany Płaczu jest instytucją państwową.
Sanktuarium na Syjonie ma – zarówno w chrześcijaństwie, jak i w judaizmie czy islamie – tradycję tak starą i czcigodną jak Karmel. Według Żydów to tutaj pochowany jest król Dawid. Z kolei dla chrześcijan jest to miejsce pierwszej Eucharystii (Wieczernik), stąd także, z duszą i ciałem, została wzięta do nieba Maryja. Opisywanie jego historii przekroczyłoby objętość tekstu publicystycznego, dość powiedzieć, że w 1898 r. niemiecki cesarz Wilhelm II wykupił działkę, na której chrześcijańska tradycja lokuje wydarzenie Zaśnięcia. Odtąd zbudowana za ciężkie pieniądze kopuła benedyktyńskiej bazyliki, bezpośrednio sąsiadującej z Grobem Dawida i Wieczernikiem, góruje nad całą dzielnicą.
Od 2012 r. bazylika jest miejscem aktów agresji i wandalizmu. Przeważnie ograniczają się one do obelżywych wobec chrześcijan napisów na ścianach. Są też incydenty poważniejsze, jak ten z 2014 r., kiedy to podpalono wnętrze kościoła. W tym czasie, o sto metrów dalej, odwiedzał wieczernik papież Franciszek.
W ostatniej dekadzie klimat międzyreligijnych relacji w Jerozolimie wyraźnie zmienił się na niekorzyść. Wiąże się to z rosnącą w mieście populacją haredi, ultraortodoksyjnych Żydów, którzy nie ukrywają swojej niechęci do innowierców, szczególnie tych mieszkających w Izraelu na stałe. Opluwanie księży w sutannach przez dzieci z tej grupy stało się, bez przesady, czymś na porządku dziennym. – Ktoś musiał je tego nauczyć – mówi łaciński patriarcha Jerozolimy Pierbattista Pizzaballa, który niejednokrotnie sam padał ofiarą podobnych zaczepek.
Nie wszyscy w Izraelu lekceważą powagę sytuacji. 9 sierpnia wizytę w Stella Maris złożył prezydent Jicchak Herzog, zapewniając zwierzchników sanktuarium o trosce państwa o religijny pokój. Była to jednak wizyta prywatna.